Tag Archives: rosja

Henryk Głębocki: Pierwsi zaczęli snuć teorie spiskowe zwykli Rosjanie


Widok Putina, byłego oficera KGB, wydającego premierowi RP ciało prezydenta RP i geopolityczny kontekst tragedii smoleńskiej – to wywołuje podejrzliwość w wielu krajach, nawet w samej Rosji.

Fronda.pl: Komentatorzy po smoleńskiej tragedii, podkreślają wzruszające pełne solidarności z Polakami reakcje Rosjan i zaangażowanie tamtejszych władz. Jednak prof. Włodzimierz Marciniak nie ma złudzeń. Twierdzi, że rosyjska władza jest przerażona, że może paść na nią cień jakichkolwiek podejrzeń w sprawie katastrofy samolotu z prezydenckim samolotem.

Henryk Głębocki*: Jeśli chodzi o reakcję Rosjan na tę tragedię, to wyraźnie możemy obserwować tam samonapędzający się mechanizm. Władze Rosji starają się zachować tak, jak powinni się zachować przedstawiciele każdego, normalnego, demokratycznego kraju i zatrzeć tym samym wrażenie niezręczności sytuacji. Tym bardziej, że znalazły się nieoczekiwanie w centrum uwagi opinii światowej. Bo, oto znakomita część elity politycznej państwa, które pozostawało w konflikcie z Rosją, tragicznie ginie, właśnie na terytorium Rosji, do tego w rosyjskim samolocie, który niedawno przeszedł serwis w rosyjskich zakładach, i to podczas podróży mającej uczcić rocznicę mordu na polskich oficerach, którego pełnego wyjaśnienia współczesna Rosja uniemożliwiała. Wśród szeregu gestów ze strony oficjalnych władz, istotnym elementem tych prób zatarcia złego wrażenia była emisja „Katynia” w głównym kanale rosyjskiej telewizji, na co przecież przez lata absolutnie nie mogło być żadnego przyzwolenia.

Nie wiem czy jest pan świadom, że wbija klin w głoszony przez wielu moment przełomu i pojednania. Nie ma złudzeń co do postepowania władz. A zwykli Rosjanie, jak może wpłynąć na nich ten wymuszony interwencjonizm władz?

Dla nich sceny filmu Andrzeja Wajdy mogą kojarzyć się przede wszystkim z tragedią samych Rosjan. W rodzinach, które mają ofiary sowieckiej technologii zabijania ta wiedza nie jest obca. Ale w skali całego kraju Katyń pozostaje wciąż nieopowiedzianą historią. Na ile to nagłe i dramatyczne opowiadanie wstrząśnie Rosjanami tak, jak jak w przypadku nas Polaków? Na ile uruchomi mechanizmy zainteresowania prawdą o własnej, tak tragicznej historii? Czas pokaże.

Musimy pamiętać, że ta rosyjska trauma bolszewickiego terroru, którego pierwszymi i najliczniejszymi ofiarami byli początkowo sami Rosjanie, nie została dotąd dostatecznie pokazana i przeżyta w ich kraju. Do wyjątków należą takie filmy jak „Czekist” w reżyserii Aleksandra Rogozina na motywach powieści Władimira Zazubrina – „Szcziopka” (drzazga, wiór), ukazujący technologię mordów w siedzibach tzw. „czrezwyczajek” w epoce rewolucji i wojny domowej, tak uderzająco podobną do metod zastosowanych przy zbrodni katyńskiej i w tylu innych przypadkach komunistycznego ludobójstwa. Film ten powstał na początku lat 90. XX w., gdy w epoce Jelcyna wydawało się jeszcze, że odkrywając prawdę o swej historii, a przy tym prawdę o Katyniu Rosjanie uporają się z własną przeszłością. Jelcyn uruchomił dyskusję o zbrodniach rosyjskiego komunizmu jako element rozprawy ze starym komunistycznym establishmentem a także ze swym przeciwnikiem – Gorbaczowem. Wtedy też, aby go skompromitować, ujawnił i przekazał stronie polskiej część dokumentów dotyczących Katynia, świadczących o ukrywaniu prawdy o tej zbrodni przez władze ZSRS. Musiał jednak tych rozliczeń szybko poniechać. Natomiast epoka rządów Putina i jego ekipy opartej na środowiskach wywodzących się z sowieckich służb specjalnych całkowicie zmieniła wektor w przedstawianiu tych spraw.

Rozgrywającymi stały się osoby, ośrodki związane ze służbami?

Nie będzie to dziwne, jeśli przypomnimy, że jak oceniali zachodni analitycy, być może nawet ok. 80% establishmentu współczesnej Rosji jeśli nie wywodziła się, to przynajmniej miała jakiś związek z tymi strukturami. Zjawiska te przyniosły rehabilitację rosyjskiej pamięci o sowieckim imperium – ostatniej formie imperium, które pozostało w pamięci wielu Rosjan jako wyznacznik ich globalnej pozycji supermocarstwa. Ten resentyment części społeczeństwa był umiejętnie wykorzystywany, podtrzymywany i rozwijany na zamówienie samego Kremla, jako legitymizacja nowej władzy. Usiłowano wręcz zbudować nową tożsamość Rosji odwołując się do neoimperialnego resentymentu, łącząc tradycje imperium białych carów i czerwonych komisarzy. Władze rosyjskie dokonywały w ostatnich latach szeregu gestów, które miały połączyć te tradycje, przywracając np. stary sowiecki hymn, a równocześnie akceptując kanonizacje ostatniego cara Mikołaja II i jego rodziny, i sprowadzając z zagranicy prochy przywódców antybolszewickiego ruchu „białych”.

Jednak najważniejszą warstwą tej „nowej tradycji” była apoteoza imperializmu sowieckiego, jego symboli, bohaterów i najbardziej zbrodniczych instytucji jak NKWD i jego następca KGB czy „Smiersz”. Apologia „czekistów”, bohaterów „cichego frontu”, przejawiała się w praktyce we wszystkich sferach życia, szczególnie w kulturze masowej, telewizji, etc. Wszystko to wiązano ściśle z mitem zwycięstwa podczas II wojny światowej, które stało się fundamentem globalnej pozycji imperium sowieckiego i przy użyciu którego można było usprawiedliwić wszelkie zbrodnie. Zarazem II wojna światowa pozostaje wciąż najważniejszym mitem narodowym współczesnej Rosji. Pamięć o Katyniu i co za tym idzie o innych zbrodniach, także na Rosjanach, stała w oczywistej sprzeczności z tą linią propagandy historycznej.

Czytaj dalej

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Hipoteza rosyjskiego zamachu? „Trzeba pytać”


„Rzeczpospolita”: „Mamy obowiązek pytać o odpowiedzialność władz rosyjskich za katastrofę. Nie wolno uznawać takich pytań za świętokradztwo rujnujące relacje Warszawy z Moskwą” – pisze publicysta Bronisław Wildstein.

Wildstein, w związku z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem, pyta polskie władze, dlaczego nie wystąpiły do Rosji o przejęcie śledztwa. „To zaniechanie jest oburzające zwłaszcza w kontekście prawdopodobnej hipotezy, że Rosjanie choćby przez swoje błędy odpowiadają za wypadek. W takiej sytuacji trudno oczekiwać, aby chcieli wyjaśnić wszelkie niejasności” – pisze Wildstein w dzisiejszej „Rz”.

Publicysta przekonuje także, że nie należy przeceniać gestów ze strony Rosjan. „Owszem, gesty takie należy dyskontować, ale nie można się nimi egzaltować. W sprawie katyńskiej nie została odtajniona ani karteczka z tego, co Rosjanie utajnili w 2004 roku, a polscy oficerowie nie zostali zrehabilitowani” – pisze publicysta, dodając, że „w sprawie katastrofy Rosjanie robią to, co muszą”, gdyż zdarzyła się ona na ich terytorium. Dziennikarz ostro polemizuje ze zwolennikami tezy o przełomie, jaki rzekomo miał się dokonać w stosunkach między Polską a Rosją po katastrofie prezydenckiego Tu-154.

Nie dość, że „hipoteza nieszczęśliwego wypadku staje się dogmatem”, to jeszcze mocniej wbijany jest nam „do głowy pewnik o przełomie w stosunkach polsko-rosyjskich wywołany jakoby niezwykle pozytywną postawą, którą władze Rosji wykazały wobec Polski w sprawie katastrofy”.

Wildstein podobne poglądy określa jako „infantylne bajeczki o rosyjsko-polskiej przyjaźni”.

W tym samym numerze „Rz” z Wildsteinem polemizuje Igor Janke, który uważa, że „zabijając lecącego do Katynia prezydenta Polski tuż przed końcem jego kadencji, Rosja nie zyskałaby nic. A ryzykowałaby bardzo wiele”. „Wiele złego można powiedzieć o Putinie, ale nie to, że jest szaleńcem” – pisze publicysta, dodając, że „zorganizowanie zamachu na polskiego prezydenta byłoby jazdą po bandzie”.

Publicysta twierdzi, że w stosunku do Rosjan „nie można dać się ponieść jakimkolwiek emocjom”, a rosyjskie gesty należy docenić. „Miedwiediew przyleciał do Krakowa mimo chmury pyłu, na co nie zdecydowało się wielu innych przywódców” – pisze Janke.

Źródło: onet.pl
Bronisław Wildstein. Katastrofa: Rosja, Polska, wątpliwości
Więcej w „Rzeczpospolitej

null

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

„Zamach” – słowo tabu


10 kwietnia był takim wstrząsem, że można częściowo zrozumieć, iż przez ostatni tydzień stosunkowo niewiele mówiło się o możliwych przyczynach katastrofy prezydenckiego samolotu. Pora zacząć domagać się odpowiedzi.

Na początek kilka uwag ogólnych. W przypadku każdej katastrofy lotniczej, a już z całą pewnością katastrofy, w której ginie wielu ważnych polityków, w tym znaczna część tych, którzy odpowiadali za prowadzenie określonej polityki zagranicznej wobec ościennego państwa, z którym stosunki bywają trudne, a które dalekie jest (wbrew bajaniom ministra spraw zagranicznych) od demokracji, normalne byłoby uznanie zamachu za jedną z podstawowych hipotez. Po katastrofie tupolewa słowo „zamach” zostało uznane za tabu. Nie wiem, czy którykolwiek z przedstawicieli władz użył go choćby raz w oficjalnej wypowiedzi, nawet po to, aby poinformować, że i to brane jest w śledztwie pod uwagę i że na obecnym etapie nie ma powodu, aby tę hipotezę uznać za prawdopodobną.

Niektórzy w gorącej wodzie kąpani zwolennicy Prezydenta Kaczyńskiego wydają się mieć już pewność, że zamach miał miejsce. Jego przeciwnicy z kolei a priori uznali, że na pewno mieliśmy do czynienia z wypadkiem; no, może jeszcze z niewielkim udziałem samego Lecha Kaczyńskiego, który na pewno zmuszał pilotów do lądowania. Obie postawy są nieracjonalne. Racjonalne i wskazane jest w tym momencie stawianie pytań, wyłapywanie wątpliwości i domaganie się odpowiedzi.

Uprawnia nas do tego nie tylko zasada, że zamach powinien być jedną z hipotez niejako z automatu, ale też czysto hipotetyczne rozważenie zysków i strat, jakie mogłyby dotyczyć potencjalnych sprawców. Polska, przez swoje zaangażowanie choćby w Afganistanie, może się teoretycznie stać celem klasycznych islamskich terrorystów i również tej hipotezy nie można wykluczać. Bardziej oczywista jest jednak hipoteza o jakiejś formie rosyjskiego udziału w katastrofie. Sceptycy lekceważąco stwierdzają, że Lech Kaczyński nie stanowił już żadnego zagrożenia dla ewentualnych planów rosyjskiej ekspansji (oczywiście nie militarnej, Rosja posługuje się innymi metodami), bo przecież jego kadencja dobiegała końca, szanse na ponowny wybór miał małe.

To myślenie nie uwzględnia kilku czynników. Po pierwsze – małe nie oznacza: żadne. Wynik wyborów nie był w żadnym stopniu rozstrzygnięty. Po drugie– wraz z prezydentem zginęła znaczna część jego współpracowników, ludzi, którzy mieli do odegrania w polskiej polityce znaczącą rolę, a podzielali poglądy Lecha Kaczyńskiego na politykę zagraniczną oraz innych uczestników polskiego życia publicznego, którzy z rosyjskiego punktu widzenia mogli być problematyczni. Po trzecie– na pokładzie miał być także Jarosław Kaczyński, który wycofał się w ostatniej chwili. Wszystko to wystarczyłoby jako odpowiedź na pytanie cui prodest.

Trzeba też pamiętać, że fizyczna likwidacja politycznych przeciwników – coś, co w naszych europejskich głowach może się dzisiaj nie mieścić – nie jest dla rosyjskich elit rządzących niczym niezwykłym. To wręcz część rosyjskiej tradycji politycznej. Mój znajomy powtórzył mi słowa pewnego eksperta od terroryzmu, którego spytał o katastrofę: „Zrób coś tak bezczelnego, żeby nikt nie uwierzył, że to ty zrobiłeś”. W Tu 154M wszyscy byli podani jak na tacy. Gdzieś w Moskwie mogło paść pytanie, czy wolno zmarnować taką okazję.

Ale nie idźmy od razu zbyt daleko. Możliwe są trzy stopnie rosyjskiego zaangażowania w katastrofę.

  1. Zwykłe niedbalstwo, bylejakość i lekceważenie. Samolot mógł się rozbić, bo kontroler na wieży mógł być pijany, a żarówki w lampach nie wkręcone.
  2. Nie chodziło o doprowadzenie do katastrofy, ale o utrudnienie Prezydentowi udziału w uroczystościach poprzez uniemożliwienie mu lądowania w Smoleńsku. Gdyby polscy piloci uznali, że nie mogą tam wylądować, Lech Kaczyński musiałby lecieć do Mińska lub Moskwy, tam musiałby zostać zorganizowany transport, trzeba by przejechać kilkaset kilometrów i cała ceremonia zostałaby rozwalona. Dodatkowo Janusz Palikot mógłby znowu kpić, że Lech Kaczyński nawet do Katynia nie potrafi zdążyć. Katastrofa byłaby zatem swoistym „wypadkiem przy pracy”.
  3. Chodziło o to, aby samolot się rozbił. Tu istnieją dwie możliwości: albo sprawa odbywała się za wiedzą najwyższych władz, albo była inicjatywą którejś ze zwalczających się frakcji w rosyjskiej elicie władzy, mającą potencjalnie zaszkodzić przeciwnikom być może bardziej niż Polsce.

Wśród wielbicieli teorii spiskowych krąży niestety całe mnóstwo kompletnie nieprawdopodobnych hipotez, które sprawiają, że łatwo wykpić tych, co stawiają zasadne pytania. Kwintesencją tej szkodliwej roboty jest legenda, jaką otoczony jest filmik, nakręcony telefonem komórkowym przez jakiegoś Rosjanina, który trafił na miejsce katastrofy prawdopodobnie kilka minut po niej. Także w Salonie24 pełno jest egzegez tego materiału. Gdyby im uwierzyć, trzeba by przyjąć, że po katastrofie część pasażerów przeżyła, była w stanie chodzić, a nawet dość donośnym głosem nakazywać sobie spokój, zaś po lesie dziarsko biegały oddziały rosyjskich morderców, strzałami z pistoletów, przy wielu świadkach (i kręcącym filmik), dobijając rannych. Egzegeci filmiku słyszą na nim błaganie „Nie zabijajcie nas!” oraz widzą machające lub czołgające się postacie.

W rzeczywistości filmik jest tak kiepskiej jakości, że usłyszeć można na nim i zobaczyć dosłownie wszystko, co się chce. Dopiero obróbka specjalistycznymi programami, którymi dysponują jedynie służby specjalne, mogłaby dać odpowiedź, czy widać na nim coś podejrzanego czy nie. Żaden zdrowo myślący sceptyk nie zobaczy tam nic niezwykłego. Polskie nawoływania to prawdopodobnie głosy delegacji z ambasadorem Bahrem na czele, a strzały to milicjanci, odstraszający gapiów. I tyle. Rosjanie zaś musieliby być niespełna rozumu, aby najpierw zadać sobie trud doprowadzenia do katastrofy, a potem wysyłać na miejsce, położone obok ruchliwej drogi, oddział siepaczy do dobijania rannych.

Apeluję więc o pozostawienie na boku teorii z dziedziny fantastyki, a zajęcie się pytaniami, które faktycznie budzą wątpliwości. Wiemy już raczej na pewno, że bezpośrednią przyczyną katastrofy był fakt, iż samolot znalazł się zbyt blisko ziemi. Pozostaje wyjaśnić, czemu się tak stało. Żadne z dotąd przedstawionych wytłumaczeń nie jest przekonujące. Początkowe zwalanie winy na mgłę nie przekonuje. Mieliśmy pilota, który lądował na tym lotnisku dwa dni wcześniej jako drugi, miał tysiące godzin doświadczenia, a sam samolot wyposażony był w dwa wysokościomierze i system TAWS, mierzący odległość od ziemi na podstawie zawartych w pamięci danych o ukształtowaniu terenu wokół lotnisk na całym świecie. Lotnisko w Smoleńsku też powinno tam być. TAWS jest tak skuteczny, że podobno od pięciu lat żaden wyposażony w niego samolot nie rozbił się przy lądowaniu.

Najnowsze wyjaśnienia strony rosyjskiej są kompletnie niedorzeczne. Mówią o tym, że pilot nie wziął pod uwagę specyficznych cech rosyjskiej maszyny. Kapitan samolotu prezydenta miał na nim wylatane dobrze ponad 1000 godzin. Piloci z rządowego pułku to najlepsi fachowcy w Polsce. Sugerowanie, że mogli nie znać zachowań kierowanej przez siebie maszyny jest niepoważne.

Poniżej umieszczam listę pytań, które budzą moje wątpliwości. Nie wykluczam, że część spośród nich ma całkiem racjonalne, przypadkowe wyjaśnienia, których nie znam m.in. dlatego, że wymagają specjalistycznej wiedzy, niemniej uważam, że na wszystkie powinniśmy uzyskać odpowiedź.

  1. Z jakiego powodu już kilkadziesiąt minut po katastrofie strona rosyjska zaczęła przedstawiać bardzo daleko idące tezy, dotyczące przebiegu wypadku, które następnie nie znalazły potwierdzenia (m.in. teza o pięciokrotnej próbie podejścia do lądowania)?
  2. Czy z punktu widzenia meteorologii wytłumaczalna jest sytuacja, w której mgła pojawia się nie rano, ale później, przy generalnie nie zmienionych warunkach? Mgły zwykle zalegają rano (czyli np. w porze lądowania jaka z dziennikarzami), a następnie ulegają rozproszeniu. Sytuacja odwrotna wydaje się niezwykła.
  3. Czy nad lotniskiem zalegała mgła czy też mieliśmy tylko do czynienia z niską podstawą chmur?
  4. Jaki był cel czterokrotnego okrążenia lotniska przez polskiego pilota? Tu istnieją bardzo rozbieżne wersje, włącznie z tym, że samolot zrzucał paliwo.
  5. Czy wiemy coś o działaniu systemów pomiaru wysokości w tupolewie?
  6. Jak wygląda elektroniczna mapa lotniska w Smoleńsku, zawarta w systemie TAWS?
  7. Jak wyglądała kwestia dostępu przedstawicieli RP do miejsca katastrofy? Jak szybko Polacy mogli włączyć się w prace nad zabezpieczeniem szczątków maszyny?
  8. Jak ścisła była kontrola strony polskiej nad tym, co robiła strona rosyjska na miejscu?
  9. Dlaczego polski rząd nie zaproponował powołania międzynarodowej komisji ds. zbadania katastrofy?
  10. Jakie jest wyjaśnienie kwestii dwóch „dodatkowych” ciał, znalezionych ma miejscu katastrofy (pisała o tym „Rzeczpospolita”)?
  11. Czy to prawda, że po wizytach Tuska i Putina została zdemontowana dodatkowa aparatura naprowadzająca? Jeśli tak, to dlaczego i czy mogłaby ona pomóc pilotowi prezydenckiego samolotu w lądowaniu?
  12. Dlaczego strona polska nie postawiła żądania, aby wszystkie odnalezione ciała zostały natychmiast przetransportowane do Polski, gdzie równie dobrze można by – przy współudziale rosyjskich śledczych – dokonać ich identyfikacji?
  13. W jakim zakresie przedstawiciele Polski mogli mieć kontrolę nad tym, jak przebiegało poszukiwanie ciał oraz nad tym, jaki był los tych już odnalezionych?
  14. Dlaczego nie było ani jednej sekcji zwłok?
  15. Andrzej Seremet stwierdził, że piloci mieli świadomość, iż samolot się rozbije, jakieś trzy do pięciu sekund przed katastrofą. Najnowsze informacje (dziś znów dementowane) mówią o tym, że „szum” z kabiny pasażerskiej narastał na nagraniu z czarnej skrzynki kilkadziesiąt sekund przed katastrofą, co może świadczyć o tym, że pasażerowie już wówczas mieli świadomość, iż coś przebiega nie tak. Co mogło spowodować taką reakcję kilkadziesiąt sekund przed rozbiciem się maszyny?
  16. Jak wytłumaczyć niespójne i rozbieżne wypowiedzi rosyjskiego kontrolera lotów ze Smoleńska na temat przebiegu lądowania?
  17. W jakim stopniu od komunikacji z wieżą zależał przebieg lądowania?
  18. Jakie są wnioski z analizy wspomnianego wyżej filmu (prokuratura miała go badać, rezultatów nie znamy do dziś).
  19. Jak ścisłą kontrolę strona polska sprawowała nad czarnymi skrzynkami? Czy hipotetycznie strona rosyjska mogła dokonywać w nich manipulacji? Dlaczego skrzynki trafiły do Moskwy, a nie do Warszawy?
  20. Jaki wpływ na przebieg śledztwa mogło mieć to, że na czele komisji stanął Władimir Putin? Czy to nie paraliżowało np. zgłaszania uwag przez stronę polską i czy nie oznaczało to upolitycznienia komisji? Czy to normalne, że na czele komisji ds. zbadania wypadku lotniczego staje premier państwa?
  21. Jak wyglądały procedury kontroli rządowych samolotów po wizytach remontowych w Rosji? Czy strona polska brała pod uwagę możliwość ingerencji w jakiekolwiek układy i instalacje samolotu przez Rosjan? (Te wątpliwości były w przeszłości podnoszone wiele razy, ale po katastrofie jakoś zamilkły.)
  22. Czy polscy śledczy przeprowadzili wizję lokalną na miejscu? Czy mieli możliwość przesłuchania okolicznej ludności np. w celu zorientowania się, czy w pobliżu lotniska w czasie lądowania tupolewa działo się cokolwiek podejrzanego (parkował jakiś budzący podejrzenia pojazd, widać było jakąś niezwykłą aktywność itp.)?
  23. Czy została podjęta próba dotarcia do autora wspomnianego filmiku, umieszczonego w Internecie?

Podobnych pytań zebrałoby się zapewne sporo więcej (wyłączając te naiwne lub mało rozsądne). Niestety, zachowanie polskiego rządu sprawia jak najgorsze wrażenie. Samo unikanie słowa „zamach” każe sądzić, że została podjęta polityczna decyzja, aby tego wątku w ogóle w śledztwie nie uwzględniać, a jeśli nawet, to wyłącznie nieoficjalnie, co oznacza, że gdyby miało się okazać, iż Rosjanie odegrali jednak w katastrofie jakąś rolę, to i tak wszystko to zostanie zamiecione pod dywan.

Obawiam się, że lukier rzekomego polsko-rosyjskiego porozumienia ma przykryć wszelkie żądania wyjaśnienia wątpliwości. Bredzenie Radosława Sikorskiego o „emocjonalnym przełomie” we wzajemnych stosunkach pokazuje, jaka jest obowiązująca oficjalnie linia.

Źródło: lukaszwarzecha.salon24.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Sprawę powinna badać międzynarodowa komisja


Z Wiktorem Suworowem, byłym agentem sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, skazanym w Rosji na karę śmierci, autorem książek dotyczących historii ZSRS (m.in. „Lodołamacz” i „Akwarium”), rozmawia Marta Ziarnik

Powiedział Pan kilka dni temu, że Rosja jest zdolna do „politycznego morderstwa”…
– Po pierwsze, chciałbym złożyć poprzez pani redakcję moje najszczersze kondolencje w związku z tą tragiczną katastrofą. Wyrazy współczucia kieruję na ręce całego Narodu Polskiego, na ręce polskiego rządu i polskiej demokracji, ponieważ to jest straszna katastrofa. Pragnę także podkreślić, że zarówno ja, jak i moja żona jesteśmy z Polakami.

Odnosząc się do tego, co przywołała pani na początku, to faktycznie tak powiedziałem. Reżim premiera Władimira Putina jest zbrodniczym reżimem. Nie znam co prawda zbyt wielu szczegółów dotyczących tragedii, do której doszło w ubiegłą sobotę w Smoleńsku, ale czas, kiedy Putin był u władzy, obfitował w polityczny terror. Mówię tutaj między innymi o zamordowaniu w Londynie mojego przyjaciela Aleksandra Litwinienki.

Jednak to nie było tylko zwykłe morderstwo, ponieważ to było morderstwo przy wykorzystaniu radioaktywnego polonu. Był to więc pierwszy w historii akt terroryzmu z wykorzystaniem radioaktywnych substancji. W czasach rządów Putina zabito także dziennikarkę Annę Politkowską, nastąpiły morderstwa Czeczenów itp. Bezpośrednio była w to zamieszana rosyjska dyplomacja. Tak więc widzimy, że dla Putina to nie jest problem. Kiedy on doszedł do władzy w roku 1999, kiedy umocniła się jego władza, rozszerzył się w Rosji terroryzm. Kiedy doszło do wysadzeń domów w Moskwie, wszyscy mówili wówczas: „Potrzebujemy władzy silnej ręki!”.

Tymczasem ja mówiłem: „Dajcie spokój. Po pierwsze potrzebujemy mądrego przywódcy. Dopiero w drugiej kolejności potrzebujemy silnej ręki”. Ludzie jednak wierzyli w to, że aby zatrzymać terroryzm, potrzebujemy silnego przywódcy z KGB. W rzeczywistości jednak to rosyjskie służby stoją za organizacją aktów terroryzmu. Liczba zbrodni politycznych jest niespotykana. Chodzi w tym momencie głównie o dziennikarzy, których Putin traktował jako swoich wrogów. Podkreślam, że w tym momencie nie mówię o tragedii w Smoleńsku, ale o tym jedynie, iż Putin nie ma żadnych zahamowań, że może być zdolny do wszystkiego.

Widział Pan może zamieszczony w internecie amatorski film z miejsca katastrofy nakręcony tuż po rozbiciu się polskiego samolotu rządowego?
– Tak, widziałem. Jest mi bardzo trudno oceniać ten film, ponieważ najpierw musimy się dowiedzieć, czy jest on prawdziwy, czy też może spreparowany. To zaś muszą ocenić eksperci. Ja nie lubię też osądzać, wolę przedstawiać fakty. Ale bardzo – podkreślam – bardzo dużo dziwnych rzeczy pojawia się wokół smoleńskiej tragedii. Przytoczę tutaj chociażby informację, którą usłyszałem od jednego z polskich dziennikarzy będących na miejscu katastrofy, że rosyjskie służby natychmiast po wejściu na teren tragedii zabrały czarne skrzynki. Natychmiast wówczas powiedziałem, że oni próbowali coś ukryć – to po pierwsze. Lub też wykazali się totalną głupotą.

Wyobraźmy to sobie. Nie ufamy sobie nawzajem. I jest jakaś część dowodów, których nie mogę dotknąć. Powinienem wówczas powiedzieć polskiemu rządowi: „Proszę, ja nie ufam tobie i ty nie ufasz mi. Zapytajmy więc w tej sprawie niezależnych międzynarodowych sędziów. Natychmiast zwołajmy ich tutaj!”. Razem – my i wy, wraz z niezależnymi ekspertami – możemy otworzyć te czarne skrzynki, by dopiero wtedy zobaczyć, co one zawierają. Ale jeśli my, Rosjanie, zabieramy te skrzynki na kilka godzin (słyszałem nawet, że przez 15 godzin one były w posiadaniu rosyjskich służb!) i nic o tym nie mówimy, to ja w tym widzę coś dziwnego. Jest to więc – jak już powiedziałem – albo naruszenie wszelkich przepisów, albo też maksymalna głupota.

Na wspomnianym nagraniu słyszymy wyraźnie cztery strzały i bardzo dziwne komendy. Pierwsze doniesienia medialne mówiły o tym, że trzy, a być może nawet i pięć osób przeżyło…
– Rzeczywiście, to wszystko jest bardzo dziwne. Jak już mówiłem, widziałem ten film i muszę powiedzieć, że też spostrzegłem w pobliżu wraku osobę z podniesionymi rękoma. Co tam się jednak rzeczywiście wydarzyło, tego nie wiem. Dla mnie jest to jednak ekstremalnie dziwne.

Twierdzi Pan, że śledztwo w tej sprawie powinni prowadzić niezależni eksperci międzynarodowi.
– Powtarzam, że ja nie wiem, co się tak naprawdę stało w Smoleńsku, bo tam nie byłem. To zbadają eksperci. Proszę Boga o to, żeby okazało się, że jest to tylko tragedia. Ponieważ nie potrzebujemy kolejnej tak tragicznej katastrofy w stosunkach pomiędzy Rosją a Polską. Ja rozumiem, że jest to kryminalny reżim, ale proszę Boga, żeby to był tylko wypadek. Chcę w to wierzyć, ponieważ wystarczy już tych tragedii pomiędzy naszymi krajami.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Oskarżam Moskwę


Z Arturem Górskim, posłem Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Zenon Baranowski

Po katastrofie pod Smoleńskiem mamy cały szereg niepokojących przykładów zachowania strony rosyjskiej…
– Mam niemal pewność, że Rosjanie mataczą. Oczywiście opieramy się jeszcze na samych przesłankach i strzępach informacji, ale dla Rosjan już nie ma wątpliwości, że za katastrofę odpowiada pilot, który miał popełnić błąd w sztuce, lub nawet sam prezydent Lech Kaczyński, który był nazbyt zdeterminowany, żeby wziąć udział w uroczystościach katyńskich wraz z Rodzinami Katyńskimi, harcerzami i posłami PiS. Tymczasem jeśli złoży się w całość informacje, które napływają, nawet jeśli odnoszą się do różnych domniemanych scenariuszy, a także weźmie się pod uwagę ewentualne intencje Rosjan, to można powiedzieć, choć bez stuprocentowej pewności, bo dziś bez namacalnych dowodów, że Rosja jest w jakimś sensie odpowiedzialna za tę katastrofę, za ten nowy Katyń.

W jakim sensie odpowiedzialna?
– W tym sensie, że tuż przed lądowaniem samolotu pod Smoleńskiem miała mieć miejsce sytuacja, która doprowadziła do tej tragedii. Pojawiły się dwie wersje wydarzeń i każda z nich wskazuje na domniemaną rolę strony rosyjskiej. Niewątpliwie Moskwa ponosi także moralną odpowiedzialność za tę katastrofę. Jedno jest pewne – niewiadomych jest coraz więcej.

Docierały do nas różne wersje – dwukrotnie, trzykrotnie podchodzenie samolotu do lądowania…
– Jedna wersja wydarzeń mówi, że samolot cztery razy podchodził do lądowania, gdyż za każdym razem Rosjanie odmawiali zgody na lądowanie, wysyłając maszynę z prezydentem na lotniska do Mińska lub Moskwy. Mieli podawać przy tym wątpliwe powody, a to że mgła nad lotniskiem, a to że system nawigacji nie działa, bo jest w remoncie, a to że za krótki pas do lądowania. Tylko że niecałą godzinę wcześniej lądował na tym lotnisku samolot z dziennikarzami, a kilka dni wcześniej premierzy Donald Tusk i Władimir Putin. Druga wersja mówi, że wieża podała błędne koordynaty pilotom i ci już nie zdążyli podnieść samolotu i zahaczyli o drzewa. Obawiam się, że możemy nigdy nie poznać prawdy.

Dlaczego tak Pan sądzi?
– Rosjanie zapowiedzieli zabranie ciał do Moskwy i wcale nie są pewni, czy dopuszczą Polaków do śledztwa. Jeśli nas nie dopuszczą, to będzie oznaczało, że nie poznamy zapisów z czarnych skrzynek i nigdy nie dowiemy się prawdy, jak w przypadku tragedii w Gibraltarze, gdy zginął gen. Władysław Sikorski. Zresztą w pewnym sensie politycy PO dali w tej sprawie Rosji wolną rękę, bo jak można tłumaczyć pomysł apelu do premiera Putina, by powołana przez niego komisja wyjaśniła tę katastrofę? Przecież Rosjanie już ją wyjaśnili, już wskazali winnych… I są nimi sami Polacy.

Wspominał Pan o ewentualnych intencjach Rosjan. Dlaczego mogli nie chcieć, aby prezydent Kaczyński wylądował w Smoleńsku?
– Nie ma wątpliwości, że uroczystości katyńskie z udziałem Putina i Tuska można zapisać do sukcesów Rosjan. Zrealizowany został ich scenariusz, w świat poszedł przekaz wyreżyserowany przez Moskwę. Tusk został potraktowany przez Putina instrumentalnie. Premier Rosji, mimo pięknych gestów, sprzedał światu swoją wersję wydarzeń i znów rozmył odpowiedzialność za Katyń. Rosjanie chcieli prawdopodobnie uniemożliwić prezydentowi Kaczyńskiemu wzięcie udziału w sobotnich uroczystościach, aby ich ranga i wymowa nie przyćmiła tych sprzed kilku dni. Wiadomo, że prezydent Kaczyński ani z Mińska, a tym bardziej z Moskwy nie zdążyłby na uroczystości w Katyniu, a wtedy te nie miałyby wymiaru oficjalnego, nie zakłóciłyby w swojej wymowie rosyjskiego przekazu sprzed paru dni. Zatem ta dywersja, jeśli faktycznie takie były motywy Rosjan, miała wymiar polityczny. Pamiętajmy także, że odszedł prawdziwy polski patriota, który nie bał się być twardy wobec Rosjan, który chciał prowadzić politykę partnerstwa, a nie wasalstwa.

Czy coś jeszcze może wskazywać na nieczyste intencje Rosjan w tej sprawie?
– Pamiętajmy, że Rosjanie zaraz po wypadku, a to jest lotnisko wojskowe, więc sprawa prostsza, nałożyli embargo na wszelkie informacje z wypadku. Starali się przejąć nad nimi całkowitą kontrolę. Nikogo nie dopuszczono do wraku, a dziennikarzom, którzy czekali na przylot samolotu, rekwirowano taśmy z nagraniami, kasowano zdjęcia fotoreporterom, a komórki w niektórych sieciach nagle straciły zasięg. Takie w każdym razie dotarły do nas informacje. Oczywiście ta blokada nie była szczelna, ale wszelkie informacje, które oficjalnie przekazywała strona rosyjska, były pod pełną kontrolą rosyjskich służb specjalnych. No i Rosjanie puścili w ruch swoją machinę propagandową, swoją wersję wydarzeń, podchwyconą przez niektóre polskie media, którym ta wersja jest wygodna.

Jakie były pierwsze reakcje uczestników uroczystości na katastrofę? Jak ocenia Pan pierwsze reakcje w kraju?
– Najpierw nie wierzyliśmy, nie mieściło nam się to w głowie. A po chwili, gdy zaczęły do nas docierać informacje z wielu stron, wszyscy byliśmy w szoku. Starsi ludzie, ba, posłowie – płakali jak małe dzieci. Ja także nie byłem w stanie opanować łez. Uświadomiłem sobie, że po tej tragedii, znacznie poważniejszej niż zastrzelenie prezydenta Gabriela Narutowicza, Polska nie będzie już taka sama. To jest dramat dla całego Narodu z konsekwencją na pokolenia. Dlatego nie dziwię się, że cały Naród płacze po stracie kolejnej swojej elity, ludzi wspaniałych i prawych. No, może prawie cały Naród. Zawsze znajdą się ci, co będą chcieli coś ugrać na tej śmierci.

Kogo ma Pan na myśli?
– Wiemy, że PO będzie chciała teraz przejąć kontrolę nad Narodowym Bankiem Polskim, instytucją Rzecznika Praw Obywatelskich, Instytutem Pamięci Narodowej. Mieliśmy sygnały, że Bronisław Komorowski, który jako marszałek Sejmu zgodnie z Konstytucją wszedł w pewne kompetencje prezydenta RP po jego śmierci, podjął w sobotę pierwsze próby w celu przejęcia kontroli nad prezydenckim Biurem Bezpieczeństwa Narodowego i IPN. A jeszcze nie ostygły ciała prezesa Kurtyki i ministra Szczygły… Na szczęście Kolegium IPN nie podporządkowało się woli marszałka Komorowskiego i to ono zdecyduje o tym, kto zastąpi zmarłego Kurtykę. Jednak już niebawem możemy mieć sytuację nie tylko dominacji jednej partii na polskiej scenie politycznej, ale dyktaturę jednej partii, niczym w komunizmie czy obecnej – putinowskiej Rosji. Nie ma wątpliwości, że ta katastrofa może poprawić nastrój niektórym strategom PO, gdyż zginął najpoważniejszy konkurent Komorowskiego do prezydentury, a także straciliśmy całą plejadę wybitnych ministrów z Kancelarii Prezydenta i wielu liderów największej partii opozycyjnej. Zresztą cały obecny Sejm poniósł krwawą ofiarę na ziemi rosyjskiej. W pewnym sensie powtórzył się dramat po 70 latach.

Czy można przekuć, jak na to wielu Polaków liczy, tę tragedię na jakąś formę zgody narodowej?
– Już to widać, że politycy PO, choć pewnie będą zachowywać pozory, są zachłanni na pełnię władzy i zachowują się bez klasy. Wiedzą, że mają większość polityczną i że zniknęła ostatnia bariera dla ich samowoli. Dlatego mimo trudnej sytuacji Prawa i Sprawiedliwości, którego kierownictwo zostało zdziesiątkowane, powinniśmy dążyć do jak najszybszego przeprowadzenia wyborów prezydenckich i oczywiście do ich wygrania. Pamiętajmy, że funkcje marszałka Sejmu i premiera pochodzą z większości parlamentarnej, a jedynie władza prezydenta jest czystą emanacją woli suwerena. Prezydent jest jedynym prawdziwym symbolem państwa, gwarancją ciągłości władzy i stabilności społecznej.

Bardzo trudno będzie wypełnić te lukę…
– Ale jestem przekonany, że ta tragedia nas zmobilizuje i zintegruje. Oczywiście jesteśmy zaskoczeni tą sytuacją, gdyż Lech Kaczyński był naszym kandydatem, ale przecież mamy dwóch innych poważnych kandydatów na tę funkcję: prezesa Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Jestem przekonany, że niezależnie on tego, którego z tych polityków wystawimy, zostanie on poparty przez całą partię i przez wszystkich naszych wyborców. Jednak nie powinniśmy dzisiaj prowadzić takich dywagacji, skoro nawet nie pochowano ofiar katastrofy. Chcę tylko wyraźnie powiedzieć, że ta katastrofa i strata tak wielu naszych przyjaciół nie załamie nas, tylko wyzwoli nową siłę do walki o wolną Polskę. I wierzę, że my tę walkę możemy wygrać, bo wierzę, że polski Naród wreszcie się obudzi z letargu, wierzę w mądrość i instynkt samozachowawczy naszego Narodu. Reakcje Polaków, ten wybuch ogólnonarodowego patriotyzmu w strumieniach wylewanych łez po utracie głowy państwa pokazuje, że nasz Naród wciąż jeszcze żyje, że czuje i myśli po polsku. Być może ta tak bezsensowna śmierć wyda jeszcze wspaniałe owoce dla Polski i Polaków. Ja w to wierzę z całego serca. Ale teraz módlmy się wspólnie za dusze ofiar tej katastrofy.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized