31.05.2011 11:45
Monthly Archives: Maj 2011
„Milicjanci przecząco kręcą głowami”
Filed under Uncategorized
Atlantycki wiatr
31.05.2011 10:46
Gdzieś pod koniec 2009 r. wpadła mi w ręce książka „Następne 100 lat” George’a Friedmana, szefa Stratfortu, będącego faktycznie najbardziej renomowaną prywatną agencją wywiadowczą w USA. Friedman przewidywał, że Rosja broniąc resztek imperialności, odbuduje swoje wpływy aż do granic Polski. Będzie też agresywnie starała się wpływać na sytuację w naszym kraju. Jednak zamiary Rosji zostaną pokrzyżowane przez politykę USA, która widzi w Polsce partnera wojskowego i gospodarczego. Jego zdaniem, Ameryka zechce tu zastosować nowe, ważne dla gospodarki technologie. Książka w miarę czytania brzmiała coraz bardziej jak science fiction. Któż by uwierzył w prognozę, że pod koniec obecnej dekady Rosja miałaby pogrążyć się w kompletnym chaosie, a Polska wyrosnąć do rangi regionalnego mocarstwa?
Miesiące, które upłynęły od wydania dzieła Friedmana, zwolenników tego niezwykłego analityka mogły przyprawić o zwątpienie. Katastrofa smoleńska, wycofanie się USA z zaangażowania w Polsce, bezczelność polityki rosyjskiej w naszym kraju i uległość rodzimych polityków nie wskazywały, że mamy tu szanse na budowanie silnego ośrodka politycznego.
Wizyta prezydenta Baracka Obamy była mocnym przypomnieniem polityki USA w Europie Środkowej. Przede wszystkim Amerykanie nie zamierzają rezygnować z budowy swoich wpływów w tym rejonie na rzecz Rosji. Ponadto widzą tu globalny interes polegający na wprowadzeniu swoich firm i nowych technologii gazowych, a w szerszym kontekście także naftowych. To musi kłócić się z interesami rosyjskimi. I właśnie z tego powodu USA będą wzmacniać więzi Polski ze swoim krajem. Będzie to robione na tyle mocno, byśmy byli odporni na zakusy Rosjan.
Sprawa smoleńska wpisuje się w politykę USA wobec Rosji i Polski. Podnosząc ją, Obama zwiększa swoje szanse w wyborach, jednocześnie osłabia wpływy Moskwy w Warszawie i pozycję samego Putina. Kreml albo ustąpi Amerykanom i przestanie rozbudowywać swoje wpływy wewnątrz NATO, albo znajdzie się pod pręgierzem oskarżeń już nie tylko polskiej opozycji, ale także USA. Inna sprawa, czy Putin może się jeszcze gdzieś cofnąć. Starcie polityczne wydaje mi się nieuchronne, a to oznacza dalsze wzmacnianie obecności Stanów Zjednoczonych w Polsce. Dokładnie taki scenariusz przewidział Friedman.
Sposób myślenia analityków jest oderwany od emocji, a już na pewno od oceny personaliów polityków, co tak często towarzyszy rodzimej debacie. USA potrzebują Polski, bo tu mogą budować zaplecze państw sprzyjające ich polityce w Europie i w innych częściach świata. Operacja z wydobyciem gazu łupkowego, ale w przyszłości także ropy z łupków, pozwoli na wyrwanie się Zachodu z ciągłej opresji kupowania paliw w regionach niestabilnych politycznie. Amerykanie mogą w ten sposób upiec dwie strategiczne pieczenie o znaczeniu absolutnie globalnym. Dla takich celów angażuje się poważne środki i wpływa również na polityczne wektory. Tusk z Komorowskim muszą się do tego dostosować albo znikną. Tym razem wiatr zaczął wiać od Atlantyku i Putinowska żaglówka jest spychana w głąb więdnącego imperium. Obrażanie się na wiatr nic tu nie pomoże.
Ciekawe, czy spełnią się kolejne prognozy Friedmana. Są naprawdę niezłe, oczywiście nie dla Rosji i jej zauszników.
PS Klubowi „Gazety Polskiej” w Piotrkowie Trybunalskim serdecznie dziękuję za organizację zjazdu wszystkich klubów i wielką gościnność.
Filed under Uncategorized
Stenogramy zostały sfałszowane
– Dziś wiemy, że jedną z kluczowych spraw w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej jest moment, gdy samolot był 15 m nad ziemią, 60 m od pierwszego zetknięcia z podłożem. Jak wynika z badań amerykańskich systemu TAWS, podanych także przez MAK – z tą jednak różnicą, że MAK w ogóle nie odniósł się do tych kluczowych informacji – przestał wówczas działać komputer pokładowy FMS, czarne skrzynki, ciśnieniomierze. Co mogło się stać w tym momencie?
– Musiało nastąpić coś nagłego i o ogromnej sile, co zniszczyło te urządzenia bądź odcięło ich zasilanie.
– Jakiego rodzaju mogła to być siła?
– Dopóki nie mamy dostępu do szczegółowych informacji o katastrofie, trudno jednoznacznie to stwierdzić, ale niewykluczone, że zanim samolot uderzył w ziemię, nastąpiła w nim eksplozja. Na prawdopodobieństwo tej hipotezy wskazuje fakt, że samolot przed katastrofą przestał być sterowny – nie można go było wyprowadzić na drugi krąg. Załoga albo nie zdążyła rozpoznać przyczyny, albo ją rozpoznała, lecz nie zdążyła zareagować. To musiało być coś gwałtownego, co obezwładniło zarówno elektronikę w samolocie, jak również samą załogę.
– W stenogramach rozmów załogi z wieżą kontroli lotów nie ma fragmentów, które wskazywałyby na jakieś zagrożenie.
– Stenogramy opublikowane przez MAK są co najmniej w kilku miejscach, moim zdaniem, sfałszowane, pocięte, niewiarygodne.
– To poważny zarzut. Co Pana dziwi, co brzmi niewiarygodnie w stenogramach?
– Choćby komendy z wieży kontroli lotów. Na Siewiernym samoloty podchodziły tego dnia do lądowania według tzw. radaru precyzyjnego i dwóch radiolatarni typu NDB – dalszej i bliższej. Przy tego typu podejściu załoga kierując samolotem, opiera się głównie na komendach kontroli ruchu lotniczego. Czyli lecąc, jak było w tym przypadku, bez widoczności terenu, opiera się tylko na tym, co słyszy z wieży. Informacje i komendy kontrolera, jakie mamy w stenogramach, nie są typowe dla podejścia precyzyjnego. Począwszy od chwili wejścia samolotu na ścieżkę podejścia końcowego, powinien on być najpierw zidentyfikowany, czyli kontroler przejmujący samolot powinien się upewnić, że jest to Tu-154 M, rejs PLF 101, potem podawać mu odległość od pasa i wysokość, na której powinien się znajdować. Ta informacja powinna być podawana w sposób ciągły, ponieważ sytuacja, w której stosuje się radar precyzyjny jest szczególna – używa się go wówczas, gdy w ogóle niewiele widać bądź też kiedy załoga ma problemy z przyrządami, które mogłyby jej w podejściu pomóc. Załoga jest wówczas przekonana, że kontroler doprowadza samolot bezpiecznie do punktu, gdy dostrzeże ona pas i zdecyduje się lądować, a jeśli go nie dostrzeże, wówczas bezpiecznie odejdzie na drugi krąg. W latach 80., gdy taki system prowadzenia samolotów był używany na Okęciu, przerwy w podawaniu komend przez kontrolera nie mogły być dłuższe niż pięć sekund. Kontroler powinien podawać załodze, że ma lekko nakierować samolot do osi centralnej lub ścieżki schodzenia do wysokości decyzji – w prawo, lewo, w górę lub w dół. W przypadku mgły kontroler natychmiast powinien przekazywać na pokład samolotu każdą informację o zmieniającej się pogodzie. Tymczasem w stenogramach takich komend nie ma. Nie ma też informacji, że samolot nie jest na kursie i że zboczył ze ścieżki, choć utrzymanie samolotu o takim ciężarze, przy takich prędkościach, w takich warunkach pogodowych, jakie panowały, cały czas na kursie i ścieżce bez pomocy kontrolera jest niemożliwe, jeśli na lotnisku nie ma nowoczesnego systemu naprowadzania – ILS, MMS lub systemu nawigacji satelitarnej. Dla kapitana Tu-154M PLF 101 kontroler ruchu lotniczego był jedynym ogniwem łączności ze światem, któremu ufał bezgranicznie i to kontroler był odpowiedzialny za precyzję podawanych informacji.
– Tymczasem na cztery minuty przed katastrofą praktycznie milkną rozmowy między wieżą, Tu-154 i Jakiem-40… Pada tylko komenda „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101”.
– To jest absurdalne i niewiarygodne. Takie określenia jak „na kursie i ścieżce” są niemożliwe bez uprzednich poprawek kursu czy gradientu schodzenia. Kontroler powinien w sposób ciągły podawać dokładne informacje o położeniu samolotu.
– Nagła przerwa w zasilaniu samolotu, przerwanie pracy komputera pokładowego, pracy czarnych skrzynek, nawet ich zasilania awaryjnego – akumulatorowego, zakłócenie pracy ciśnieniomierzy, gdy samolot znajduje się jeszcze nad ziemią, wydaje się dziwna.
– Musze sprostować – czarne skrzynki nie mają zasilania awaryjnego, zasilany akumulatorem jest wyłącznie lokalizator, dzięki któremu można je odnaleźć po katastrofie. Tym bardziej dziwne wydaje się, że wiele godzin po katastrofie szukano czarnej skrzynki, skoro nadajnik wysyła sygnał, dzięki któremu można odnaleźć czarną skrzynkę nawet na dnie oceanu? Właśnie to umożliwiło odnalezienie skrzynek Airbusa-330 linii Air France, który 1 czerwca 2009 r. runął do Oceanu Atlantyckiego po starcie z Rio de Janeiro. Dziś, po blisko dwóch latach od tej tragedii, udało się je wydobyć z kilkutysięcznej głębi Atlantyku.
– Co mogło zniszczyć elektronikę samolotu i doprowadziło do uderzenia w ziemię?
– Samolot to nie tylko elektronika, ale także silniki, płaty skrzydeł, tymczasem polski Tu-154 PLF 101 nagle gwałtownie przepadł. Gdyby samolot utracił nawet całą elektronikę, spadałby, ściąłby po drodze wiele drzew i uderzył w ziemię. Ale nie powinien przepaść tak gwałtownie. Mógłby rozpaść się na kilka czy kilkanaście części, ale rozmiar zniszczenia nie powinien być aż tak wielki. Siła, która zadziałała na samolot, była – jak widać na wielu zdjęciach – destrukcyjna nie tylko dla samej elektroniki, ale i dla konstrukcji tupolewa.
– Czy przy tak złych warunkach pogodowych – widzialności poniżej minimum lotniska – polski Tu-154 w ogóle powinien podchodzić do wysokości decyzyjnej?
– Pilot zawsze może podejść do takiej wysokości i odejść na drugi krąg, gdy nie zobaczy pasa, jest to zgodne z procedurami. Natomiast, gdy się wczytamy w stenogramy, trochę dziwi, że zarówno płk Krasnokucki, jak i centrala w Moskwie starały się koniecznie doprowadzić do tego, by ten samolot zszedł do 100 m nad ziemią. W mojej ocenie do chwili przekroczenia granic Polski wszystko odbywało się normalnie. O dalszej fazie lotu wiemy niewiele, ale z pewnością sytuacja się zmieniła od momentu wejścia w przestrzeń powietrzną Federacji Rosyjskiej. Samolot nie został powitany w sposób właściwy – nie określono mu sposobu podejścia i kierunku, z którego będzie podchodził, na który pas ma się kierować, jaki jest kierunek i siła wiatru, ciśnienie w rejonie lotniska oraz inne istotne informacje. To wszystko podaje się standardowo. Tymczasem nic na ten temat nie ma w stenogramach. Zastanawia mnie też, dlaczego dowódca jednostki w Twerze, mając podwładnego, płk. Krasnokuckiego na miejscu w Smoleńsku, konsultował informacje pogodowe z Moskwą.
– Pogoda tuż przed podejściem Tu-154 gwałtownie się pogorszyła. Mówił o tym mjr Artur Wosztyl, dowódca samolotu Jak-40 do kpt. Arkadiusza Protasiuka.
– To jest zagadkowa sytuacja. Załogi Jaka-40 i Tu-154 M prowadziły rozmowy poprzez radiostację na częstotliwości 123,45, tzw. prywatnej. W samolocie są dwie radiostacje i dzięki temu możliwe jest jednoczesne prowadzenie łączności na częstotliwości tzw. ruchowej, czyli z kontrolą ruchu, jak i dowolnej innej, w tym przypadku wykorzystywanej dla luźnych rozmów między załogami. Otóż załoga Jaka-40 podała kpt. Protasiukowi informację o gwałtownym pogorszeniu się pogody, czyli 200-metrowej zaledwie widoczności na ziemi, na częstotliwości ruchowej, wykorzystywanej przez wieżę. Dlaczego? Jeżeli kpt. Protasiuk słyszał informację z Jaka-40, powinien to potwierdzić, by załoga jaka ponownie nie informowała go o tym – powiedzieć „dzięki” albo „przyjąłem”. Każda informacja radiowa w lotnictwie jest potwierdzana, piloci to mają we krwi. Protasiuk nie potwierdził. Albo nie słyszał, albo nie odpowiedział, bo walczył o życie. Było to cztery minuty przed podanym przez MAK czasem katastrofy. Od tego momentu nie ma żadnych rozmów zarówno między wieżą a Tu-154 M 101, jak i jakiem i tupolewem, oprócz „na kursie i ścieżce” i „horyzont 101”. To niemożliwe, dlatego według mnie te stenogramy są nieprawdziwe.
– O czym to może świadczyć?
– Że w samolocie stało się coś, co uniemożliwiało Tu-154 lot lądowanie według zadanych parametrów, np. blokada autopilota czy sterów, nagła awaria silnika, eksplozja, coś, czemu czoła musiał stawić kpt. Protasiuk. Cała uwaga załogi tupolewa została skierowana na ratowanie samolotu przed tragedią. Lub też był to moment, gdy ta walka już się zakończyła. Uważam za prawdopodobne i piszę o tym w swojej książce, że katastrofa wydarzyła się o godz. 8.33, maksimum 8.36.
– Na jakiej podstawie stawia Pan taką hipotezę?
– Ponieważ po raz pierwszy w historii lotnictwa światowego taśma czarnej skrzynki „wydłużyła się” o 8 minut, czyli nagranie trwa 8 minut dłużej, niż jest to fabrycznie możliwe. Zapis czarnej skrzynki ma 30 minut i trwa w pętli – gdy dojdzie do końca, rozpoczyna nowe nagranie.
– Dlaczego wieża nie skierowała polskiego Tu-154 na lotnisko Smoleńsk Południowy?
– Ponieważ lotnisko to wykorzystywane jest wyłącznie do celów aeroklubowych i ma krótki pas – 1600 m. Co ciekawe, lotnisko to ma o wiele nowocześniejszą wieżę kontroli niż Siewiernyj. I ma charakter cywilny. Uważam, że w sytuacji skrajnej, przy korzystnym wietrze i doskonałej załodze, tupolew mógłby wylądować na tym lotnisku. Teoretycznie Tu-154 wymaga 2100 m pasa do lądowania, ale pamiętajmy, że ten samolot ma specjalnie zaprojektowane podwozie z dwiema sześciokołowymi goleniami pod skrzydłami oraz jedną dwukołową golenią pod przednią częścią kadłuba po to, aby obniżyć nacisk kół na podłoże, co pozwala na lądowanie w miejscach o słabej nawierzchni.
– Dlaczego polski tupolew nie lądował z zachodu, skoro był to naturalny kierunek lądowania samolotu lecącego z Polski, nie ma z zachodniej strony przed lotniskiem jarów, wiatr też nie był niekorzystny?
– Był nawet korzystniejszy. Może istniały jakieś powody, np. awaria któregoś urządzenia na podejściu z zachodu lub Rosjanie przygotowali, tj. odpowiednio ustawili radar precyzyjny na kierunek wschodni? To pytanie do kontrolerów lotów na Siewiernym, a właściwie koordynatorów wojskowych. Na Siewiernym nie ma kontrolerów, jacy są na lotniskach cywilnych, lecz koordynatorzy wojskowi. Ja nie mam szczegółowej wiedzy na temat migów, Su, F-16, tego, jakie przenoszą uzbrojenie, a koordynatorzy wojskowi nie mają dużej wiedzy o procedurach obowiązujących w kontroli cywilnej. My posługujemy się jednostkami anglosaskimi, czyli węzłami, stopami czy hektopaskalami, a w Rosji na wojskowych lotniskach operuje się jednostkami z dawnego Układu Warszawskiego czyli kilometry na godzinę, metry wysokości, milimetry słupa rtęci.
– Dlaczego więc mówi się od początku, że byli to kontrolerzy?
– Skoro mówiono, że lot był cywilny, więc powinni być też kontrolerzy, co potwierdzałoby zasadność odejścia od umowy z 1993 r. między Polską a Rosją, co uczyniono. Jak napisałem w swojej książce „Ostatni Lot PLF 101”, zastosowane tu uproszczenie, które było spowodowane chęcią odwrócenia uwagi ogółu od tych właśnie różnic. Starano się zaszczepić w umysłach ludzi chcących rozwiązać zagadkę tragedii smoleńskiej przeświadczenie o tym, że ich nie ma. Wmówić wszystkim, że lotnisko Siewiernyj jest takie samo, jak inne na świecie, a jego pracownicy przyjmują samoloty według ogólnie przyjętych zasad. Bo przecież długo ukrywano braki w wyposażeniu na tym lotnisku, a sam lot traktowano początkowo w kategoriach cywilnych. Dopiero później „okazało się”, że Smoleńsk jest jednak lotniskiem wojskowym, samolot był rządowy, a lot odbywał się według zasad lotnictwa państwowego.
———————————————————————————
W Smoleńsku po raz pierwszy w historii lotnictwa światowego taśma czarnej skrzynki „wydłużyła się” o 8 minut, czyli nagranie trwa 8 minut dłużej, niż jest to fabrycznie możliwe. Zapis czarnej skrzynki ma 30 minut i trwa w pętli – gdy dojdzie do końca, rozpoczyna nowe nagranie.
Filed under Uncategorized
Czas na nową narrację
04.04.2011 13:10
Jeśli z Okęcia wystartowały (oprócz dziennikarskiego jaka-40) dwa samoloty, to Ruskim i ich wasalom w naszym kraju pozostaje teraz uznać, że nad Siewiernym te dwa samoloty w gęstej mgle się zderzyły, bo gen. Błasik był pijany, a mjr Protasiuk jako „debeściak” kozakował, a poza tym był pod naciskiem Prezydenta, którego obecnością na pokładzie tupolewa ruscy prokuratorzy byli zdziwieni
(relacja p. M. Kaczyńskiej w filmie „Lista pasażerów” (http://www.youtube.com/user/pomniksmolensk?feature=mhum)).
Filed under Uncategorized
Wokół zeznań Sasina (2)
30.05.2011 11:03
Filed under Uncategorized