Monthly Archives: Lipiec 2010

Co wie AW?


2010-07-31 10:28

Tekst L. Szymowskiego w najnowszym „NCz!” jest tak szokujący, że aż trudno uwierzyć, iż podane w nim informacje są prawdziwe i dobrze sprawdzone. Jeśli bowiem rzeczywiście istnieją i są w posiadaniu Agencji Wywiadu zdjęcia pokazujące, że ciało Prezydenta o godz. 14.52 wcale nie było zmasakrowane, to powinny zostać natychmiast opublikowane, gdyż tego wymaga polska racja stanu (już pomijam w tej chwili kwestię tego, że nikt tych zwłok przez kilka godzin nie pilnował, ponieważ uważam, że obecny szef BOR za swe nieprawdopodobne wprost zaniedbania obowiązków już dawno powinien był trafić przed oblicze jakiegoś prokuratora).

Jeśli faktycznie AW dysponuje notatką z przesłuchania (zamordowanego później) Andrieja Mendiereja z 14 kwietnia 2010 r., autora filmu „1,24”, to także powinna być ona upubliczniona, zwłaszcza jeśli Mendierej deklarował współpracę z polską prokuraturą i prosił o możliwość przeniesienia się do naszego kraju i o zapewnienie mu ochrony. Jeśli naprawdę po profesjonalnym odszumieniu ścieżki dźwiękowej jego filmu słychać komendy „strielaj” oraz wypowiedzi „eta żenszczina żywiot” oraz „Nie dobijajcie nas” (oczywiście na te zdania zwracali już uwagę blogerzy analizujący film, no ale oni robili to bez specjalistycznej, laboratoryjnej aparatury), to należy natychmiast podać do publicznej wiadomości stenogramy z odczytaną zawartością filmu, ponieważ mogą mieć one przełomowe znaczenie w dotychczasowym śledztwie. Jeśli w 37. sekundzie widoczny jest mężczyzna w garniturze wyczołgujący się spod wraku, to należy klatkę filmową z rekonstruowaną postacią jak najszybciej pokazać polskim obywatelom.

Przede wszystkim zaś materiały te powinna niezwłocznie obejrzeć grupa posłów z zespołu parlamentarnego zajmującego się tragedią smoleńską, no i pełnomocnicy prawni rodzin ofiar z J. Kaczyńskim na czele. Tekst Szymowskiego nosi tytuł „Dowody matactwa” – należałoby w tym wypadku mówić po prostu o dowodach zbrodni.

„Najwyższy Czas!”, nr 31-32/2010 (31 sierpnia – 7 lipca)), Leszek Szymowski „Dowody matactwa” s. XII-XIII.

Skany z artykułem:
img401.imageshack.us/i/nczas1001.jpg/
img823.imageshack.us/i/nczas1002.jpg/

Przy okazji dziękuję B. Zalewskiemu (pozdrawiam go jednocześnie :)) za zwrócenie uwagi na ten tekst na jego intrygującym blogu (http://www.rmf.fm/blogi/bogdan-zalewski).

freeyourmind.salon24.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Luka po państwie


niedziela, 25 lipca 2010 13:56

Jarosław Gowin:  Z drugiej strony, nie zapominajmy, że pewna część przyczyn prawdopodobnie leżała po stronie rosyjskiej. To oczywiście wymaga dalszych ustaleń, ale na razie sporo wskazuje na to, że mogły być popełnione błędy również przez obsługę lotniska. Poza tym stan techniczny lotniska był niski, nieprzystosowany do przyjmowania samolotów podczas takiej pogody.

Nie da się dłużej udawać, że zrobiono wszystko co trzeba, aby samolot z najważniejszymi osobami w państwie wylądował bezpiecznie. Jeśli potwierdzi się – a wiele na to wskazuje – że do katastrofy pod Smoleńskiem bezpośrednio przyczyniły się błędy wieży kontrolnej (nie zamknięcie lotniska, spóźnione lub błędne komendy wydawane pilotom), odpowiedzialność polityczna i moralna spadnie na państwo polskie, bo można ich było łatwo uniknąć, a zadbanie o bezpieczeństwo polskiej delegacji było obowiązkiem państwa polskiego. Gdyby MON i MSZ zapewniły obecność na wieży kontrolnej w Smoleńsku polskiego kontrolera, i jednego z dowódców Protasiuka – a nie sądzę, żeby wynegocjowanie tego z Putinem było trudne – do katastrofy by nie doszło bo Protasiuk nie dostałby zgody na lądowanie, jeśli warunki pogodowe faktycznie je uniemożliwiały, na pewno też nie padłyby żadne błędne czy spóźnione komendy. Prezydencki samolot albo by bezpiecznie wylądował, albo odleciał na zapasowe lotnisko. Takie wsparcie dla Protasiuka, byłoby także skuteczną obroną przed ewentualnymi naciskami na ryzykowne lądowanie, bo nie byłby zostawiony sam sobie z całym samolotem chcących wylądować VIP-ów. Wsparcie dowódcy kontrolującego lądowanie z wieży dałoby Protasiukowi pewność, że wszystkie komunikaty stamtąd są wiarygodne i nie można ich lekceważyć, a na miejscu jest ktoś kto go ocenia, a gdy trzeba wydaje rozkazy, także Błasikowi, gdyby ten się chciał mieszać. Pozostawienie Protasiuka samego z odpowiedzialnością za ten lot jest oczywistym błędem, tym bardziej, że trzy dni wcześniej nasze służby mogły się kolejny raz przekonać w jakich warunkach i na jakim lotnisku przyjdzie mu lądować. Zapewnienie mu wsparcia było psim obowiązkiem państwa polskiego. Zaniedbanym, a konsekwencje tego zaniedbania okazały się tragiczne.

Jeśli przyczyną katastrofy nie była awaria sprzętu lub zamach, to nie miała się ona prawa wydarzyć. Żal, wściekłość i nieufność rodzin ofiar są więc w pełni zrozumiałe. Tak samo jak zrozumiałe jest, że rząd chce za wszelką cenę zamknąć temat Smoleńska, nawet gdyby musiał to robić szczując Palikota na sieroty i wdowy. Budzące coraz większe obrzydzenie występy Palikota opłacają się Platformie dużo bardziej niż spokojna rozmowa o Smoleńsku, bo tej nie miałby szans wygrać. Dziwię się, że Kaczyński nie „czyta” tej gry Platformy i ułatwia jej zadanie stawiając na czele zespołu mającego przyglądać się śledztwu Antoniego Macierewicza, który ma pewnie cechy niezbędne do rzeczowej analizy sytuacji, ale jest ostatnią osobą, której się będzie w tej sprawie słuchać.

Po tym co pokazało państwo, jedynym sposobem w jaki się może przed społeczeństwem wytłumaczyć jest nie tłumaczenie się w ogóle. Tematu Smoleńska ma nie być, bo nie da się go poprowadzić tak, żeby zdjąć odpowiedzialność z rządu. I trzeba przyznać, że PiS mu to bardzo ułatwia, podrzucają Platformie tematy dużo dla niej wygodniejsze – Czy zespół parlamentarny to dobry pomysł? Czy 100 to optymalna liczba jego członków? Czy Macierewicz to odpowiedni kandydat na szefa? Czy „zbrodnia” to właściwe słowo? Byle jak najdalej od meritum, a tym jest skandaliczne „przygotowanie” i „obsługa” tej wizyty, które bezpośrednio przyczyniły się do niewyobrażalnej tragedii, do ustalenia pozostaje tylko rozkład winy po stronie polskich i rosyjskich służb.

Po skandalicznych zaniedbaniach, które spowodowały katastrofę, zrobiono wszystko, żeby nie mogła zostać wyjaśniona, przy okazji ośmieszając państwo i upokarzając – to chyba właściwe słowo – nie tylko rodziny ofiar, ale także tych z nas, którzy sobie jeszcze roją, że  żyją w normalnym państwie i mają prawo od niego wymagać. Od 10 kwietnia dociera do mnie bardziej niż kiedykolwiek, że żyję w Rzeczpospolitej Dziadowskiej, państwie, które jest państwem tylko z nazwy, nie chcącym i nie umiejącym zadbać o swoje najbardziej żywotne interesy, bo takim przecież jest bezpieczeństwo głowy państwa i kontrola nad śledztwem w sprawie jego śmierci. Nic w tej sprawie nie było tak jak powinno, a niewymuszone błędy Tuska przyczyniły się nie tylko do bólu rodzin ofiar, ale do ośmieszenia Polski przed całym światem, i nie ma w tym żadnej przesady. W normalnym państwie, z odpowiedzialnym rządem poważnie to państwo traktującym, wszystko wyglądałoby inaczej. Na przykład tak.

***

8.50 Premier Tusk zwołuje sztab kryzysowy, którego najważniejszym zadaniem jest ustalenie dalszych kroków. Minister Spraw Zagranicznych i Minister Sprawiedliwości wraz ze współpracownikami analizują prawne możliwości prowadzenia śledztwa.

9.05 Premier rozmawia telefonicznie z Putinem, który informuje go, że Rosja przyjęła Konwencję Chicagowską za podstawę śledztwa. Putin wspomina także, że chciałby prezydentowi Kaczyńskiemu zorganizować uroczyste pożegnanie w Moskwie, co wymagałoby przewiezienia tam ciała. Premier prosi Putina o wstrzymanie się z działaniami i decyzjami, do czasu gdy się skonsultuje ze swoimi współpracownikami i rodziną prezydenta.

9.15 Po konsultacjach z prawnikami i analizie zapisów Konwencji, minister Sikorski w telefonicznej rozmowie ze swoim rosyjskim odpowiednikiem powołując się na zapisy Załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej prosi Rosjan o wstrzymanie się z jakimikolwiek działaniami na miejscu katastrofy do czasu przybycia polskich śledczych. Zgodnie z Konwencją, Rosjanie ograniczają się do zabezpieczenia miejsca tragedii i z dalszymi czynnościami dowodowymi czekają na polskich śledczych. Polski ambasador i obecni na miejscu BOR-owcy pilnują aby do czasu przylotu polskiej ekipy nikt niczego nie dotykał.

9.20 Minister Sprawiedliwości rozmawia ze swoim rosyjskim odpowiednikiem na temat procedur wymaganych przez rosyjskie prawo. Po otrzymaniu informacji, że na miejscu konieczna będzie sekcja zwłok ofiar, rozpoczyna kompletowanie ekipy patomorfologów, którzy udadzą się do Smoleńska.

9.25 Premier rozmawia z Jarosławem Kaczyńskim, informując go o dotychczasowych działaniach i ustaleniach. Przekazuje mu także informację o tym, że Putin chciałaby urządzić prezydentowi pożegnanie w Moskwie. Po usłyszeniu, że rodzina prezydenta sobie tego nie życzy i chciałaby przewieźć ciało prezydenta jak najszybciej do kraju, premier zapewnia, że jego służby dyplomatyczne niezwłocznie rozpoczną starania aby było to możliwe w najbardziej dogodny dla rodziny sposób. Rozmowa kończy się zapewnieniem, że samolot rządowy jest do dyspozycji rodziny prezydenta, jeśli życzy sobie natychmiast udać się na miejsce katastrofy. Nawet jeśli Jarosław Kaczyński odmawia, nikomu nie przychodzi do głowy żalić się mediom, że ich uraził.

11.00 Z Okęcia startuje pierwszy samolot do Smoleńska. Na pokładzie znajdują się polscy śledczy, ekipa patomorfologów i żołnierze kompanii reprezentacyjnej WP mający pełnić wartę honorową przy ciele prezydenta. Samolot wiezie także trumny dla pary prezydenckiej i flagę.

12.00 Polscy śledczy rozpoczynają pracę na miejscu katastrofy. Niezależnie od rosyjskiej ekipy przeprowadzają dokumentację fotograficzną wraku i ciał (przypomnijmy, na prośbę Tuska pozostawionych w takim stanie, w jakim się rozbił), pobierają próbki niezbędne do innych badań kryminalistycznych, każda czynność polskich i rosyjskich śledczych jest rejestrowana przez kamery. Czarne skrzynki, wcześniej nie otwierane i nie spuszczone z oka przez obecnych na lotnisku BOR-owcóe, zostają skopiowane. Ciała pary prezydenckiej zostają przeniesione do udekorowanych polską flagą trumien, przy których wystawiona zostaje warta honorowa.

18.30 Po przylocie Jarosława Kaczyńskiego i jego wizycie przy trumnie brata, rosyjscy śledczy mogą rozpocząć sekcję zwłok ciała prezydenta. W sekcji bierze udział polski prokurator i patomorfolodzy, którzy sporządzają z niej swój raport. Pobierają także do własnych badań próbki tego wszystkiego co z ciała prezydenta pobrali Rosjanie. Zostanie to następnie zbadane w polskim laboratorium, dzięki czemu będzie gwarancja, że nikt – umyślnie bądź nie – niczego istotnego nie pominął ani nie dodał.

22.00 Jarosław Kaczyński wraca do Polski, zostawiając ciało prezydenta w godnych warunkach, z wartą honorową. Mógłby je zabrać ze sobą, bo wszystko zostało z Putinem ustalone zawczasu i nie ma potrzeby na miejscu niczego negocjować ale nie robi tego wyłącznie dlatego, że życzeniem rządu jest uroczyste powitanie prezydenta w kraju za dnia, z wszelkimi honorami.

Trzy dni później. Laboratorium ma już wyniki próbek toksykologicznych ciała prezydenta, pobranych przez polskich patomorfologów i zbadane w Polsce. Na specjalnej konferencji prasowej obecni w Smoleńsku patomorfolodzy przekazują opinii publicznej najważniejsze ustalenia sekcji zwłok.

Pięć dni później. Janusz Palikot rzuca mimochodem, że prezydent był pijany. Premier niezwłocznie publicznie przeprasza rodzinę prezydenta za skandaliczną wypowiedź swojego pupila i informuje, że badania toksykologiczne to jednoznacznie wykluczyły. Kora nigdy nie napisze swojego listu do Palikota, w którym dziękuje mu za podjęcie kluczowego tematu zawartości alkoholu we krwi prezydenta.

Miesiąc później. W polskim laboratorium ekspertyz sądowych trwają końcowe prace nad odczytem „czarnych skrzynek”. Dzięki temu, że zaraz po katastrofie rząd, powołując się na Konwencję Chicagowską, zagwarantował sobie sporządzenie dokładnych kopii wszystkich rejestratorów zanim te zostały otwarte przez rosyjskich śledczych, mamy stuprocentową gwarancję, że wszystko co z nich odczytamy na pewno było na nich od początku, nic nie zostało sztucznie „zaszumione”, nic nie zostało dodane. Nie stworzyliśmy ku temu możliwości stronie, która mogłaby w tym mieć oczywisty przecież interes, zważywszy na to, że jedną z od początku rozważanych hipotez był błąd wieży.

W tak zwanym międzyczasie. Seria dymisji w rządzie, służbach i armii. Kariery polityczne kończą Klich, Sikorski, Cichocki, lecą głowy w Agencji Wywiadu, Biurze Ochrony Rządu i 36. pułku specjalnym.

***

Gdyby tak właśnie zachował się rząd Tuska – a nie są to przecież wygórowane oczekiwania – nie byłoby dzisiaj połowy pretensji jakie są pod jego adresem kierowane. Nie byłoby też niektórych teorii spiskowych bo mielibyśmy pewność, że wszystko co potrzebne do ich obalenia znajduje się w naszej dyspozycji i jest kontrolnie badane przez polskich śledczych, nawet gdyby śledztwo główne prowadzili Rosjanie. Wielu z nas by to uspokoiło, bo przecież jednym z poważniejszych zarzutów jest zostawienie śledztwa, a przede wszystkim wszystkich dowodów rzeczowych, do wyłącznej dyspozycji Rosjan, którzy nie tylko mają prawny i polityczny interes w takim a nie innym wyniku śledztwa, ale także mnóstwo możliwości i doświadczenia, żeby śledztwo dowolnie „przekręcić”. I na pewno nie mieliby najmniejszych oporów, gdyby to miało zdjąć z nich (współ)odpowiedzialność za katastrofę, albo ośmieszyć nas przed światem, a zwłaszcza i naszymi sojusznikami z NATO. W zależności więc od ich potrzeb, może okazać się, że Protasiuk był pod wpływem narkotyków. Mogło też okazać się, że prezydent miał 2 promile we krwi (jak donosili „dobrze poinformowani” przy całkowitym milczeniu władzy, która wiedziała jaki jest wynik badania) i cierpiał na zaawansowaną marskość wątroby i Alzheimera. Kto wie czy nie okaże się, że po dokładniejszym odczycie „czarnych skrzynek” da się na nich usłyszeć wielokrotnie powtarzane przez rosyjskiego kontrolera „Zabraniam lądować! Idziecie na pewną śmierć!”, lub coś w tym stylu. A my, nie mając swoich próbek, niczego z tego nie będziemy mogli zweryfikować, zdani na kreatywność i łaskę KGB, które z pewnością dysponuje technologią umożliwiającą „zaszumienie” niewygodnych fragmentów, a nawet dogranie dodatkowych komend kontrolera, którego maja przecież na miejscu. Lekarzy gotowych poświadczyć wszystko też Putin ma na pęczki, jeśli Putin będzie chciał, Anodina ogłosi światu, że niekompetentny, nieprzygotowany i niezrównoważony polski pilot, pijany w sztok, postanowił wylądować wbrew wielokrotnym ostrzeżeniom i zakazom wieży.

Możemy się pocieszać, że wszystko gra, bo Putin Tuska przytulił, a na pogrzeb prezydenta przyjechało pół świata, ale przecież nie da się ukryć, że państwo się skompromitowało. Nie jesteśmy dumnym, cywilizowanym krajem w sercu Europy, tylko jakąś republiką kartoflaną, która nie zrobiła nic aby wyjaśnić śmierć swojego prezydenta i elity, nie umiała nawet zapobiec okradaniu zwłok, a przez cały roboczy dzień, aż do wieczora, nie umiała załatwić prezydentowi trumny i flagi, żeby nie musiał leżeć na noszach, przykryty kawałkiem szmaty. Zaniedbaliśmy wszystko, co było tu do zaniedbania. Trudno się dziwić, że jedyne co może od tego odciągnąć uwagę społeczeństwa, są kolejne wyskoki Palikota. I zawsze wierne media, które życzliwie milczą o samej katastrofie, skupiając się na rozważaniach jak bardzo niestosowna jest osoba Macierewicza na czele niepotrzebnego zespołu parlamentarnego, i o co właściwie chodzi tym, co się tak czepiają rządu. Przecież to już prawie cztery miesiące minęły, czas zapomnieć i żyć dalej.

Tylko czy lemingi zrozumieją, że państwo które okazało się tak bezradne, nie będzie umiało i chciało stanąć w obronie naszych interesów, gdy będzie trzeba? Rozliczenie rządu z katastrofy smoleńskiej to nie pusta zemsta czy zadośćuczynienie ofiarom, to instynkt samozachowawczy tych, którzy chcieliby mieć poczucie, że mają jeszcze wokół siebie jakieś państwo. Chciałabym aby znalazł się dziennikarz, który dzień po dniu, godzina po godzinie, rozliczy Tuska ze wszystkiego co zostało zrobione.

kataryna.blox.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Głos podniesiony na władzę uciszymy!


czwartek, 22 lipca 2010 22:53

Onet: Pan uważa, że tymi osobami, które były pod Pałacem Prezydenckim i są np. w filmie „Solidarni 2010”, które mówiły choćby o krwi na rękach Tuska, powinna się zająć prokuratura z urzędu?

Janusz Palikot: Tak. Te osoby i osoby, z którymi rozmawiała „Gazeta Wyborcza”, co było w jednym z artykułów, że pani kasjerka, czy pielęgniarka mówiły o winie premiera i oczerniały rząd – nimi powinna zająć się prokuratura. Zamierzam złożyć na te wszystkie osoby zawiadomienie do prokuratury. Prokuratura i ministerstwo sprawiedliwości nie wywiązało się ze swoich obowiązków. Myślałem, że przez te trzy miesiące po tragedii i po tych seansach nienawiści, które zostały uchwycone choćby w filmie „Solidarni 2010” jest prowadzone jakieś rozpoznanie przez prokuraturę, są zbierane informacje przez służby specjalne, są gromadzone i weryfikowane informacje, ale okazuje się że mija kolejny tydzień i śledztwa z urzędu nie ma. Jeśli do piątku prokuratura nie podejmie żądnych działań, to ja w piątek o 15.00 na konferencji w Chełmie przedstawię zawiadomienie do prokuratury na te osoby, które oskarżały i oczerniały Donalda Tuska i rząd polski winą za te katastrofę.

Nie podzielam opinii, że Palikota trzeba ignorować, to od dłuższego czasu najważniejszy reprezentant Platformy w mediach, jej twarz i znak firmowy, obecny w mediach częściej niż wszyscy pozostali politycy partii rządzącej razem wzięci. Obecny za wiedzą i zgodą partii, tłumaczenie sobie, że to tylko enfant terrible działający na własną rękę to oszukiwanie się. Palikot jest wiceszefem Platformy, zaufanym i przyjacielem prezydenta-elekta. To ktoś kogo nie wolno lekceważyć, bo jeśli w Platformie jest ktoś kogo pozycja jest niezagrożona, to jest to właśnie Palikot. Który, jeśli wierzyć wypowiedziom innych polityków tej partii, mówi po prostu to, co inni politycy Platformy myślą, ale się wstydzą lub boją powiedzieć. Głos Palikota to głos Platformy, czy się to komuś podoba, czy nie. Platformie na przykład się podoba, bo nie protestuje, i nie prostuje.

I tak oto, niepostrzeżenie, przy wtórze rozchichotanych dziennikarzy, Janusz Palikot wraca nas do czasów, kiedy partia rządząca chciała odrąbywać rękę na siebie podniesioną. Wiceprzewodniczący Platformy jest rozczarowany, że służby jeszcze nie zidentyfikowały, nie namierzyły i nie wystawiły prokuratorowi obywateli wypowiadającym się o władzy źle, a prokurator się leni i nie podjął śledztwa z urzędu. Traktuję wypowiedź Palikota jako oficjalne stanowisko reprezentowanej przez niego partii i coraz mniej mi do śmiechu w państwie gdzie „zgoda buduje”, jeśli ta zgoda ma być wymuszona strachem przed prokuratorem. Myślę, że Ewa Stankiewicz powinna się skonsultować z prawnikiem czy wypowiedź Palikota nie nosi znamion tłumienia krytyki prasowej, a  ta jest – przynajmniej była do niedawna – karalna. Żarty się naprawdę kończą gdy zaczynają się takie groźby ze strony władzy.

Bardzo liczę, że Palikot jutro zrealizuje swoją groźbę. Nie dlatego, żebym źle życzyła bohaterom filmu Ewy Stankiewicz. Ja tylko chcę usłyszeć jak zawsze lojalni wobec swojego pieszczoszka dziennikarze wytłumaczą nam dlaczego i tym jego zagraniem mamy się zachwycać. Czekam zwłaszcza na głosy tych, którzy zrobili bohatera narodowego z podpitego żula bluzgającego na Kaczyńskiego, gdy prokurator go ścigał z urzędu. Jak nam jutro wytłumaczą, że sytuacja się zmieniła i dzisiaj ściganie obywateli niepochlebnie wyrażających się o władzy jest już nie tylko zrozumiałe, ale wręcz pożądane.

Sądząc po komentarzu Paradowskiej do „żartu” Palikota z ś.p. Gosiewskiego środowisko dziennikarskie ma jeszcze spory margines tolerancji i jest w stanie gorliwie bronić Palikota nawet gdy ten któregoś dnia wyrzyga się im na buty.

kataryna.blox.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Anodina wskazuje winnych. To my


wtorek, 20 lipca 2010 19:43

Nawet gdyby jakimś cudem udało się ponad wszelką wątpliwość dowieść, że pijany Lech Kaczyński wdarł się do kokpitu i przemocą wyrwał pilotowi kierownicę (czy jak tam się nazywa jej odpowiednik w samolocie), wymuszając lądowanie, miałoby to znaczenie wyłącznie polityczne, jako wygodne narzędzie do gnojenia samego Kaczyńskiego i uprzykrzania życia opozycji. Prawnie nie miałoby natomiast żadnego znaczenia, bo lot powinien być tak przygotowany, żeby to pilot – który w przeciwieństwie do prezydenta umie latać – miał pełną kontrolę nad tym co się z samolotem dzieje. To państwo odpowiada za wszystko co się działo w 36. Pułku Lotnictwa Specjalnego – za wyszkolenie pilotów, ich regularne badania psychologiczne, procedury gwarantujące bezpieczeństwo w lotach z najważniejszymi osobami w państwie, całą logistykę lotu. Nawet więc gdyby Lech Kaczyński naciskał na lądowanie – a póki co nic na to nie wskazuje – i tak za wszystkie podejmowane decyzje odpowiada pilot i jego przełożeni, z Ministrem Obrony Narodowej włącznie.

Wczoraj komisja Anodiny ogłosiła, że piloci nie byli przygotowani do lotu, bo ktoś tu w Polsce nie zadbał o dostarczenie im aktualnych informacji o pogodzie w Smoleńsku, a do tego mimo wielokrotnych ostrzeżeń wieży (których z jakiegoś powodu nie ma w stenogramach), podjęli próbę wylądowania w warunkach kompletnie się do tego nie nadających. Po trzech miesiącach pracy komisji Anodiny jesteśmy więc coraz bliżsi poznania rosyjskiej wersji prawdy o katastrofie – winne jest państwo polskie, które powierzyło lot nieprzygotowanemu do takich zadań pilotowi i nie wyposażyło go w dane niezbędne do bezpiecznego lądowania.

Takie ustalenia komisji Anodiny w pełni wystarczą Rosjanom, bo im tak bardzo nie zależy na oskarżeniu samego Kaczyńskiego, zresztą widzą, że to akurat załatwimy we własnym zakresie. Komisji Anodiny wystarczy odsunięcie jakichkolwiek podejrzeń od tego za co odpowiadała obsługa certyfikowanych przez nią zakładów w Samarze i lotniska w Smoleńsku. I do tej pory zwalanie całej winy na Polskę idzie świetnie, do czego zresztą sami przykładamy się z samobójczą wręcz gorliwością. Tylko czy ktoś się zastanawia co dalej? Z każdym kolejnym dniem będzie coraz trudniej podważyć „ustalenia” rosyjskiej komisji i za kilka miesięcy pozostanie nam już tylko pokornie przyjąć do wiadomości, że sami jesteśmy sobie winni.

Podczas pierwszych przesłuchań Rosjanie wypytywali rodziny ofiar na ile wyliczają swoje straty, opowiadała o tym choćby córka ś.p. Wassermanna. Na pokładzie było blisko 100 ofiar, którym kiedyś trzeba będzie wypłacić zadośćuczynienie, a te pieniądze będzie musiał wyłożyć ten, kto jest odpowiedzialny. Rząd Tuska od trzech miesięcy obserwuje ze stoickim spokojem jak Rosjanie przygotowują raport, który całą winę – a więc i konsekwencje – zrzuci na państwo polskie, na czele którego sam stoi. Mam wrażenie, że krótkowzroczny premier, któremu na razie wystarcza, że nie musi nic w tej sprawie robić, a na dodatek obrywa Lech Kaczyński, nie jest świadomy konsekwencji jakie będzie musiał ponieść. Już nie tylko moralnych, czy politycznych, bo te mu raczej nie grożą, ale finansowych.

Mąż Barbary Blidy, która się przecież zastrzeliła sama, a ewentualna odpowiedzialność państwa sprowadza się do tego, że zbyt uprzejma funkcjonariuszka ABW nie skuła jej podczas wizyty w łazience, żąda od skarbu państwa 200 000 zł odszkodowania i 7 000 zł dożywotniej renty, w sprawie katastrofy smoleńskiej też wpłynął już jeden pozew – rodzina jednej z ofiar  domaga się 1 500 000 zł. Możemy więc przyjąć, że kwoty roszczeń z jakimi wystąpią rodziny blisko 100 ofiar w momencie uznania przez państwo polskie swojej winy będą do tych kwot zbliżone. Jeśli więc Tuska nie obchodzi poznanie prawdy, ani uszanowanie pamięci ofiar, powinien sobie przynajmniej policzyć czy mu się opłaca zdanie się na prawdę Anodiny. Bo pichcony właśnie raport będzie nas drogo kosztował.

Jeśli Tuskowi brakuje odwagi, żeby domagać się więcej prawdy w prawdzie, powinien być wdzięczny za wszelkie inicjatywy wymuszające na nim bardziej asertywną postawę – za petycję kilkudziesięciu tysięcy obywateli, za rezolucję kongresmena Kinga, za próby Czarneckiego zainteresowania sprawą instytucji unijnych, nawet za powstałą dzisiaj „komisję Macierewicza”. Każda z tych inicjatyw to świetny pretekst do odegrania przed Putinem tego dobrego, który co prawda chętnie by odpuścił, ale mu nie dają, więc jest zmuszony nalegać, żeby jednak te nasze wnioski o pomoc prawną realizować, dokumenty o jakie prosimy przesyłać, i zainteresować się zachowaniem wieży.

Obawiam się jednak, że Tusk się ocknie z ręką w nocniku, dopiero gdy po przyjęciu raportu Anodiny wpłynie pozew zbiorowy przeciwko państwu polskiemu, już nie o milionowe, ale o miliardowe odszkodowania. A wtedy będzie mu trudno wygrać  w sądzie, jeśli dzisiaj nie wykona żadnego ruchu aby zakwestionować szykowaną właśnie rosyjską wersję prawdy. Rosjanie rozumieją o co walczą – nie tylko reputację, ale także ogromne pieniądze, a my jesteśmy na najlepszej drodze do odegrania frajerów, którzy całą winę wezmą na siebie, bo mają radochę, że jest okazja popluć na znienawidzonego prezydenta.

Mija doba od wczorajszego komunikatu komsji Anodiny, a u nas żadnej reakcji. Ani dymisji osób odpowiedzialnych za wytknięte nam zaniedbania, ani sprostowań jeśli zarzuty są niesprawiedliwe. Przeczekujemy w milczeniu. Do czasu, gdy trzeba będzie za błędy płacić w żywej gotówce i do Tuska dotrze jak bardzo nieopłacalne jest branie całej winy na siebie. Co właśnie robimy.

kataryna.blox.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Prawda w rękach Putina


niedziela, 18 lipca 2010 18:22

6 maja 2010 Rządowe Centrum Legislacji sporządziło dokument zatytułowany „Notatka nt sposobu ustalania procedury właściwej do badania katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem”, czytamy w niej:
Rządowe Centrum Legislacji: (…) Przybywający na miejsce zdarzenia polscy specjaliści informowani byli, iż po stronie rosyjskiej działania podjęła komisja wojskowa, która miała prowadzić prace wg. procedury opisanej w tzw. Konwencji Chicagowskiej, a przede wszystkim w Załączniku nr 13 do Konwencji. Argumentem przemawiającym za stosowaniem Konwencji Chicagowskiej oraz Załącznika nr 13 było zapewnienie jawności ustaleń komisji. Argument ten w pełni pokrywał się z intencją polskiego rządu. Polscy specjaliści potwierdzali zasadność stosowania na miejscu zdarzenia procedury zgodnej z tzw. Konwencją Chicagowską oraz z Załącznikiem nr 13. Skutkowało to podjęciem współpracy ze stroną rosyjską w tym właśnie reżimie prawnym i to niezależnie od faktu, iż w świetle polskiego prawa samolot, który uległ katastrofie był samolotem wojskowym. (…) Przedmiotem porozumienia między Ministrem Obrony Narodowej RP a Ministrem Obrony FR z dn. 7 lipca 1993 są zasady wzajemnego ruchu powietrznego wojskowych statków powietrznych RP i FR w przestrzeni powietrznej obu państw. (…) Artykuł 11 tego Porozumienia nakazuje podejmowanie niezbędnych kroków w przypadku incydentów lub katastrof wojskowych statków powietrznych w przestrzeni powietrznej drugiego państwa oraz umożliwia badanie katastrof wspólnie przez właściwe polskie i rosyjskie organy. Porozumienie to nie określa żadnej procedury realizacji przepisu art. 11. Konkluzja. Po zaistnieniu wypadku możliwe więc było albo rozpoczęcie dwustronnych rozmów ze stroną rosyjską, które (w niewiadomej perspektywie czasowej) miałyby doprowadzić do ustalenia procedury badania tego wypadku, przyjmując jako punkt wyjścia ogólną deklarację ujętą w art. 11 Porozumienia z 1993 r. albo – co uznano za właściwsze – natychmiastowe podjęcie badań przy wykorzystaniu istniejących procedur (co zrealizowano zgodnie z powyższym opisem). (…) Próba przyjęcia odrębnej procedury (wypracowywanej na podstawie Porozumienia z 1993 roku) stwarzałoby niezasadne wrażenie, że strona polska nie chce przyjąć jako podstawy Konwencji Chicagowskiej (…) oraz, że w to miejsce ma dopiero zostać wypracowane jakieś specjalne odrębne porozumienie między ministrami obrony obydwu krajów. Podejmowanie prac nad takim odrębnym porozumieniem z istoty opóźniłoby cały proces badania, a nie miało uzasadnienia w świetle oceny polskich specjalistów obecnych na miejscu zdarzenia.
Nie jest więc prawdą, że w sprawie sposobu badania katastrofy smoleńskiej Polska miała związane ręce. Wbrew temu co sugerowali dziennikarze, nie zapomnieliśmy o porozumieniu z 1993 roku, tylko w pełni świadomie z niego zrezygnowaliśmy, z dwóch równie bzdurnych powodów – żeby się Rosjanie nie obrazili, i żeby nie tracić czasu. Powody bzdurne, bo w tamtym klimacie Rosjanie musieliby przystać na wszystkie postawione przez nas warunki i opracowanie procedury badania tej katastrofy nie zajęłoby dłużej niż trzy dni. Nie jest to w końcu aż tak skomplikowane, a Rosja zwyczajnie nie mogłaby sobie pozwolić na jakiekolwiek utrudnianie czy opóźnianie przyjęcia maksymalnie dla nas korzystnej procedury.
Po 10 kwietnia wszystko było możliwe, wystarczyła polityczna wola. Nikt by się nie dziwił, ani nie oburzał, że polski rząd chce sobie zapewnić pełen udział w badaniu katastrofy lotniczej w której zginęła głowa państwa i jego instytucjonalne, polityczne i wojskowe elity. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, poza zwykłym tchórzostwem i politycznym interesem partii rządzącej, dla rezygnacji z aktywnego udziału w badaniu katastrofy smoleńskiej, bo od początku wiadomo było – a z każdym dniem to się potwierdza – że zostawienie śledztwa w rękach Putina oznacza rezygnację z prawdy o katastrofie. To co ostatecznie dostaniemy do wierzenia, nawet jeśli przypadkiem będzie zgodne z prawdą, nigdy nie zostanie za prawdę uznane, bo Putin jest ostatnią osobą, której można w tej sprawie zaufać.

Rezygnacja z umowy z 1993 roku nie była jedynym karygodnym zaniechaniem jakie rząd popełnił w tej sprawie, wszystko wskazuje bowiem na to, że nie wykorzystaliśmy nawet możliwości jakie dawała nam narzucona przez Rosjan Konwencja Chicagowska i jej Załącznik nr 13.

Konwencja Chicagowska, Załącznik nr 13: Państwo miejsca zdarzenia, podejmuje badanie okoliczności wypadku i ponosi odpowiedzialność za prowadzenie takiego badania. Może ono jednak przekazać, w całości lub w części, prowadzenie badania innemu państwu na podstawie dwustronnej umowy.

Jeśli dobrze rozumiem, nawet na podstawie Konwencji Chicagowskiej można było wspólnie ze stroną rosyjską wypracować procedurę badania tego wypadku tak, żebyśmy mieli gwarancję wiarygodności jego efektów. Trudno sobie wyobrazić, że Putin mógłby odmówić prośbie o przekazanie Polsce badania „czarnych skrzynek” czy analizy toksykologicznej zwłok, ale jeszcze trudniej, że taka prośba ze strony polskiej w ogóle nie padła. Tusk zostawił całe śledztwo w rękach Putina, i to co się dzisiaj wokół niego dzieje jest tego efektem. Efektem, z którego Tusk musi być zadowolony, bo interesy jego i Putina są tu zbieżne, nie mogą być jednak zadowoleni ci, którzy chcieliby poznać prawdę, lub przynajmniej coś do niej zbliżonego.

Szopka z kolejnymi wyciekającymi bez żadnej kontroli „sensacjami” ze stenogramów już dawno przestała być zabawna, a w to, że czas i treść tych przecieków jest przypadkowa i apolityczna nikt nie wierzy. Na twitterze dziennikarz śledczy sprzyjający rządowi pisze bez ogródek, że Rosjanie pozostawili jako „niezrozumiałe” wszystkie kontrowersyjne fragmenty nagrań, pozostawiając w tej sprawie decyzję stronie polskiej. I teraz, w zależności od bieżących potrzeb politycznych i zachowania Jarosława Kaczyńskiego, „uwalnia” się z „badanej” w Polsce czarnej skrzynki kolejne poręczne haki na opozycję, radośnie podchwytywane przez bezkrytycznych dziennikarzy, z których niewielu ma wystarczająco rozumu aby zakwestionować istotność tego czy tamtego wyrwanego z kontekstu zdania, o którym nie wiadomo nawet czy padło. Jeśli władza będzie oszczędnie gospodarować hakami z czarnej skrzynki, jest spora szansa, że wystarczy jej ich do wyborów. A przy tak gorliwej współpracy mediów, nie będzie ich trudno wygrać, zwłaszcza przy „grzaniu” chwytów obliczonych nie na ustalanie czegokolwiek, ale na zohydzanie Lecha Kaczyńskiego.

Narracja z pijanym w sztok Kaczyńskim nie jest samodzielnym wyskokiem oblecha z Lublina, tylko zorganizowaną i rozpisaną na role akcją, której patronuje osobiście Tusk, życzliwie się przyglądający wszystkiemu co się za sprawą jego podwładnych dzieje. Najpierw Palikot „tylko pyta”, potem kolejni użyteczni idioci (ze szczególnym uwzględnieniem idiotki z pudlem) ślą mu dziękczynne listy podkreślając jak ważne to pytania, a następnie włączają się z pozycji ekspertów dyżurni prawnicy Platformy Obywatelskiej, dla niepoznaki przedstawiani po prostu jako „adwokaci”, bo zbyt szczegółowa wiedza na temat tego kto jest głównym, i jak bardzo intratnym, klientem kancelarii mecenasów Pocieja i Dubois, mogłaby zachwiać zaufaniem czytelnika w bezstronność i apolityczność ich ekspertyzy. Temu wszystkiemu towarzyszy mrówcza praca licznych dziennikarzy, którzy opowiadają na prawo i lewo o 2 promilach, o które rozbiła się IV RP. Prędzej czy później, rzekome promile w prezydenckiej krwi zostaną oficjalnie wrzucone do mediów, choć może nie będzie to nawet potrzebne, bo w dobie internetu tę sprawę da się załatwić plotką, i odpowiednio częstym przepytywaniem na tę okoliczność Palikota, który im bardziej obrzydliwy, tym bardziej rozrywany. Już teraz to, że prezydent był w sztok pijany jest dla wielu oczywiste. To się po prostu wie, i już. Czekając na przeciek kontrolowany z sekcji zwłok prezydenta – a to pewnie kwestia dni – trzeba sobie zadać pytanie o wiarygodność tego co otrzymamy (cokolwiek to będzie), w świetle niedawnych doniesień Rzepy:

Rzeczpospolita: Protokoły, które widziała „Rz”, przynoszą też inne ciekawe informacje. Według zapewnień naszego rządu polscy prokuratorzy na miejscu w Moskwie uczestniczyli w pracach tamtejszych śledczych. Tyle że w protokołach nie ma śladu ich obecności. Rosyjski lekarz w rubryce przyczyny zgonu pisze: „stwierdziłem”. „Rz” widziała polskie tłumaczenie jednego z tych dokumentów. W nim też nie pojawia się informacja o polskich śledczych. (…) Olejnika dziwi brak w raporcie informacji o polskich przedstawicielach. Według niego powinny w nim być ich podpisy.

Wygląda na to, że po odpuszczeniu sobie starań o przejęcie całego śledztwa, lub przynajmniej kluczowych dla nas badań, nie zadbaliśmy nawet o to, aby przy nich przynajmniej być. Jeśli więc krew ofiar katastrofy nie była pobierana w obecności polskiego lekarza, i choć na chwilę została spuszczona z oka, nigdy nie będzie pewności czy podpisany przez rosyjskiego lekarza protokół ma cokolwiek wspólnego z prawdą, bo gdyby Putin sobie zażyczył, to mu rosyjski specjalista wpisze, że w krwi prezydenta stwierdzono nie tylko alkohol (w dowolnej ilości), ale także kokainę, czy co tam będzie potrzebne do zohydzenia Kaczyńskiego i uczynienia z niego jedynego winnego katastrofy. A na tym Putinowi zależy równie mocno jak Tuskowi, tym bardziej, że na jaw wychodzą kolejne szczegóły profesjonalnej pracy rosyjskich kontrolerów, którzy – według pilotów JAKa – wydali komendę zejścia na wysokość 50 metrów, co de facto oznacza wykierowanie polskiego samolotu na pewną śmierć. Jaka więc będzie wiarygodność kwitka przygotowanego dla Tuska przez Putina na temat Kaczyńskiego? Taka sama jak oficjalnej rosyjskiej wersji o czterech lądowaniach o 8.56 wbrew kategorycznym rozkazom wieży, czyli zerowa. Rosyjska propaganda od początku nie ukrywa na co gra, i byłoby dziwne gdyby i tego nie wykorzystała, mając po polskiej stronie lojalnych partnerów, którzy nie tylko nie przeszkodzą, ale jeszcze gorliwie pomogą w skutecznym kolportowaniu każdej bzdury.

Jarosław Kaczyński robi niewybaczalny błąd gdy mając w ręku mnóstwo bardzo poważnych twardych argumentów sprowadza dyskusję na poziom emocji, zwalniając Platformę z konieczności merytorycznego odniesienia się do tego wszystkiego, i usprawiedliwiając kolejne wywody polityków i komentatorów na temat jego stanu psychicznego. Przyzwyczaiłam się już, że od kilku lat polska polityka kręci się wokół Kaczyńskiego, a publiczną debatę determinuje to co akurat zrobił lub powiedział, ale w tej akurat sprawie emocje i wspomnienia Kaczyńskiego nie mogą przysłaniać coraz poważniejszych pytań o współudział rządu w rozmywaniu prawdy o katastrofie smoleńskiej. Skoro już Tusk postanowił pomóc Putinowi, Kaczyński nie powinien pomagać im obu.

Pozostawienie prawdy w rękach Putina to świadome skazanie się na kłamstwo. A w takiej sprawie jest to grzech niewybaczalny.

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized