Tag Archives: zamach

Przeciążenie 100 g


Na pasażerów działały przeciążenia wielkości około 100 g.  Przeżycie tego wypadku było niemożliwe

To tylko nowa i jedna z bardzo wielu „niejasności” dotyczących Smoleńska.

W Raporcie MAK
Raport Miedzypanstwowego Komitetu Lotniczego w sprawie tragedii …

podane zostało w Grupie 8. pkt 6:
Badania medyczno-śledcze wykazały, że w chwili zniszczenia konstrukcji samolotu w odwróconym położeniu na pasażerów działały przeciążenia wielkości około 100 g [stukrotnie większe od ciążenia ziemskiego]. Przeżycie tego wypadku było niemożliwe.

Informacja ta jest dla mnie – mówiąc delikatnie – trochę szokująca.

Przy tych parametrach katastrofy (trajektoria i szybkość samolotu) nieprawdopodobne jest wręcz, aby w chwili jego zniszczenia działało przeciążenie 100 g.

Najprostsza nawet „przymiarka” do analizy pokazuje, że samolot leciał w ostatniej fazie pod bardzo małym kątem (1-2 stopni). Daje to składową pionową prędkości rzędu 5 do 10 km/godz.

Źródło: Rzeczpospolita

Jeżeli nawet przyjmiemy, iż samolot nieznacznie wzniósł się w odległości 200-300 m przed upadkiem,  to kąt ten nie był większy aniżeli 2-3 stopni. Potwierdza to również fakt, iż na miejscu katastrofy nie ma śladu po wbiciu samolotu w ziemię.

Wcześniej w Raporcie stwierdza się ponad wszelką wątpliwość:
Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła – nie doszło do aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie ani awarii sprzętu lotniczego. Silniki pracowały aż do zderzenia z ziemią.

A zatem skąd tak olbrzymie przeciążenie???

Raport ten równocześnie dowodzi, że nie została przeprowadzona najprostsza nawet symulacja mechaniczna. Mam tu na myśli zupełnie inną symulację, aniżeli symulacja „lotu” jakiej rezultaty zostały częściowo opublikowane.

Dla pewnego jedynie przybliżenia – jest to symulacja analogiczna do symulacji komputerowej katastrof samochodowych – uderzenia w pionową ścianę. Są oczywiście wyspecjalizowane programy dla celów lotniczych.

Symulacja taka powinna być bezwzględnie wykonana, może ona zweryfikować chociażby hipotezę, czy w takich warunkach prawdopodobny jest taki rozrzut części wraku samolotu oraz jego stan z jakim mamy faktycznie do czynienia. Symulacja taka może być przeprowadzona również niezależnie w Polsce, chociażby w ITWL. Można w tej sprawie zwrócić się również o pomoc do odpowiednich służb USA

Dysponujemy w tym momencie wystarczającą ilością danych do przeprowadzenia takiej symulacji:

  • prędkość lądowania
  • trajektoria lotu
  • szybkość obracania się
  • szczegóły upadku (pozycja odwrócona)
  • ilość paliwa
  • dane dotyczące miejsca upadku

Symulacja taka mogłaby też zweryfikować w pewnym przybliżeniu istniejące niejasności na temat prawdopodobieństwa oraz wielkości samego pożaru oraz wybuchu przy równoczesnym porównaniu tych danych z istniejącymi danymi satelitarnymi.

Raport ten dowodzi, że ocena przeciążenia została przeprowadzona na podstawie bliżej nieokreślonych „badań medyczno-śledczych”.

Faktem przy tym jest, że na podstawie informacji, które były do tej pory opublikowane, również wielu zdjęć, można zasadnie domniemywać, iż mieliśmy do czynienia z bardzo dużym „przeciążeniem”, być może nawet rzędu 100 G. I tu rzeczywiście jest pewna zgodność.

Pytanie w tym momencie do ekspertów, czy w tym przypadku przeciążenie 100 G nie dowodzi wręcz, iż prawdopodobnie doszło do czegoś więcej aniżeli katastrofa lotnicza z wysokości zaledwie kilku metrów i przy prędkości samolotu ok. 260 km/godz. oraz bardzo małym kącie rzędu 2-3 stopni. Absolutnie nie mam zamiaru sugerować tu czegoś bardzo konkretnego, jeżeli nawet hipoteza taka jest oficjalnie brana pod uwagę przez naszą prokuraturę.

Za wikipedia.org: Największe przeciążenia przeżyte przez człowieka

Dobrowolne: ppłk John Stapp w 1954 r. doznał przeciążenia 46,2 g w saniach rakietowych[1]. W wyniku tego eksperymentu popękały mu naczynia krwionośne w gałce ocznej (okresowa utrata wzroku, który J. Stapp odzyskał – szczęśliwie siatkówki w oczach nie były uszkodzone).

Mimowolne: kierowca Formuły 1, David Purley, doświadczył przeciążenia równego średnio 179,8 g w roku 1977, gdy wyhamował ze 173 do 0 km/h na długości 66 cm, w wyniku uderzenia w ścianę[2][3].

1 komentarz

Filed under Uncategorized

A jeśli to był zamach?


Rozważania, czy pod Smoleńskiem doszło do katastrofy lotniczej, czy też zamachu, są o tyle bezcelowe, iż nie uzyskamy w przewidywalnej przyszłości żadnych dowodów na rzecz konkretnej tezy. To rosyjskie służby decydują, co będziemy wiedzieli i do jakich danych uzyskamy dostęp. Mogą więc prowadzić z nami grę operacyjną na własnych warunkach, a do tego poprzez szeroką agenturę wpływu i orientację prorosyjską dowolnie kształtować opinię publiczną, neutralizować ludzi dla siebie niewygodnych, dezinformować i wprowadzać chaos informacyjny. Mogą także prowadzić walkę między sobą, manipulując nami za pośrednictwem fałszywych informacji ujawnianych przez osoby godne zaufania bądź prawdziwych podawanych przez podejrzane źródła. Pamiętajmy, że internet jest w Rosji pod ścisłą kontrolą FSB.

Dopuszczenie Polaków do rosyjskiego śledztwa na rosyjskim terytorium nic nie zmienia, gdyż, po pierwsze, nikt nie lubi spotkać się z białoruskim TIR-em, a po drugie, to nie będzie ani polskie, ani międzynarodowe śledztwo, tylko nadal rosyjskie. Równie dobrze moglibyśmy poprzestać na zadowoleniu się stwierdzeniami znanego z prawdomówności Putina, nasi dziennikarze i eksperci przecież wiedzą, że władze na Kremlu nigdy nie kłamią, skoro same ich o tym zapewniły. Gdybyśmy pomyśleli inaczej, moglibyśmy narazić na szwank nowe stosunki Tusko-Putinowskie, które dostały tak pozytywnego przyspieszenia na grobie Lecha Kaczyńskiego. A już na pewno wywołalibyśmy niezadowolenie marszałka Komorowskiego, a przecież nikt chyba nie chce sprawić przykrości osobie wytypowanej dla nas przez „Gazetę Wyborczą”, „Tageszeitung” i media rosyjskie na przyszłego prezydenta, z którego nareszcie wszyscy poza Polakami będą zadowoleni.

W naszej strefie robimy, co chcemy

Podnoszony często argument, iż miejsce katastrofy na terenie Rosji jest tak dla niej niekorzystne, iż wyklucza zamach, jest nielogiczny. Na swoim terenie służby rosyjskie całkowicie kontrolują sytuację. Odebranie katastrofy przez społeczność międzynarodową zależy od działania mediów, a w tej sferze w Rosji są one jedynie instrumentem władzy, a poza nią działa nie tylko silna agentura rosyjska, ale przede wszystkim orientacja prorosyjska i gospodarcza wspólnota interesów. Wystarczy jako przykład wymienić politykę prowadzoną przez premiera Włoch Berlusconiego.

Propagandowa wygrana, nawet sprawy katyńskiej, na forum międzynarodowym jest bardzo łatwa. Oto Putin przedstawia się jako liberalniejszy od Miedwiediewa, na którego ostatnio stawiała Unia i prezydent Obama i demonstracyjnie odcina się od stalinizmu. Premier Rosji staje się znów ulubionym demokratą jak w roku 2000, gdy mordował Czeczenię.

Zastanówmy się jedynie, czy gdybyśmy rzeczywiście mieli do czynienia z zamachem, powstała po nim sytuacja byłaby korzystna dla Rosji, czy wręcz przeciwnie, Moskwa by na niej jedynie straciła. Sądzę, że kwestię tę trzeba rozpatrywać na pięciu poziomach, co jest o tyle trudne, iż na każdym z nich nie występują ci sami gracze.

Na poziomie międzynarodowym ewentualny zamach, o którym Amerykanie musieliby dowiedzieć się dzięki satelitom, oznaczałby wysłanie sygnału: nasza strefa wpływów pokrywa się z dawną sowiecką i jeśli ekipa Obamy chce mieć w nas partnerów, musi uznać nasze aspiracje. W naszej strefie robimy, co chcemy. Jesteśmy równym (na razie) wam mocarstwem. Takie podejście jest logiczne. Po ostatniej rezygnacji USA z przewagi wojskowej w broni niekonwencjonalnej w wyniku podpisania upokarzającego porozumienia zastępującego START 2, natychmiast obwołanego przez rosyjską agenturę „zwycięstwem Zachodu i rozsądku”, rzeczą naturalną ze strony rosyjskiej jest eskalacja żądań. Rosjanie zatrzymają się, gdy napotkają opór. Na razie go nie ma, a więc Ameryka będzie cofała się nadal aż do opamiętania. Ale kiedy i po zapłaceniu jakich kosztów przez jego ofiary nastąpi refleksja, tego nie wiemy. Rosja wspomagając fundamentalistów, może jednocześnie mnożyć żądania w zamian za obietnicę współpracy przeciwko nim. Stawką jest cała Azja Zachodnia, przy której Polska nie ma żadnego znaczenia.

Sojusz pragmatyków

Kolejny poziom to partnerstwo rosyjsko-niemieckie. Z punktu widzenia interesów Centrum po opanowaniu sytuacji na Ukrainie należało całkowicie zwasalizować Polskę. W wypadku Ukrainy agentura wykonała ogromną pracę, by przekonać wszystkich, że prezydent Janukowycz jest całkowicie niezależny od Rosji. Co ciekawe, tego typu „informacje” deus ex machina pojawiły się jednocześnie na całym świecie. Oczywiście był to tylko przypadek i doskonała praca żądnych prawdy dziennikarzy.

Hipotetyczny zamach byłby postawieniem Niemcom ultimatum. Polska nie będzie kondominium. Robimy tu, co chcemy, a jeśli mamy być partnerami, możemy co najwyżej wziąć pod uwagę wasze interesy. Wybierajcie. Dotychczasowa postawa Niemiec oznacza, iż te warunki zostałyby przyjęte. W dalszej perspektywie może to prowadzić do prób wyprowadzenia z RFN wojsk amerykańskich i wytyczenia wyraźnych granic wpływów niemieckich w Europie postkomunistycznej.

Rozszerzeniem tej płaszczyzny byłby jasny znak dany starej Unii. Jesteśmy partnerami, wy zajmujecie się sobą, a nowi członkowie Unii pozostają naszymi wasalami. Ostatecznie mógłby ukształtować się model współpracy niemiecko-rosyjskiej, w którym Niemcy rządzą w Unii, a Rosja na obszarze dawnego bloku sowieckiego przy jednoczesnej eliminacji USA z Europy. W ten sposób w Europie powstałby tandem rosyjsko-niemiecki. A ewentualny zamach lub nawet katastrofa przedstawiana nieoficjalnie jako zamach miałaby złamać wolę oporu i wymusić uznanie nowego modelu.

Co dałoby Rosji pozbawienie PiS kierownictwa? Przypomnijmy, że lecieć miał również Jarosław Kaczyński, a gdyby do tego doszło, nastąpiłby natychmiastowy rozpad partii. Przecież, prawdę powiedziawszy proces kolonizacji PiS przez ludzi związanych z obozem przeciwnika lub tzw. pragmatyków, czyli działaczy gotowych na każde ustępstwo w zamian za posadę, synekurę i święty spokój od prokuratorów, sądów i Czerskiej, był już bardzo zaawansowany. W wypadku przegranych wyborów doszłoby do jego szybkiej finalizacji. To właśnie pomysł takiego rozwiązania – sojuszu pragmatyków – na kilka dni przed katastrofą puszczono jako balon próbny.

Nie znamy tylko dwu rzeczy zasadniczych: jakie były wyniki prawdziwych sondaży i jaka jest sytuacja gospodarcza, tzn. kiedy nastąpi załamanie złotówki, której kurs jest sztucznie utrzymywany poprzez zwiększanie zadłużenia celem pokrywania stale rosnącego deficytu. Złotówka musi w końcu odczuć obciążenia zadłużeniem i deficytem.

A co za tym idzie, nie wiemy, czy z wyborami prezydenckimi można było czekać do października. W wypadku udanego procesu kolonizacji PiS lub jego rozpadu wybory parlamentarne w 2011 r. już nie byłyby niebezpieczne. To kwestia, kto będzie prezydentem, stanowiła klucz do opanowania sytuacji politycznej w Polsce.

17 jest większe od 18

Na Onecie można było przeczytać ok. dwu tygodni temu, iż prezydent Kaczyński z 18 proc. poparcia „goni” marszałka Komorowskiego z 17 proc. W ten sposób dzięki osiągnięciom matematyki tuskowej mogliśmy się dowiedzieć, iż 17 jest większe od 18. „Dziennikarz”, który to wymyślił, jest niewątpliwie przedstawicielem leninowskiej szkoły matematyki i w ten sposób zadał słuszny kłam matematyce burżuazyjnej. Dla nas wniosek jest jednak taki, że skoro oficjalnie ogłoszono stosunek preferencji wyborczych 18 do 17, to w rzeczywistości musiało być dla Marszałka o wiele gorzej. Musiał to być dzwonek alarmowy. Pośpiech mógł być jednak równie dobrze wywołany czynnikami pozapolskimi.

Dlaczego jednak Polska, opanowana całkowicie przez PO i stojące za nią środowiska byłej komunistycznej bezpieki, o czym mówili sami jej przedstawiciele, oraz agenturę marzącą o zniszczeniu IPN, miałaby być rozwiązaniem korzystniejszym dla Centrum niż Polska rozrywana wewnętrznymi sporami i niestabilna?

Premier Tusk już zdążył poinformować nas: „wyginiecie jak dinozaury”. Uważam, że oznacza to, iż jest on przekonany, że politycy uważający, iż Polska może mieć jakieś własne interesy, bronić ich, być w jakimkolwiek stopniu niezależna od Rosji i Niemiec, już nie mówiąc o prowadzeniu, o zgrozo, własnej polityki i dążąca do likwidacji decydującego wpływu na życie wewnętrzne dawnych służb, mafii i agentury, to po prostu „dinozaury”. To polityka XIX-wieczna, nieaktualna, bezsensowna, niemożliwa do prowadzenia we współczesnych warunkach i śmieszna przez swoją staromodność. Właśnie tak myślące kierownictwo Polski jest idealne dla realizowania interesów Rosji.

Katastrofa lub zamach ucharakteryzowany na wypadek mógłby posłużyć do przedstawienia jako wkroczenie pojednania rosyjsko-polskiego w fazę finalną pod hasłem „kochajmy się”. Tym bardziej że spontaniczna reakcja Rosjan, zwykłych ludzi, jest godna podziwu i imponująca swoją szczerością. Na tle tego pojednania nikt nie zauważyłby, jak społeczeństwo polskie akceptuje ciche, ale pełne i ostateczne podporządkowanie Polski właśnie Rosji, zamiast dotychczasowego tandemu rosyjsko-niemieckiego. Przy bliższej analizie koszty ewentualnej operacji okazują się więc jedynie jej zaletami.

Ze starej agentury na nową

Dwa elementy obecnej sytuacji wydają się niezwykle niepokojące. Kontratak agentury i orientacji prorosyjskiej, która rozpoczęła zwalczanie hipotezy zamachu, zanim ta jeszcze została w pełni sformułowana, a następnie zastosowała wobec niej całkowite embargo. Wskazuje to na wielki strach i działanie zaplanowane oraz koordynowane. Dodatkowo akcja PO na wszystkich frontach przeciwko ludziom związanym z PiS już w trzy godziny po katastrofie wskazuje na niezwykłą u Polaków sprawność organizacyjną lub przygotowanie. Nie chodzi tylko o BBN, Bank Narodowy czy IPN, ale także o nominacje całego nowego dowództwa armii.

Ale dlaczego zginęli ludzie SLD? Czy w przypadku omawianej hipotezy, zostaliby po prostu poświęceni?

Na zmiany w byłym bloku sowieckim należy patrzeć globalnie. Tu nic nie dzieje się w jednym kraju, gdyż centrum wpływów nadal znajduje się w Moskwie. Tej pępowiny nie odcięto i nie chciano odciąć, mimo rozmaitych zabiegów symbolicznych. Jedni nie mieli dość woli i siły, inni odwagi, a jeszcze innych łączyła z Centrum wspólnota interesów, i to po większej części nowych. Ostatecznie przecież większość obywateli wybiera przyszłość, chce mieć autostrady, a sowieckich agentów uważa za patriotów albo potrzebnych profesjonalistów, gdyż jak wiadomo Rosja nie ma żadnych interesów w Polsce ani powodów, by nam szkodzić.

W tym roku rozpoczęto wymianę starej agentury na nową, bardziej perspektywiczną. W tym celu w Rumunii poświęcono Iona Iliescu, ujawniając jego powiązania z GRU i KGB, a nawet udział tych służb w obaleniu, ohydnego zresztą, dyktatora Ceausescu i zainstalowania właśnie ekipy „wyniesionej przez spontaniczną rewolucję”. Taki już los niepotrzebnych agentów – muszą swoim kosztem uwierzytelnić nową agenturę.

Starzy komuniści doskonale wiedzą, jak działało NKWD I KGB. Dlatego, nawet gdyby pod Smoleńskiem wydarzyła się katastrofa, oni jej tak dla siebie nie zinterpretują, lecz zrozumieją, iż Centrum żąda od nich całkowitej rezygnacji z samodzielnej roli, posłuszeństwa i dyscypliny. Dlatego można się spodziewać szybkiej wasalizacji SLD wobec PO. Pierwszym krokiem będzie porozumienie w mediach, by natychmiast odwrócić obecny trend i zapanować nad świadomością obywateli. Musi powrócić amnezja i pogarda dla tożsamości narodowej.

Ewentualny zamach mógłby być też potężnym narzędziem dyscyplinowania wszystkich nieposłusznych, myślących o samodzielności lub nawet niezbyt sprawnych. Rozkazy muszą być wykonywane bez względu na trudności z ich realizacją. To byłby sygnał dla wszystkich, w tym także dla ludzi PO. Warto też przypomnieć, że kandydat SLD na prezydenta Jerzy Szmajdziński był zwolennikiem zakupu amerykańskich F-16.

Między Putinem a Miedwiediewem

A teraz zastanówmy się nad ostatnią, wewnątrzrosyjską płaszczyzną. W Rosji mamy do czynienia z rywalizacją dwu ośrodków władzy: premierowskiego i prezydenckiego. Jest to niezależne od woli Putina i Miedwiediewa, ponieważ w takich wypadkach decyduje ich zaplecze. To jedni lub drudzy ludzie mogą awansować i dzielić się apanażami. Dla wszystkich już nie starczy. Dlatego wydarzenie pod Smoleńskiem, jeśli nie okazałoby się katastrofą, mogło stanowić element rozgrywki między obu obozami. Gdyby zaś było katastrofą, stanie się stawką w grze między nimi. O tym już wkrótce się przekonamy.

Z punktu widzenia zaplecza byłaby to rywalizacja między GRU i KGB. Zauważmy, że lotnisko w Smoleńsku jako wojskowe znajduje się pod kontrolą GRU. Dalsze losy Plusina, jego ewentualna depresja, pięciokrotne śmiertelne postrzelenie się, a następnie rzucenie się pod TIR-a będą ważną wskazówką. Rzecz jasna służba, która wyszłaby zwycięsko z tej kombinacji, wcale nie musi byś odpowiedzialna za ewentualny zamach. Gdyby zaś to była katastrofa, przecież można za pośrednictwem przecieków sugerować zamach dokonany przez przeciwnika. Dlatego należy analizować wszystkie przecieki w kontekście rywalizacji w Moskwie i pamiętać, iż GRU, FSB i wywiad cywilny mają swoje przedłużenia w Polsce. Stąd niejeden kandydat może być popierany stamtąd, choć przez innego gracza.

Każdą operację o tej skali łatwo jest uruchomić, ale jeszcze nikomu nie udało się zachować nad nią całkowitej kontroli, mimo że służby sowieckie i rosyjskie zawsze były przekonane, że akurat im takie rzeczy się powiodą. Wystarczy przypomnieć pieriestrojkę. Dlatego o przyszłości zadecyduje kontrola nad mediami i siła przebudzenia narodowego. Czy okaże się ono jedynie krótką przerwą w śnie, czy też początkiem stawania się narodem po 50-letnim eksperymencie sowieckim i 20-letnim postkomunistycznym?

Józef Darski
Bibula.com

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Katastrofa smoleńska


7-go kwietnia przylatuje do Smoleńska jakiś ważniak więc jest pretekst żeby pojawiły się w Smoleńsku dwie samojezdne/mobilne/przenośne radiolatarnie (patrz: link do zdjęcia* – na samym dole), które niby są teraz bardzo potrzebne, bo wiadomo: ważniak to ważniak. Po ich „wykorzystaniu” znikają z lotniska, ale nie tak znowu zupełnie, bo zostają zainstalowane w pobliskim lesie lub zagajniku.

Od 7-go do 10-go mamy więc 3 dni na takie ich ustawienie i skalibrowanie w pobliżu lotniska (krzaki-zagajnik-las) żeby po wyłączeniu radiolatarni stacjonarnych i włączeniu tych samojezdnych, nowy- wirtualny pas do lądowania, był przesunięty 70 metrów w lewo i około 1000 metrów „do przodu” co akurat wspaniale się składa : bo wówczas początek płyty wirtualnego lotniska znajduje się kilkanaście metrów poniżej wierzchołka zalesionego wzniesienia, bezpośrednio nad pustą doliną. Dolina ma głębokość 60 m i rozpiętość około kilometra.

Ciche i ustronne miejsce. Wprost wymarzone na taką inscenizację: polski samolot jak nic – uderzy prosto w trawiaste zbocze (tuż poniżej wierzchołka lub prosto w sam czubek wzniesienia). W najgorszym razie, jak pilot okaże się asem, to i tak walnie w drzewa, które rosną na górze (patrz: opracowanie trajektorii lotu wg Siergieja Amielina* – tylko to prawdziwe – bo w sieci jest już masa imitacji – cenzura ma różne oblicza).

10-go kwietnia, gdy polska załoga melduje, że zbliża się do lotniska, kontroler lotów podaje im odpowiednio „skorygowane” ciśnienie atmosferyczne zmierzone na poziomie płyty lotniska. Tak skorygowane, żeby wskazania barometrycznego wysokościomierza TU-154 w połączeniu z obrazem wirtualnego lotniska, spowodowały przyziemienie samolotu w pożądanym miejscu. Jednocześnie wieża informuje, że zalecane jest lądowanie w Moskwie żeby pilot nie miał wątpliwości co do gęstości mgły (o mgle będzie za chwilę) oraz był od razu nastawiony na kierowanie samolotem, tylko i wyłącznie na podstawie sygnałów z podstawionych radiolatarni i wskazań oszukanego wysokościomierza. Radiolatarnie wyznaczają dwie rzeczy: potrzebny kierunek lotu oraz umiejscowienie początku i końca lotniska w przestrzeni.

Wszystko poszłoby zgodnie z planem gdyby nie jeden drobiazg : czynnik ludzki – pilot był fachowcem wyższej klasy niż zakładali organizatorzy. W ostatniej chwili zorientował się w sytuacji i gwałtownie poderwał samolot. Udało mu się nawet przelecieć nad całym zalesionym wzgórzem ścinając jedynie gałęzie wierzchołków drzew. Niestety TU-154 to maszyna, która nie jest zaprojektowana do tego typu manewrów w czasie podchodzenia do lądowania (z opuszczonym podwoziem i otwartymi klapami). Po paruset metrach „lotu koszącego” samolot opada nieznacznie w dół silnie uderzając lewym skrzydłem w duże drzewo.

Uderzenie w lewe skrzydło zmieniło trajektorię lotu oraz uruchomiło zapalniki specjalnych bomb zainstalowanych w samolocie. Detonacja nastąpiła w powietrzu, dlatego na zdjęciu satelitarnym (patrz: zdjęcie z 12-04-2010 1px=50cm*) katastrofa nie wygląda przekonująco: samolot rozsypał się po okolicy jakby ktoś rzucił garść klocków lego na dywan. Miało być inaczej : ładunki miały odpalić mniej-więcej pół sekundy po zetknięciu z ziemią. Wówczas ew. świadkowie opowiadaliby: samolot leciał nad doliną, pilot nie zauważył wzniesienia bo była mgła, uderzył prosto w zbocze/wierzchołek/drzewa a potem nastąpił wybuch. Dokładnie tak jak to robią samoloty na filmach amerykańskich gdy się zderzają z jakąś górą.

Taki scenariusz tłumaczy wiele innych dziwnych zjawisk:

  1. krwawą jatkę i zmasakrowane zwłoki zamiast trupów i rannych; których nikt ze świadków, jak i nasi dziennikarze, mbasador Bahr nie widział, a powinni.
  2. śmiertelność 100% – przy zaplanowanej operacji świadkowie są niemile widziani (przy prawdziwych wypadkach jest odwrotnie);
  3. dziwny manewr następnego samolotu, który podchodził do lądowania – wieża podała mu już prawidłowe ciśnienie więc wysokość miał ok ale nie zdążyli jeszcze przełączyć radiolatarni z tych lewych-mobilnych na prawidłowe- stacjonarne;
  4. cztery strzały na amatorskim filmie nakręconym parę minut po katastrofie (patrz: filmik zrobiony komórką 1min 24sek*) – po co te strzały? – rannych pasażerów/członków załogi, którzy cudem ocaleli, trzeba było.. niestety.. dobić;
  5. informację o tym, że 3 osoby przeżyły katastrofę – ta informacja szybko została odwołana, jak się pojawiła? np. tak: dwóch pracowników lotniska albo przypadkowych świadków przybiegło na miejsce zdarzenia jeden z nich wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił na numer alarmowy 112 żeby wezwać pomoc, może potem zdążył zrobić jeszcze jeden telefon np. do znajomego dziennikarza? – informacja wydostała się na zewnątrz i potem trzeba było ją odkręcać;
  6. informację o dwóch nadliczbowych i niezidentyfikowanych ciałach, do których nie pasuje żaden kod DNA z listy ofiar tragedii, jak to możliwe? a może było tak: tych dwóch przypadkowych świadków (patrz: punkt nr 5) trzeba było natychmiast zlikwidować, warunki nie pozwalały na inne rozwiązanie niż zabicie ich, zmasakrowanie zwłok i wymieszanie ze szczątkami pasażerów;
  7. zeznanie montażysty TVP – mówił, że polski samolot krążył 2 godziny nad lotniskiem zanim wylądował – to nie był polski samolot lecz jakiś inny, no dobrze ale po co tak długo krążył? – produkował mgłę a dokładnie: niską chmurę deszczową (patrz: wikipedia i dwa hasła: jodek srebra, zasiewanie chmur);
  8. natychmiastowe aresztowanie kontrolera lotów – bardzo dziwne posunięcie, skoro od razu było wiadomo, że wypadek to wina pilota i złej pogody; wszystko wskazuje na to, że to nie było żadne aresztowanie tylko np.: usunięcie „kontrolera” ze strefy publicznej, po to żeby go nikt nie nękał pytaniami;
  9. sugerowanie, że pilot słabo znał j. rosyjski a już zupełnie „nie kumał” rosyjskich cyferek – po co to było ? a no po to, żeby przygotować grunt na wypadek odkrycia przez polskich techników lotniczych/prokuratorów, że wysokościomierz w samolocie miał źle wprowadzoną wartość ciśnienia atmosferycznego;
  10. przedziwna informacja w Polsat News (patrz: link na dole*), o tym, że Wiktor Bater wiedział o katastrofie 16 minut przed katastrofą! Jak to możliwe ? – najwidoczniej akcja czyszczenia miejsca katastrofy trwała 16 minut, a informator Pana Batera mógł dostać sms-a lub telefon od kogoś z trójki ocalałych. Gdy jeszcze żyli. Natomiast pan korespondent, ze zwykłej reporterskiej ekscytacji, zbyt szybko się, tym newsem pochwalił.

Na koniec: ten scenariusz tłumaczy również wszystkie niby – wpadki organizacyjne, czyli:

  1. organizatorzy nie byli pierwsi na miejscu upadku samolotu i nie obstawili terenu, jak to wytłumaczyć? – trochę czasu zajął im dojazd z pierwotnego miejsca zasadzki;
  2. niezgodna z „protokołem” likwidacja świadków, tych (prawdopodobnie było ich dwóch), którzy byli pierwsi na miejscu katastrofy – organizatorzy musieli działać szybko, nie było czasu na ceregiele, zwłoki zawlec do samochodu? – za daleko a teren podmokły i błotnisty;
  3. jak to możliwe, że ktoś nagrywa tam film i potem go wrzuca na Youtube ?! to już jest skandal nie lada ! – nie było czasu na obstawienie terenu, były dużo pilniejsze sprawy, takie jak likwidacja świadków i dobijanie pasażerów/załogi;
  4. dlaczego strzelano (niepotrzebny hałas) zamiast ich np. udusić – no niestety czas naglił, liczyła się każda sekunda, trzeba było zaryzykować, że ktoś usłyszy;
  5. dziwny manewr następnego samolotu – tutaj znów zabrakło czasu, tym razem na przełączenie mobilne
  6. miejsce upadku samolotu – tuż obok zabudowań, lotniska, w podmokłym terenie, obok głównej drogi, to wszystko wskazuje na wypadek lub jakąś amatorszczyznę, de facto – był to wypadek przy pracy – „wina” pilota.

Na razie, tak mi się wydaje, otwartym zagadnieniem pozostaje odpowiedź na pytanie : kto tą egzekucję zaplanował, kto zlecił, kto ją wykonał, kto był współorganizatorem ? Kto ?

Wiktor Bater wiedział o katastrofie 16 minut przed katastrofą:

dostał wiadomość od kogoś z cmentarza w Katyniu, być może od kogoś kto przeżył i dzwonił do rodziny, znajomych, a nie bezpośrednio do Batera, co nam się, usiłuje wmawiać, tym samym dyskredytując i dezinformując.

Też ciekawe:

Czytaj dalej

2 Komentarze

Filed under Uncategorized

Henryk Głębocki: Pierwsi zaczęli snuć teorie spiskowe zwykli Rosjanie


Widok Putina, byłego oficera KGB, wydającego premierowi RP ciało prezydenta RP i geopolityczny kontekst tragedii smoleńskiej – to wywołuje podejrzliwość w wielu krajach, nawet w samej Rosji.

Fronda.pl: Komentatorzy po smoleńskiej tragedii, podkreślają wzruszające pełne solidarności z Polakami reakcje Rosjan i zaangażowanie tamtejszych władz. Jednak prof. Włodzimierz Marciniak nie ma złudzeń. Twierdzi, że rosyjska władza jest przerażona, że może paść na nią cień jakichkolwiek podejrzeń w sprawie katastrofy samolotu z prezydenckim samolotem.

Henryk Głębocki*: Jeśli chodzi o reakcję Rosjan na tę tragedię, to wyraźnie możemy obserwować tam samonapędzający się mechanizm. Władze Rosji starają się zachować tak, jak powinni się zachować przedstawiciele każdego, normalnego, demokratycznego kraju i zatrzeć tym samym wrażenie niezręczności sytuacji. Tym bardziej, że znalazły się nieoczekiwanie w centrum uwagi opinii światowej. Bo, oto znakomita część elity politycznej państwa, które pozostawało w konflikcie z Rosją, tragicznie ginie, właśnie na terytorium Rosji, do tego w rosyjskim samolocie, który niedawno przeszedł serwis w rosyjskich zakładach, i to podczas podróży mającej uczcić rocznicę mordu na polskich oficerach, którego pełnego wyjaśnienia współczesna Rosja uniemożliwiała. Wśród szeregu gestów ze strony oficjalnych władz, istotnym elementem tych prób zatarcia złego wrażenia była emisja „Katynia” w głównym kanale rosyjskiej telewizji, na co przecież przez lata absolutnie nie mogło być żadnego przyzwolenia.

Nie wiem czy jest pan świadom, że wbija klin w głoszony przez wielu moment przełomu i pojednania. Nie ma złudzeń co do postepowania władz. A zwykli Rosjanie, jak może wpłynąć na nich ten wymuszony interwencjonizm władz?

Dla nich sceny filmu Andrzeja Wajdy mogą kojarzyć się przede wszystkim z tragedią samych Rosjan. W rodzinach, które mają ofiary sowieckiej technologii zabijania ta wiedza nie jest obca. Ale w skali całego kraju Katyń pozostaje wciąż nieopowiedzianą historią. Na ile to nagłe i dramatyczne opowiadanie wstrząśnie Rosjanami tak, jak jak w przypadku nas Polaków? Na ile uruchomi mechanizmy zainteresowania prawdą o własnej, tak tragicznej historii? Czas pokaże.

Musimy pamiętać, że ta rosyjska trauma bolszewickiego terroru, którego pierwszymi i najliczniejszymi ofiarami byli początkowo sami Rosjanie, nie została dotąd dostatecznie pokazana i przeżyta w ich kraju. Do wyjątków należą takie filmy jak „Czekist” w reżyserii Aleksandra Rogozina na motywach powieści Władimira Zazubrina – „Szcziopka” (drzazga, wiór), ukazujący technologię mordów w siedzibach tzw. „czrezwyczajek” w epoce rewolucji i wojny domowej, tak uderzająco podobną do metod zastosowanych przy zbrodni katyńskiej i w tylu innych przypadkach komunistycznego ludobójstwa. Film ten powstał na początku lat 90. XX w., gdy w epoce Jelcyna wydawało się jeszcze, że odkrywając prawdę o swej historii, a przy tym prawdę o Katyniu Rosjanie uporają się z własną przeszłością. Jelcyn uruchomił dyskusję o zbrodniach rosyjskiego komunizmu jako element rozprawy ze starym komunistycznym establishmentem a także ze swym przeciwnikiem – Gorbaczowem. Wtedy też, aby go skompromitować, ujawnił i przekazał stronie polskiej część dokumentów dotyczących Katynia, świadczących o ukrywaniu prawdy o tej zbrodni przez władze ZSRS. Musiał jednak tych rozliczeń szybko poniechać. Natomiast epoka rządów Putina i jego ekipy opartej na środowiskach wywodzących się z sowieckich służb specjalnych całkowicie zmieniła wektor w przedstawianiu tych spraw.

Rozgrywającymi stały się osoby, ośrodki związane ze służbami?

Nie będzie to dziwne, jeśli przypomnimy, że jak oceniali zachodni analitycy, być może nawet ok. 80% establishmentu współczesnej Rosji jeśli nie wywodziła się, to przynajmniej miała jakiś związek z tymi strukturami. Zjawiska te przyniosły rehabilitację rosyjskiej pamięci o sowieckim imperium – ostatniej formie imperium, które pozostało w pamięci wielu Rosjan jako wyznacznik ich globalnej pozycji supermocarstwa. Ten resentyment części społeczeństwa był umiejętnie wykorzystywany, podtrzymywany i rozwijany na zamówienie samego Kremla, jako legitymizacja nowej władzy. Usiłowano wręcz zbudować nową tożsamość Rosji odwołując się do neoimperialnego resentymentu, łącząc tradycje imperium białych carów i czerwonych komisarzy. Władze rosyjskie dokonywały w ostatnich latach szeregu gestów, które miały połączyć te tradycje, przywracając np. stary sowiecki hymn, a równocześnie akceptując kanonizacje ostatniego cara Mikołaja II i jego rodziny, i sprowadzając z zagranicy prochy przywódców antybolszewickiego ruchu „białych”.

Jednak najważniejszą warstwą tej „nowej tradycji” była apoteoza imperializmu sowieckiego, jego symboli, bohaterów i najbardziej zbrodniczych instytucji jak NKWD i jego następca KGB czy „Smiersz”. Apologia „czekistów”, bohaterów „cichego frontu”, przejawiała się w praktyce we wszystkich sferach życia, szczególnie w kulturze masowej, telewizji, etc. Wszystko to wiązano ściśle z mitem zwycięstwa podczas II wojny światowej, które stało się fundamentem globalnej pozycji imperium sowieckiego i przy użyciu którego można było usprawiedliwić wszelkie zbrodnie. Zarazem II wojna światowa pozostaje wciąż najważniejszym mitem narodowym współczesnej Rosji. Pamięć o Katyniu i co za tym idzie o innych zbrodniach, także na Rosjanach, stała w oczywistej sprzeczności z tą linią propagandy historycznej.

Czytaj dalej

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Wypadek czy zamach? A jeśli zamach to czyj – FSB czy CIA?


Szok wywołany katastrofą w Smoleńsku powoli mija. Nie kończą się natomiast pytania – czy to był wypadek, czy zamach? W mediach i w internecie krążą domysły, spekulacje, podejrzenia czy wręcz oskarżenia. Przy czym jako winnego ewentualnego zamachu widzi się przede wszystkim Rosję.

Rosja solidnie i rzetelnie zapracowała sobie w okresie ostatnich trzystu lat na niechęć Polaków.

Przy czym nawet zbrodnie reżimu Stalina na Polakach przypisywane są Rosji. Choć w czasie jego dyktatury najwięcej wymordowano Rosjan, a najwyższe stanowiska zajmowali wtedy niekoniecznie Rosjanie.

Z góry zaznaczam, że wolałbym, aby katastrofa w Smoleńsku okazała się wypadkiem, a nie zamachem. Nadal jest możliwe, że był to splot kilku niekorzystnych okoliczności i przypadków. Ani jeden z nich samodzielnie do katastrofy by nie doprowadził; ale wszystkie one zebrane razem zakończyły się katastrofą.

Najtrudniej jest wytłumaczyć, dlaczego samolot schodząc do lądowania był za nisko, dlaczego był przesunięty w stosunku do osi pasa startowego i dlaczego był ustawiony względem niego pod ukosem.

Niepokój wśród wielu obserwatorów wywołują zbyt powolne ich zdaniem komunikaty i opóźnianie ogłoszenia wstępnych wyników badania czarnych skrzynek ze strony Rosjan. Padają pytania – czy czarne skrzynki można wymanipulować? Pytania te sugerują, że Rosja będzie chciała – manipulując zapisami w czarnych skrzynkach – zatrzeć ślady prawdziwej przyczyny katastrofy, a więc ślady zamachu na samolot.

A może jest inaczej?

A może jest inaczej? Może Rosjanie już wiedzą, że katastrofa nie była wypadkiem a zamachem. Jedynie nie mają możliwości udowodnienia, że zamach ten nie był ich “dziełem”. Dlatego kluczą i zwlekają.

Ja osobiście uważałem i nadal uważam katastrofę w Smoleńsku za wypadek. Choć ostatnio nie mam jednak takiej absolutnej tego pewności.

W sieci pojawiła się wiadomość o książce Caspara Weibergera pt. “Następna wojna światowa”. [link]

Właściwie wszystkie przepowiednie autora okazały się nietrafne. Poza tą jedną jedyną, choć i ona umieszczona jest w niewłaściwym czasie – a więc, że (za sprawą Rosji – ?) zginie polski rząd i dowódcy wojskowi. Gwoli ścisłości należy zaznaczyć, że dla Amerykanina, jakim był Weinberger, właśnie prezydent i jego gabinet i doradcy, poprzez analogię do systemu politycznego USA, to właśnie “rząd”.

Trudno jest mi wyobrazić sobie uduchowionego polityka, mającego prorocze wizje. Politycy w ogromnej większości są to zazwyczaj zimni, wyrachowani pragmatycy, ludzie wychodzący z zasady, że cel uświęca środki. Weinberger nie “przewidział” zamachu. On wiedział, że do niego dojdzie. Podał jednak nieprawdziwych wykonawców zamachu.

Jeszcze słowo o Weinbergerze. Był on bezpośrednio zamieszany w aferę rządu Reagana znaną jako afera Iran-Contras. Polska wikipedia pisze o tym bardzo oszczędnie i lakonicznie: [link]. Obszerniejsza jest relacja o aferze w wikipedii niemieckiej: [link]. A więc mamy tutaj do czynienia nie z Weinbergerem – uduchowionym wizjonerem, a z cynicznym, łamiącym prawo uchwalone przez kongres USA politykiem.

NWO

W tym miejscu istotna jest znajomość kilku najważniejszych dla losów dzisiejszego świata spraw zakulisowych, mających bezpośredni wpływ na obecną politykę USA , a poprzez nie na politykę światową.

W USA od dziesięcioleci mówi się o NWO. Nawet prezydenci Stanów Zjednoczonych w oficjalnych wystąpieniach o tym wspominali. Zakulisowym ideologiem i reżyserem NWO jest świat finansjery, bankierzy (FED), potentaci gospodarki. Czyli mówiąc krótko – liderzy grupy Bilderberga i Komisji Trójstronnej.

Przypomnę jedną tylko wypowiedź Davida Rockefellera:

Znajdujemy się na pograniczu globalnej przemiany. Wszystko czego potrzebujemy, to odpowiedni kryzys, a narody zaakceptują Nowy Światowy Porządek [New World Order].

Przypomnę też wypowiedź Jamesa Warburga (CFR):

Będziemy mieli rząd światowy czy wam się to podoba czy nie; za waszą zgodą, lub poprzez zabór.

Kapitalną rolę w planie narzucenia światu NWO odgrywa rząd i armia USA.

W roku 1997 powstała organizacja PNAC (Projekt dla Nowego Amerykńskiego Wieku). Głównym celem PNAC jest zdobycie przez USA w świecie absolutnej wyższości. I to przy użyciu wszelkich sposobów i środków, także militarnych. [link]

We wrześniu roku 2000 w raporcie PNAC o przebudowie amerykańskich sił pisze się o potrzebie “nowego Pearl Harbour”. W styczniu 2001 władzę obejmuje prezydent Bush junior. 11 września 2001 Amerykę spotyka “nowy Pearl Harbour”. Przy czym w nowej administracji prezydenta Busha pracowało wielu ludzi z PNAC, którzy takiego właśnie nowego Pearl Harbouru z wytęsknieniem oczekiwali (aby rozpocząć realizację ich własnych planów). W międzyczasie wypływa coraz więcej wątpliwości pod adresem oficjalnej wersji, jakoby koczujący w jaskiniach w Afganistanie fundamentaliści byli w stanie te zamachy przeprowadzić. Coraz więcej poważnych badaczy, naukowców, a nawet wojskowych przekonanych jest, że zamachy z 11/9 były “własną robotą” władz USA, którą zwalono na Al-Kaidę i Osamę bin Ladena.

W internecie istnieją setki, a nawet tysiące stron i portali zajmujących się tym kluczowym dla dzisiejszego świata wydarzeniem. Podam przykłady: [link], [link], [link].

Zamach z 11/9 i obarczenie winą za niego Al-Kaidy dało z kolei Ameryce pretekst do agresji na Afganistan. Dwa lata później, na podstawie sfabrykowanych dowodów, jakoby Irak posiadał fabryki broni chemicznej i biologicznej nastąpiła inwazja na ten kraj.

Niedawno Brytyjczycy za wysłanie ich wojsk do Iraku postawili Tony Bleira przed specjalną komisją. Zarzuca się jemu, że jego rząd fabrykował “dowody” na istnienie broni masowej zagłady w Iraku, aby mieć pretekst do wojny u boku Ameryki.

Bush junior miał więcej szczęścia. Amerykanom nie przyszło do głowy, aby i jego postawić przed taką komisją. Bo kogo to dzisiaj w Ameryce interesuje, czy broń masowego rażenia Saddam miał, czy nie. Ważne jest, że iracka ropa jest bezpieczna.

Wszystko zgodnie z planem PNAC!

Ponadto, poza bezpośrednią korzyścią, jaką jest trwała obecność wojsk USA w strategicznym terenie roponośnym, uboczną korzyścią było przyzwyczajenie opinii światowej do agresji różnych “wojsk koalicji” pod przywództwem USA na suwerenne państwa. Armia USA przejęła rolę światowego żandarma.

Problem Rosji

Najtwadszym orzechem do zgryzienia dla realizatorów NWO jest problem Rosji. Osłabiona rozpadem ZSRR Rosja powoli odzyskuje pozycję drugiego supermocarstwa. Militarnie nadal nim jest. Gospodarczo wprawdzie Rosja kuleje, ale jej potencjał w postaci zasobów naturalnych plasuje ją nawet przed USA. Nie widać też, aby miała Rosja ochotę poddać się dyktatowi amerykańskiej oligarchii finansowo-bankierskiej. Prowokacje na jej obrzeżach, jak ostatnio w Kirgistanie, a wcześniej w Gruzji, a mające Rosję osłabić, to jeszcze za mało, aby rzucić Rosję na kolana.

I w tym momencie przydarza się tragedia w Smoleńsku. A więc “przewidziany” przez Weinbergera zamach na polski rząd i dowództwo wojskowe.

Zachodnie media już informują o podejrzeniach pod adresem Rosji, jakie coraz głośniej wypowiadane są w Polsce. Jeśli katastrofa okaże się zamachem, a Rosji nie uda się udowodnić, że to nie ona zamachu dokonała, jej pozycja na arenie międzynarodowej nie będzie godna pozazdroszczenia.

Postawienie Rosji pod obstrzałem, poderwanie jej autorytetu na arenie międzynarodowej byłoby na rękę ideologom NWO. Ponadto pokazaliby w ten sposób Rosji, że nawet na jej terenie, stosunkowo niedaleko od Moskwy, są oni w stanie urządzać wymierzone przeciwko niej samej tak nieprawdopodobne prowokacje!

Najważniejszym pytaniem jest wszakże, dlaczego USA miałoby dokonywać zamachu na znanego z proamerykańskich sympatii prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

Lech Kaczyński był miernym politykiem. Głównym celem jego polityki było uzyskanie przez Polskę statusu ważnego, a nawet “strategicznego” partnera (a raczej wasala i satelity) USA. Kaczyński próbował osiągnąć to nawet kosztem polskiej racji stanu.

Proamerykańska polityka Kaczyńskiego zakończyła się fiaskiem. O ile jeszcze Bush junior czasem łaskawie zauważał polskiego prezydenta, o tyle Obama Kaczyńskiego całkowicie ignorował. Ideolodzy NWO zmienili bowiem w międzyczasie strategię.

Obama na ostatnie obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej, zorganizowane z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego, wydelegował pierwotnie niskiej rangi urzędnika. “Tarczę” obronną, o którą nasz prezydent zdecydowanie zabiegał, ku upokorzeniu Kaczyńskiego odwołał Obama w dniu tak dla Polski znaczącym – 17 września.

Lech Kaczyński angażował się w różne prowokacje antyrosyjskie. O jego zaangażowaniu w prowokację gruzińską pisano już wiele.

Postawa progruzińska znalazła wtedy poparcie dla niego w środowiskach zdecydowanie antyrosyjskich. Była jednak krytykowana z innych pozycji. Przypomnę pewien ciekawy tekst na ten temat: [link].

Próba wciągnięcia przez Kaczyńskiego całej Unii w poparcie dla Gruzji zakończyła się fiaskiem. Prowokacja Gruzji była szyta bowiem zbyt grubymi nićmi.

Niepowodzeniem zakończyła się dla Kaczyńskiego jego polityka projuszczenkowska. Kaczyński popierał Juszczenkę nawet wtedy, gdy tamten nie krył się już z jego proUPA-owską i probanderowską sympatią. Na koniec spotkała Juszczenkę sromotna porażka w wyborach.

Niepotrzebnie też wdał się Kaczyński w rozpętaną przez Condoleezzę Rice nagonkę na ”ostatniego dyktatora Europy“. Belweder wykorzystywał do tej nagonki ostatnimi czasy Andżelikę Borys. Nie zauważył przy tym nikt z otoczenia Lecha Kaczyńskiego, on sam zresztą też nie, że dziesiątki udekorowanych polskimi odznaczeniami państwowymi działaczy polonii na Białorusi, umieszczonych przez A. Borys na jej czarnej liście, miało zakaz wjazdu do ojczyzny. Belweder jedynie A. Borys honorował i cmokał ją w rączkę.

Duży talent wykazywał Kaczyński w zasadzie w jednej sprawie.

Do perfekcji opanował on granie na uczuciach patriotycznych milionów Polaków. Z dużym rozmachem ogranizował on obchody różnych ważnych i tragicznych rocznic. Wygłaszał pełne patosu i patriotycznej frazeologii przemówienia. Uroczysty nastrój dopełniały zawsze sztandary, flagi, fanfary, defilady.

Niestety, ta patriotyczna frazeologia nie szła u Lecha Kaczyńskiego w parze z jego polityką, w której rzadko decydowała polska racja stanu. Częściej bardziej dbał on o interesy USA czy o interesy organizacji żydowskich, niż o interesy polskie. Wielu zapamiętało jemu jego poparcie dla zdelegalizowanej dekretem przez prezydenta II RP, Ignacego Mościckiego, loży B’nai B’rith. Najbardziej jednak do spadku jego popularności przyczyniło się ratyfikowanie przez niego Traktatu Lizbońskiego. Niektóre ugrupowania prawicowe określały Lecha Kaczyńskiego z tego powodu grabarzem suwerenności Polski.

I to właśnie spowodowało, że jego szanse na reelekcję były znikome. Zbyt wiele środowisk, które na niego głosowały w roku 2005, nie miało zamiaru ponownie go popierać. Nawet na zasadzie mniejszego od kandydata PO zła.

Kariera polityczna prezydenta Kaczyńskiego dobiegała końca. Groziło mu popadnięcie w polityczny niebyt, całkowita utrata znaczenia na politycznej scenie w Polsce.

W tej sytuacji dla USA (i ideologów NWO) stawał się Lech Kaczyński bezwartościową, bezużyteczną i zgraną kartą.

Przydatny byłby jeszcze tylko wtedy, gdyby na czele ważnej delegacji, przy okazji ważnej wizyty, zginął on w okolicznościach rzucających podejrzenie o wykonanie zamachu na niego przez Rosję.

Zamach?

Jeśli pozostaniemy przy założeniu, że przyczyną katastrofy był zamach, dwie rzeczy przeczą udziałowi rosyjskich służb.

Po pierwsze – obsługa lotniska proponowała zbliżającemu się Tupulewowi lądowanie gdzieś indziej. Gdyby Rosjanie faktycznie zamach planowali, nie proponowaliby lotu np. do Mińska. Bo a nuż pilot posłucha i zamachu nie uda się przeprowadzić. Gdyby więc za zamachem stali Rosjanie, postąpiliby wręcz odwrotnie. Mimo niesprzyjającej pogody zachęcaliby załogę prezydenckiego samolotu do lądowania w Smoleńsku.

Po drugie – komu jak komu, ale to właśnie nie Rosjanom zależało na nagłośnieniu sprawy Katynia. Gdyby to oni stali za tym zamachem, zrobiliby to w innym miejscu i przy innych okolicznościach. Ale nie w sąsiedztwie Katynia i nie w 70-tą rocznicę tamtej zbrodni.

Jest możliwe jeszcze inne wyjaśnienie zamachu, poza tropem “rosyjskim”, przy pozostaniu przy wersji celowego spowodowania katastrofy.

Jak już wspomniałem, najwięcej wątpliwości budzi niewłaściwe podchodzenie samolotu do lądowania. Czym można ten fakt wytłumaczyć? Znalazłem ciekawy tekst na ten temat – Meaconing czyli jak oszukać nawigację pokładową. [link]

Istotne w tym miejscu jest spostrzeżenie, że USA zdecydowanie góruje nad Rosją w technologii satelitarnej. GPS czy “Tarcza” (z wykorzystaniem systemu satelitarnego) to pomysły i realizacja amerykańska.

Podejrzane zachowanie Rosjan po katastrofie jest też w sumie łatwe do wytłumaczenia. Osoba, która przypadkowo znajdzie się w miejscu napadu rabunkowego czy zabójstwa, a nie mająca alibi, aby odsunąć od siebie podejrzenia gotowa jest zmyślać co tylko może, aby uniknąć posądzenia jej o dokonanie zbrodni. Rosjanie przerażeni katastrofą dawali na początku sprzeczne czy nieprawdziwe wyjaśnienia, mogące w ich przekonaniu ich samych odciążyć. Sam Putin nie był w stanie nad początkowym chaosem informacyjnym zapanować. Przypuszczam, że on jako doświadczony KGB-owiec od początku domyślał się, że ktoś mógł podrzucić Rosji straszliwy problem. Bo wszystko, co zrobi, czy też czego nie zrobi Rosja od tego momentu, będzie podejrzane.

Ponadto na miejscu katastrofy wystarczyło umieścić kilku obcych agentów, np. przebranych za dziennikarzy, aby rozsiewali oni plotki, domysły i powiększali dezinformacje. Jak choćby tę kolportowaną zaraz po katastrofie pogłoskę, że trzy osoby przeżyły katastrofę i w ciężkim stanie prawdopodobnie przebywają w szpitalu.

Tak samo mogło być ze znanym, a nagranym tuż po katastrofie i kolportowanym w sieci amatorskim filmikiem. Organizatorzy zamachu na nagrany filmik czekali. Następnie narzucono na niego dodatkową ścieżkę głosową, ze strzałami, “dobijaniem rannych” itp. Filmik puszczono następnie w sieci.

Przy okazji filmiku kolportuje się też sprzeczne informacje o losach domniemanego autora filmu. Przy czym, nie ma pewności, że jego autorem był Andriej Mendierej. A jeśli taką osobę nawet faktycznie zamordowano, niekoniecznie musi mieć to związek z filmikiem z miejsca katastrofy. A nawet, jak ma to związek z filmikiem, mordercą nie musi być ktoś z KGB. CIA też potrafi robić takie rzeczy. A w tym konkretnym przypadku podejrzenie i tak padnie na rosyjskie służby.

Za to wszystkie te plotki, domysły i rewelacje powodują jedno: wciąż narastającą atmosferę podejrzliwości pod adresem Rosji.

Jeśli katastrofa pod Smoleńskiem nie była wypadkiem, a była zamachem obcych, nierosyjskich służb, to zadanie to służby te wykonały perfekcyjnie. Bo jeśli śledztwo wykaże, że katastrofa była zamachem, Rosja będzie podejrzanym nr. 1.

Jeszcze jedna sprawa wymaga wyjaśnienia. Tuż po wypadku krążyła w mediach i sieci informacja, jakoby początkowo planował prezydent Kaczyński podróż do Katynia pociągiem z setkami rodzin katyńskich. Później jednak zmienił decyzję. Może więc było to tak, że ktoś go od tego pomysłu odciągnął.

Nawet zresztą w wypadku, gdy podróż od początku planowana była samolotem, brak odpowiedzi na pytanie – dlaczego tak dużo polityków, a zwłaszcza najwyższych dowódców wojskowych, znalazło się na pokładzie jednego samolotu.

Otoczenie prezydenta, jak i on sam znane było z sympatii proamerykańskich i antyrosyjskich. Zapewne trudno byłoby rosyjskim służbom znaleźć dojście do prezydenta i wpływać na jego decyzje. Dojściem takim dysponowały natomiast służby USA i Izraela. Ktoś podpowiedział więc prezydentowi, aby leciał samolotem. A na dodatek podpowiedział mu, aby zabrał on na pokład samolotu wielu ważnych polityków i dowódców wojskowych. Po to na przykład, aby przyćmić uroczystości sprzed trzech dni z udziałem Tuska i Putina.

Prezydent, mimo katastrofy w Mirosławcu dwa lata wcześniej, nieostrożnie usłuchał podszeptów i wziął na pokład zbyt wielu ważnych polityków i dowódców wojskowych. Resztę znamy: w Smoleńsku doszło do tragicznej katastrofy. Zginął “rząd” i dowódcy wojskowi.

“Przepowiednia” Caspara Weinbergera się spełniła.

W tym miejscu wyraźnie podkreślam, że nadal pozostaję przy wersji tragicznego wypadku, jako jedynej przyczyny katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku.

Dopiero gdy wypłyną niezbite dowody na udział osób trzecich w katastrofie, uznam to za zamach. Przy czym już teraz, niejako z góry, na wszelki wypadek sugeruję, aby w przypadku udowodnienia wersji zamachu brać pod uwagę także innych sprawców zamachu, a nie głównie, czy wręcz wyłącznie, Rosję.

Andrzej101
Bibula.com

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized