Sobota-Poniedziałek, 30 X – 1 XI 2010, Nr 255 (3881)
Z Beatą Gosiewską, wdową po Przemysławie Gosiewskim, wicepremierze w rządzie PiS, który zginął w katastrofie rządowego Tu-154M pod Smoleńskiem, rozmawia Paulina Jarosińska
Na jakim etapie jest Pani wniosek o ekshumację ciała męża?
– Mój wniosek jest na takim samym etapie, jak w momencie jego złożenia, to znaczy, nie został on jeszcze rozpatrzony. W najbliższych dniach zamierzam złożyć ponowny wniosek, żądanie rozpatrzenia tamtego wniosku do prokuratury, ponieważ od lipca nic się nie zmieniło, prokuratura jest w tym zakresie zupełnie bezczynna. Wniosek leży cały czas nierozpatrzony. Prokuratura nie poinformowała mnie, dlaczego tego nie uczyniono. Przypomnę tylko, że na początku przekonywano nas, że protokoły sekcji zwłok trafią do Polski w sierpniu. Wielokrotnie już prokuratura co innego deklarowała, a co innego faktycznie się działo. Byłam nie raz wprowadzana w błąd przez prokuraturę. W kwestii mojego wniosku o ekshumację jest dokładnie tak samo. Dlatego czuję się zmuszona, żeby złożyć ponowny wniosek do prokuratury.
Jakie jeszcze kwestie są dla Pani teraz najważniejsze, jeśli chodzi o dostęp do materiału dowodowego?
– Przyczyny tej katastrofy mogą być zapisane w czarnych skrzynkach. Rząd, blokując dostęp do poznania zapisu czarnych skrzynek, ukrywa tym samym prawdę. Według ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza, robi to bezprawnie. Rodziny ofiar, pokrzywdzeni mają prawo do pełnego dostępu do dowodów w sprawie katastrofy. Uważam, że gdyby rząd polski ujawnił zapis czarnych skrzynek, to niezależni eksperci, którzy zgłaszają się do nas, np. z Niemiec, mogliby po analizie parametrów lotu określić przyczynę katastrofy. Wówczas możliwe byłoby również np. potwierdzenie albo zaprzeczenie meaconingowi, czyli zakłócenia nawigacji. Odczytanie skrzynki szybkiego dostępu trwa, według ekspertów, do godziny. Minęło natomiast siedem miesięcy. Moim zdaniem, rząd celowo nie chce ujawnić zapisów czarnych skrzynek, kluczowej sprawy, choć sam zna ich treść.
Ciągle nie ma kluczowych dowodów, a z mediów wybrzmiewają co jakiś czas „przecieki”, które jednoznacznie za śmierć 96 osób na pokładzie Tu-154M obwiniają pilotów. Większość z nich nie znajduje potwierdzenia w materiale dowodowym.
– Bardzo współczuję pani generałowej Ewie Błasik, że jej mąż od tylu miesięcy jest bezpardonowo i bezpodstawnie atakowany. W mojej ocenie, jest to również celowe działanie rządu, który utajniając prawdę zapisaną w nagraniach z czarnych skrzynek, dopuszcza do obiegu medialnego tzw. przecieki kontrolowane, które bez oparcia na jakichkolwiek dowodach mają winę za katastrofę rządowego samolotu zrzucić na pilotów albo na domniemywane naciski ze strony generała Błasika. To jest skandaliczne. Rząd polski zamiast informować nas na bieżąco o przebiegu całego postępowania, co zgodnie z konwencją chicagowską nam się należy, przyzwala na takie medialne, szkalujące pamięć ofiar insynuacje. Trwa w najlepsze dezinformacja i w tym miejscu rodzi się pytanie: kto jest zainteresowany, aby w ogóle miała ona rację bytu? Według mnie, to właśnie rząd polski ma w tym jakiś swój cel. Czytając akta sprawy, nie zauważyłam w ani jednym miejscu, aby przewinął się w tych dokumentach jakiś wątek nacisku na pilotów. Te wszystkie medialne spekulacje są bardzo bolesne dla rodzin.
Do tej pory odbyło się jedno spotkanie prokuratorów z rodzinami ofiar i ich pełnomocnikami. Wiadomo już, czy odbędzie się kolejne i jeśli tak, to kiedy?
– To było spotkanie pod wpływem mediów i nacisku z naszej strony. Co ważne, nie została podjęta na nim ani jedna kwestia, która już wcześniej nie byłaby poruszana. Zapewniano nas, że będą się one odbywały cyklicznie, ale to było tylko jedno z zagrań na rzecz dobrego PR rządu i organów odpowiedzialnych za śledztwo. O kolejnym takim spotkaniu nic mi nie wiadomo. Była deklaracja zarówno premiera Donalda Tuska, jak i prokuratorów, że społeczeństwo, a zwłaszcza rodziny, będą na bieżąco informowane. Tak się jednak nie dzieje. My żądamy pełnego, rzetelnego komunikowania nas na temat aktualnego stanu śledztwa. Cały czas mamy jednak do czynienia z ukrywaniem prawdy.
Jak już Pani wspomniała, wciąż nie mamy protokołów sekcyjnych, co w znaczny sposób blokuje pracę polskich śledczych.
– Nie wiadomo nadal, kiedy one do nas trafią. MAK opracował raport i polska strona ma teraz przeprowadzić jego analizę i wnieść „ewentualne” poprawki. Jak może tego dokonać, na jakiej podstawie, skoro nie ma najważniejszych dowodów, takich jak wrak samolotu czy rzeczone protokoły sekcji zwłok. Nie rozumiem, dlaczego ten raport jest tajny. Wydaje mi się, że fakt jego tajności może spowodować, że poprawki, które będą przez polską stronę do niego wprowadzane, będą tylko iluzoryczne.
Często Pani podkreśla swój brak zaufania do obecnych władz polskich, jak również do instytucji, w których rękach są losy śledztwa.
– Nasz brak zaufania łączy się ściśle z nieudolnością i brakiem dobrej woli rządu. Gdyby jego działanie od początku było bardziej rzeczowe, dynamiczne i przede wszystkim, gdyby była w nim choćby odrobina dobrej woli, nasza dzisiejsza sytuacja byłaby zupełnie inna. U źródeł tego kompromitującego śledztwa jest oddanie go w ręce Rosji. To nie jest w pełni kraj demokratyczny, wszystkie instytucje są w nim zależne od władzy. Właściwym działaniem władz polskich tuż po katastrofie byłoby dążenie do powołania międzynarodowej komisji. Ze zdumieniem wysłuchałam słów generała Krzysztofa Parulskiego na jednej z konferencji, który na pytanie o materiał z „Misji specjalnej” obrazujący poczynania rosyjskich funkcjonariuszy na wraku samolotu powiedział, że w przyszłości w takich sytuacjach powinna być powołana międzynarodowa komisja. My przecież żądamy tego od kilku miesięcy! Poza tym oburzające jest to, że z dokumentów, które otrzymuję z prokuratury, wynika, że prokuratura polska prowadzi postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania wypadku w ruchu powietrznym. Mam też pytanie w związku z tym: dlaczego kwestia zamachu jest nadal tematem tabu? Nie potrafię tego zrozumieć.
Czy uważa Pani, że wszelkie inicjatywy oddolne, chociażby takie jak apel Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010 czy pismo mec. Stefana Hambury do Komisji Europejskiej, mogą wywrzeć jakiś faktyczny nacisk na kompetentne instytucje?
– Te wszystkie inicjatywy są rezultatem zamierzonej indolencji władz, o której mówiłam. Apele, które podnosimy, są dla nas jedyną możliwością jakiegokolwiek działania w celu wyjaśnienia sprawy. Nie możemy być bezczynni, nawet jeśli nie sprzyja nam władza.
Czy Pani osobiście zwracała się kiedykolwiek do rządu polskiego w sprawie śledztwa?
– My jako stowarzyszenie zwróciliśmy się w lipcu do kancelarii premiera, by szef rządu zażądał wraku samolotu, na co minister Tomasz Arabski odpowiedział nam, że to leży w gestii prokuratury. To jest nieprawda. Rząd mógłby na to wpłynąć.
Zbliża się kolejna miesięcznica tragedii i wciąż nierozwiązana jest sprawa jej godnego upamiętnienia. Od początku negatywnie Pani oceniała projekt pomnika na Powązkach, który jest już w całości gotowy.
– Oceniam ten pomnik jako nieudany, bez żadnej symboliki, po prostu brzydki. Nie przemówią do mnie nigdy te dwa przełamane bloki. Przypomnę, że indywidualny nagrobek wywalczyłam po długim czasie. W czwartek stanął nagrobek mojego projektu. Nikt z nami nie dyskutował, jak ma wyglądać ten pomnik. Poza tym żadna z rodzin nie wnioskowała o to, żeby stał on w tym konkretnym miejscu. Uniemożliwiono nam nawet umieszczenie w pobliżu pomnika krzyża. Ten pomnik symbolizuje to, jak działa nasza władza. Uznała, że to jest najwłaściwsze upamiętnienie i jedyne, na jakie ją stać.
Powiedziała Pani ostatnio, wspominając miejsce, gdzie jest grób Pani męża, że jeszcze przed pogrzebem przypominało ono „rów wykopany jak w Katyniu”. To bardzo sugestywne i przejmujące słowa.
– Dla mnie to było niesamowicie ciężkie przeżycie, kiedy musiałam załatwiać wszystkie sprawy związane z pogrzebem. Mój mąż leciał do Katynia, aby złożyć hołd oficerom zamordowanym przez NKWD w 1940 roku właśnie w tym miejscu. Bardzo dbał o to, żeby pamięć o ofiarach była ciągle żywa. Współpracował z Instytutem Pamięci Narodowej w województwie świętokrzyskim, aby ustalić, z jakich powiatów pochodziły ofiary mordu katyńskiego z tego regionu, aby posadzić w tych miejscach pamiątkowe dęby. Gdy przekazano mi program jego wystąpień poselskich tydzień po katastrofie, okazało się, że dotyczyły one głównie upamiętnienia Katynia. Bardzo walczył o krzewienie tej pamięci wśród ludzi młodych. Gdy pojechałam na cmentarz i zobaczyłam koparkę, to niestety wzbudziło to we mnie skojarzenie z Katyniem… Miałam przed oczyma zdjęcia zbiorowych grobów z tego miejsca. Bardzo to przeżyłam. Mój mąż leciał w delegacji, która miała oddać hołd ofiarom masowej zbrodni. Teraz my musimy dbać o to, aby również ofiary tragicznego lotu do Smoleńska doczekały się godnego upamiętnienia. Dla mnie niezwykle bolesne jest to, że tak niewiele mówi się o ofiarach tragedii smoleńskiej w kontekście ich dokonań, o tym, jak były one oddane Polsce, jak jej służyły. Bardzo ważne jest, aby również pamięć o ich dorobku trwała w świadomości naszego Narodu, aby po ich poświęceniu dla Polski pozostał trwały ślad w historii. Niestety, pomnik na Powązkach budzi tylko grozę i poczucie beznadziei.
Dziękuję za rozmowę.