Monthly Archives: Marzec 2011

Trójkąt bermudzki na Siewiernym


27.03.2011 10:20

Mamy trzy dość podejrzane osoby 10 Kwietnia w tym samym miejscu w dniu tragedii. Pierwszą z nich jest peerelowski agent T. Turowski, o którym wiele pisali „Rz”, „GP” oraz A. Ścios, drugą – pracownik ambasady, G. Cyganowski, który, jak wiemy z relacji moonwalkera S. Wiśniewskiego, w zupełnie zaskakujący, obcesowy sposób reaguje na obecność polskiego montażysty na „miejscu katastrofy”, nakazując czekistom zatrzymać Polaka i zniszczyć mu sprzęt. Za trzeci z wierzchołków tego „bermudzkiego trójkąta” należy uznać D. Górczyńskiego z MSZ, który nie tylko zajmował się logistyką przebiegu wizyt z 7 i 10 Kwietnia, ale też miał już o godz. 10.43 ruskiego czasu telefonować do Bartkiewicza, T. Stachelskiego oraz W. Batera z informacją o „wypadku”. Godzina 10.43 to dosyć wcześnie, prawda? To trochę podobna historia, jak z tym niesamowitym zdarzeniem, które zaobserwować mieli równocześnie i Wiśniewski, i gubernator obwodu smoleńskiego o godz. 8.38 (http://freeyourmind.salon24.pl/286838,bilokacja-o-8-38).
Biorąc poprawkę na wyciągnięcie telefonu, wybranie numeru i połączenie z kimkolwiek, to można by przyjąć, że już o 10.42 Górczyński miał tę pierwszą wiadomość, że doszło do tragedii. Nie za szybko jednak ta cyrkulacja takiej wiadomości, skoro polski samolot miałby się roztrzaskać o godz. 10.41 (już pomijam to, że tupolew miał ponoć zniknąć z ruskich radarów dopiero o 10.50, jak głosiły ruskie „oficjalne czynniki” 10 Kwietnia)? W jaki sposób możliwe jest, by już w minutę po katastrofie rozsyłać jakieś zawiadomienie „o wypadku”? Nie wiem, czy człowiek po takim zdarzeniu byłby w stanie od razu zebrać myśli, a co dopiero brać się za informowanie innych o zaistniałych faktach. Poza tym chyba potrzebny jest wcześniej jakiś choćby pobieżny rekonesans po miejscu zdarzenia i wstępna ocena sytuacji, nim się do kogokolwiek z wiadomością o tak poważnym wypadku zadzwoni, a to z kolei także wymaga przynajmniej paru minut czasu.
Jak więc możliwe jest tak wczesne zawiadomienie innych o Zdarzeniu? Wydaje mi się, że tylko w taki sposób, że otrzymało się informację od kogoś będącego na miejscu zdarzenia i kto dokonał w/w rekonesansu oraz oceny lub też samemu było się na miejscu zdarzenia i się dokonało tychże dwóch czynności. Albo więc news Górczyńskiego pochodzi od Cyganowskiego, albo Górczyński był w siewiernieńskim lasku wraz z Cyganowskim (Wiśniewski wspomina w jednym ze swych wczesnych, kwietniowych wywiadów o tym, że widział „polskich dyplomatów” (http://www.rp.pl/artykul/460798.html): „Dopóki byli strażacy, wszystko było OK. Zapytali, kim jestem; gdy powiedziałem, że z telewizji, nie robili żadnych kłopotów. Potem jednak pojawili się ludzie z Federalnej Służby Ochrony. Na filmie słychać, jak krzyczą: „Federalna Służba Ochrony. Oddawaj kamerę!”. Doszło do szarpaniny. Dwa byczki wzięły mnie pod pachy. W międzyczasie widziałem, że przez las od strony lotniska przybiegło kilku naszych dyplomatów w garniturach.”), a nie z delegacją oczekującą przy bramie wjazdowej i pomniku z ruskim samolotem. Gdyby bowiem był z tą delegacją, to przecież przekazałby J. Bahrowi i M. Wierzchowskiemu informację, i nie musieliby oni wróżyć z fusów i ugiętych ruskich kolan tudzież panicznego zachowania ruskich służb, że – jak to miał dramatycznie ubrać w słowa kierowca Bahra – „coś się stało, coś się stało”. Niemożliwe, by takiej informacji wtedy na gorąco Górczyński NIE przekazał, prawda, tylko telefonował do osób w Katyniu?
„Rz” w lipcu ub. roku pisała o mailach słanych przez Górczyńskiego, a dotyczących… braku informacji o tym, na jakim lotnisku ma lądować polski Prezydent ze swoją delegacją http://www.rp.pl/artykul/516122.html?print=tak„Rz” dotarła do e-maili wysyłanych przez urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych między 8 a 9 kwietnia w sprawie planowanego na 10 kwietnia lotu prezydenckiego Tu-154 do Smoleńska. Wynika z nich, że lotnisko Siewiernyj mogło dopiero w ostatniej chwili otrzymać informacje dotyczące lądowania polskiej delegacji. „Lotnisko w Smoleńsku nic nie wie o zgodzie na lądowanie samolotu z prezydentem. Będę wdzięczny za przekazanie e-mailem numeru zgody na przelot i lądowanie” – alarmował po południu 8 kwietnia Dariusz Górczyński, naczelnik wydziału MSZ odpowiedzialnego za sprawy rosyjskie, Jerzego Bahra, polskiego ambasadora w Moskwie.
Czy zatem, stosownie do braku rozpoznania ze strony BOR, którego funkcjonariusze nie zostali przez Rusków dopuszczeni do dokonania rekonesansu po lotnisku, NIE było decyzji o tym, że polska delegacja będzie skierowana na Siewiernyj? Czy nie podawano tej informacji ze względu na podwyższony stopień zagrożenia, jeśli chodzi o bezpieczeństwo Prezydenta? Oczywiście miałoby to całkowite uzasadnienie, niestety jednak nie mamy do tej pory jasności, co do tego, jakie w takim razie planowano by docelowe miejsce lądowania polskiej delegacji (zwłaszcza gdyby zostało ono utajnione ze względów bezpieczeństwa).
Sejmowe zeznania J. Sasina (mimo że nie jest podany w nich precyzyjny czas, to przynajmniej przytoczona jest pewna, istotna z punktu widzenia śledztwa, chronologia), rzucają tu pewne światło na całą tę tajemniczą sytuację z Górczyńskim (zeznania od 0h12′ materiału). Sasin twierdzi, że będąc w Lasku Katyńskim najpierw dostał informację od A. Kwiatkowskiego, że (ten z kolei dostał informację od Stachelskiego), że polski samolot nie wyląduje „na lotnisku Smoleńsku z powodu trudnych warunków atmosferycznych”, a zostanie skierowany do Moskwy. Stachelski zaś, gdy Sasin idzie do niego upewnić się, o co chodzi, otrzymuje już wtedy telefon o „wypadku w samolocie” (Sasin przysłuchuje się jego telefonicznej rozmowie). Sasin sądzi wtedy jeszcze, że nic poważnego się nie stało, po prostu samolot wyląduje w innym miejscu, „samolot wyląduje gdzie indziej i w związku z tym będziemy mieli tutaj (w Katyniu – przyp. F.Y.M.) opóźnienia w rozpoczęciu uroczystości”.
I Sasin opowiada teraz tak: „Kiedy skończył tę rozmowę, rozłączył się. Zaczął się tak na mnie badawczo patrzeć (…) „Dostałem (mówi Stachelski – przyp. F.Y.M.) jakąś dziwną informację, że zdarzył się jakiś wypadek (…) Wypadek w samolocie”. To pamiętam dokładnie, to stwierdzenie, bo ono mnie niezwykle zaskoczyło. Co może oznaczać „wypadek w samolocie”? Skala czy zakres wypadków, które się mogą zdarzyć na pokładzie samolotu, no, jednak jest dosyć ograniczona. No więc moja taka myśl była, że być może stało się coś któremuś z pasażerów (…) (I Stachelski dalej – przyp. F.Y.M.:) „…jakiś wypadek przy lądowaniu (…) samolot zjechał z pasa czy coś takiego”.” Z dalszych zeznań Sasina wynika, że zadzwonił zaraz do Wierzchowskiego, ten jednak NIE odbierał telefonu. Sasin skontaktował się z oficerem BOR w Katyniu, ten jednak nic „o wypadku” nie wiedział ani nawet, jak wyznał, nie miał do kogo na lotnisko zadzwonić. Zaczynają więc po naradzie w budynku przy cmentarzu organizować wyjazd samochodów do Smoleńska pod ruską milicyjną eskortą. Sasin usiłuje się jeszcze dodzwonić do dwóch osób z kancelarii Prezydenta oraz telefonuje z uspokajającym komunikatem do swojej żony. I dopiero w chwili, gdy gotowa jest kolumna do wyjazdu oddzwania do Sasina Wierzchowski ze swym wstrząsającym przekazem (skróciłem tę wypowiedź, całość do odsłuchania na stronie smoleńskiego zespołu Macierewicza):
„…nie był w stanie nawet słów za bardzo z siebie wydobyć. To była taka niezwykle dramatyczna relacja. On krzyczał, płakał (…) Zacząłem go uspokajać (…) On zaczął mówić: nie, słuchaj, jest w ogóle masakra, samolot jest rozbity, koła do góry i w ogóle samolot jest całkowicie rozbity (…) w lesie koło lotniska.
Wynika stąd, że najpierw do Katynia „lotem błyskawicy” dociera informacja Górczyńskiego, a długo potem, co można sądzić z opisanych wyżej wydarzeń, czyli jakieś kilkanaście minut po tymże pierwszym telefonie, dociera nerwowa i znana nam już aż za dobrze relacja Wierzchowskiego. Wynikałoby stąd też (z szacunkowych obliczeń w stosunku do godz. 10.42/10.43), że Wierzchowski faktycznie był na miejscu dopiero w okolicach 8.56 i „oficjalnego” wycia ruskiej syreny (http://freeyourmind.salon24.pl/278778,syrena-ruska).
Zwróćmy jednak na koniec uwagę na jeden istotny element informacji Górczyńskiego (pomijając jej nadzwyczajną, jak na okoliczności towarzyszące, „świeżość”) – chodzi mi o czas podany wedle ruskich współrzędnych. Jaka była wtedy realna godzina, to jest pytanie (http://freeyourmind.salon24.pl/286238,w-ruskiej-zonie)?

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Briańsk i okolice


26.03.2011 11:08

Jak zwróciła niedawno uwagę Intheclouds na blogu Amelki222 drążącej wątek Briańska (http://lamelka222.salon24.pl/288288,briansk-watki-smolenskie-cz-13) jako potencjalnego „drugiego (autentycznego) miejsca” tragedii – 17 maja 2010 r. Kreml wypuszcza dezę, natychmiast powtórzoną przez bratnią „GW”, która to deza brzmi w skrócie tak: „Rosjanie ostrzegali podczas przygotowań do wizyty, o słabym wyposażeniu technicznym lotniska w Smoleńsku i proponowali oddalony o 250 km port w Briańsku.” Wątek ten wtedy, w maju ubiegłego roku, dość szybko zniknął z mediów i właściwie przeszedł niezauważony (choć jak tę zacytowaną frazę wrzuci się w google, to ukazuje się kilkanaście stron z linkami do powtórzonej informacji o Briańsku), gdyż wedle „oficjalnych relacji”, wśród zapasowych lotnisk dla „upartej polskiej załogi podlegającej naciskom” wymieniano od 10 Kwietnia tylko Witebsk i Mińsk, ewentualnie podmoskiewskie Wnukowo (http://superwizjer.tvn.pl/36952,kontroler-lotow-ze-smolenska_-czy-kogos-sie-boi_,archiwum-detal.html). Nie wymieniano wcale Briańska. Nazwa ta pojawia się wprawdzie w dziwacznej rozmowie (przywoływanej przeze mnie niedawno (http://freeyourmind.salon24.pl/289298,obraz-nedzy-i-rozpaczy)) prowadzonej przez ludzi rzekomo monitorujących przelot tupolewa (piszę: rzekomo, gdyż ich rozmowa sprawia wrażenie, jakby nie wiedzieli, co się dzieje), ale, o ile dobrze pamiętam, nie pojawia się ani w „stenogramach CVR”, ani „stenogramach z wieży” ruskich szympansów.
Owa deza szerzej wyglądała tak: „Rosjanie ostrzegali podczas przygotowań do wizyty, o słabym wyposażeniu technicznym lotniska w Smoleńsku i proponowali oddalony o 250 km port w Briańsku – ujawnia „Gazeta Wyborcza”. Strona polska uznała to za celowe utrudnianie wizyty i wymusiła lądowanie w Smoleńsku.
Jak powiedział „Gazecie” urzędnik biorący udział w polsko-rosyjskich rozmowach organizacyjnych przed obchodami rocznicowymi, Rosjanie ostrzegali, że nie mogą dać pełnej gwarancji bezpieczeństwa ciężkim maszynom lądującym w wyposażonym w prymitywny system naprowadzania samolotów na pas startowy porcie lotniczym Siewiernyj w Smoleńsku.
Jednak jak twierdzi rozmówca „Gazety”, prowadzący rozmowy Andrzej Kremer, wiceminister spraw zagranicznych, oraz Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (obaj zginęli w katastrofie 10 kwietnia), zarzucali gospodarzom, że chcą utrudnić Polakom dostęp do Katynia. Nakłonili Rosjan do wyrażenia zgody na lądowanie w Smoleńsku.
Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski powiedział „Gazecie”, że gdy rozmawiał z ministrem Kremerem na temat lotu delegacji do Smoleńska, nigdy nie pojawił się temat zmiany lotniska. Dodał też, że „powątpiewa”, aby postulat zmiany lotniska znalazł się w jakiejś dokumentacji.”
Jak widzimy więc, opakowana i zabezpieczona jest w taki sposób, że nawet, jakby ktoś szukał śladu w oficjalnej dyplomatycznej dokumentacji, to go nie znajdzie. Zaś wpuszczająca dezę do medialnego obiegu Czerska zawsze może się zasłaniać tym, że „chciała dobrze”, zaś „taką informację po prostu” najlepsze mózgi z Ministerstwa Prawdy uzyskały od „urzędnika biorącego udział w rozmowach organizacyjnych”. Nawiasem mówiąc J. Bahr nic o takim wariancie nie wspomina (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,9032683,Bahr__Lotnisko_w_Smolensku_nie_nadawalo_sie_do_uzycia_.html). Do tej dezy jeszcze za chwilę wrócę.
Informacja o Briańsku pojawia się już w parę dni po tragedii:
Z powodu wciąż zamkniętego lotniska w Smoleńsku rzeczy ofiar katastrofy będą przewiezione do Briańska, dokąd przyleci po nie Jak-40. Już w Polsce trafią do magazynów ABW lub Żandarmerii Wojskowej, gdzie 60 techników kryminalistycznych będzie je suszyło i opisywało. ” (http://www.rp.pl/artykul/460652.html)
Znajduje to zresztą potwierdzenie w relacji oficera „Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych” M. Osipienki), z którym przeprowadzali w pierwszych dniach po zamachu, wywiad reporterzy „Superwizjera”:
Robi się spis, ogląd wszystkich zebranych kawałków samolotu, po to żeby zebrać szczątki ciał. Wszystkie zebrane rzeczy (dosł. „wszystko, co się tam znajduje” – przyp. F.Y.M.) zbieramy, pakujemy do worków i wywozimy do Briańska, gdzie stoi wsza samolot gotowy do odlotu.
Dlaczego akurat oddalony od Smoleńska o tyle kilometrów Briańsk miałby być takim „najbliższym” miejscem do transportowania szczątków „po katastrofie”? Nie mogło to być jakieś (np. wojskowe) lotnisko gdzieś bliżej, skoro i tak specsłużby i mundurowe jednostki zajmowały się tym transportowaniem? Nie mógł to być też np. Witebsk, by było łatwiej i bliżej przerzucać szczątki do Polski?
I teraz cofnijmy się do dezy przywołanej na początku, tylko w nieco szerszym kontekście wydarzeń z tragicznego dnia mordu dokonanego przez czekistów na polskiej delegacji. Jak pamiętamy, 10 Kwietnia w pierwszych godzinach „po katastrofie” ruscy wysocy urzędnicy i wojskowi zaklinali się, że polskiej załodze proponowano zapasowe lotniska W CZASIE lotu do Smoleńska, wprost odwodzono załogę od lądowania na Siewiernym. Oficjalnie na konferencji prasowej przed dziennikarzami z całego świata głosił to choćby ruski generał Alioszyn (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/lotnisko-2.html). Jak wiemy zaś z lektury i sfałszowanych stenogramów CVR, i niepełnych (więc pewnie też sfałszowanych) stenogramów z wieży ruskich szympansów, NIE MA ŻADNEGO ŚLADU w nich po składaniu polskiej załodze takich propozycji. Nikt, żadna ruska jednostka, NIE proponuje załodze lądowania 10 Kwietnia w innym miejscu. W dezie z 17 maja natomiast jest mowa o proponowaniu zapasowego lotniska jeszcze długo PRZED wylotem do Smoleńska.
Z tych dwóch osobliwych dez (tej z 10 Kwietnia i tej z 17 maja) można wywnioskować, dokonując, rzecz jasna, analitycznej dekonstrukcji załganego neosowieckiego przekazu, że ów Briańsk zaproponowano polskiej załodze ni mniej ni więcej tylko jako zapasowe miejsce do lądowania już podczas lotu do Smoleńska, (zwłaszcza że na tymże lotnisku polskie samoloty nie raz lądowały).
Jeśliby bowiem dezę z Briańskiem potraktować serio, to dla delegacji prezydenckiej i jej obsługi medialno-logistycznej byłoby to zupełnie bezsensowne rozwiązanie, skoro lotniskiem zapasowym mógłby być z powodzeniem Mińsk, z którego do Smoleńska prowadzi „autostrada” (odległość ca. 280 km), nie mówiąc o Witebsku, który właściwie jest rzut beretem Hypkiego od Smoleńska (odległość ca. 110 km) – w przeciwieństwie do położonego o 250 km na południowy wschód Briańska. Po drugie, jeśli na Siewiernym mógł lądować (załadowany ponoć autami mającymi przyjąć polską delegację) wielki i ciężki samolot typu ił-76, to tym bardziej lotnisko mogło przyjąć mniejszego i lżejszego tupolewa.
Dziwne zresztą, że Tusk z Putinem tam swoimi maszynami wylądowali, skoro lotnisko się nie nadawało do użytku, prawda, skoro „Rosjanie ostrzegali, że nie mogą dać pełnej gwarancji bezpieczeństwa ciężkim maszynom lądującym w wyposażonym w prymitywny system naprowadzania samolotów na pas startowy porcie lotniczym Siewiernyj w Smoleńsku”? No ale tak to jest z dezami, że robią przez chwilę wrażenie, a jak się kłamstwo weźmie w imadło jakiejś poważniejszej refleksji, to zostają z tego kłamstwa jedynie flaki.
Czy jest jakiś ślad dotyczący Briańska z „raporcie komisji Burdenki 2”? Jest oczywiście (na s. 103), wskazała na niego także Amelka222, aczkolwiek jej zdaniem informacja dotyczy wyjazdu ekip z Briańska:
W Smoleńsku 10. kwietnia mogły pracować też jakieś ekipy z Briańska –raport MAK zaznacza, że o 11:30 stwierdzono pełną gotowość personelu federalnych służb ratunkowych regionu Briańsk i Kaługa do wyjazdu do Smoleńska. Wykazy dotyczące czasu pracy różnych służb w Smoleńsku nie są dokładne, więc nie wiadomo, czy briańskie służby ostatecznie do Smoleńska zostały wysłane, a jeśli tak, to do kiedy pracowały. Musiała jednak funkcjonować chociażby cała logistyka połączeń między Brańskiem i Smoleńskiem, skoro rzeczy ofiar gromadzono właśnie w Brańsku.”
Moim zdaniem nie musiało chodzić o żaden wyjazd. To, co możemy bowiem wyczytać w załganym „raporcie”, to (pisownia oryg.): „11:40 – wprowadzenie do GOTOWOŚCI nr 1 w pełnym składzie Kierownictwa RC, CUKS RC, CRPSO, GU MCzS Rosji dla okręgów Brańska i Kaługi”. Nie ma tu więc ani słowa o czyimkolwiek wyjeździe. Raczej chodzi o wprowadzenie alarmu dla służb i jednostek specjalnych w tychże „okręgach”. Następna po tej informacja z „raportu” to, przypomnę: „11:40 – ustalenie faktu braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego, odjazd 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego”. I niedługo potem Ruscy ogłaszają ponoć alarm w centrali: „12:15 – wprowadzenie do GOTOWOŚCI nr 1 w pełnym składzie GU MCzS Rosji dla okręgu Moskiewskiego;”, co zapewne znaczy, że zachodzi już pełna koordynacja działań po przeprowadzeniu zamachu. Dodajmy, że wcześniej, tj. o 11-tej ruskiego czasu alarm ma być ogłoszony w samym okręgu smoleńskim, jeśli, rzecz jasna, te dane są w ogóle wiarygodne i chronologia nie jest, z racji rangi wydarzenia, odwrotna (najpierw, np. po wkroczeniu polskiej delegacji w ruską przestrzeń powietrzną, alarm w Moskwie, a potem w podrzędnych obwodach). W ten sposób zostaje zamknięty swoisty czworokąt: Moskwa, Smoleńsk, Briańsk i (położona mniej więcej w połowie odległości między Briańskiem a stolicą Rosji) Kaługa (proszę sprawdzić na mapie), będący najprawdopodobniej obszarem, na którym należy szukać śladów zamachu.
Mogło być więc zatem tak, że nie tyle z Briańska (czy Kaługi) ktoś kursował „do pomocy” na Siewiernyj, co ze Smoleńska jakieś ekipy udawały się do Briańska (jeśli tam – tj. w mieście lub w obwodzie – doszło do terrorystycznego zamachu). Na przykład po ciała.
http://www.tvn24.pl/-1,10901,0,1,tragedia-pod-smolenskiem-prezydent-nie-zyje,raport.html (tu warta obejrzenia „symulacja katastrofy” a la mędrcy z TVN)

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Identyfikacja 2


25.03.2011 10:48

Wchodzimy w najbardziej mroczny obszar zbrodni smoleńskiej – z góry uprzedzam, że to będzie tematyka drastyczna. Nawiązuję tu do kwestii, które już kiedyś poruszałem (http://freeyourmind.salon24.pl/272972,identyfikacja). Tym razem zacznę od obszernych cytatów z wystąpień dwóch osób będących naocznymi świadkami pewnych zdarzeń. Najpierw sen. Alicja Zając (wdowa po śp. S. Zającu; w trakcie przesłuchania przez zespół min. A. Macierewicza: Tomasza Szczegielniaka):
Ja będąc na spotkaniu, pierwszym z premierem Tuskiem (…) dowiedziałam się za kilka dni z gazet, że ksiądz prałat, który tam siedział za stołem głównym z ministrami, to był ksiądz, który był równocześnie z nami… w Moskwie. Ja jestem dość osobą spostrzegawczą i widziałam tam wiele osób, wiele rodzin, ministrów, ale nie przypominam sobie, no, być może, że w cywilu wygląda inaczej, być może no nie miał koloratki, nie zwróciłam na to uwagi. Również uczestnicząc we mszy świętej, która tam była odprawiana, nie widziałam tego księdza. I czytam w prasie, że ten ksiądz mówi, że uczestniczył przy wszystkich wkładaniach do trumny ciał czy szczątków naszych zmarłych. Dlaczego nam, rodzinom, nie powiedziano tego w momencie pierwszego spotkania z premierem, z tym księdzem, z panem ministrem Arabskim, Najderem, Bonim i z panią Kopacz. Bo my byśmy chcieli zapytać tego księdza, czy nasze dyspozycje, np. odnośnie włożenia różańców czy świętych obrazków – bo o takie dyspozycje prosiły nas również rodziny te, które nie poleciały do Moskwy, żebyśmy w ich imieniu taką dyspozycję składali (…).
Ja nie mam gwarancji dzisiaj, po tych wszystkich faktach, które obserwuję przez te parę miesięcy i zwłaszcza po tej wypowiedzi min. Kopacz: „uwierzyłam Rosjanom”. Ja też uwierzyłam Rosjanom, ale przede wszystkim uwierzyłam swojemu rządowi, czyli pani min. Kopacz, która nam mówiła, że „wszystkie ciała miały przeprowadzoną sekcję”, że „nie można było żadnego ciała dostać na górę” – dosłownie państwu cytuję – ponieważ „te ciała były tam w tych piwnicach” – „i ja idę tam do nich i zobaczę, co oni tam jeszcze mają”; tak rozmawiała z nami, rodzinami, p. min. Kopacz. I w momencie, kiedy przyszła później do nas na takie nasze robocze spotkanie wieczorne, które czasem się odbywało o 11-tej w nocy, czasem później i mówiła nam, że wszystkie ciała już mają przeprowadzoną sekcję, „jutro będzie kolejna partia”. (…)
Ja wiedziałam, będąc te 4 dni w Moskwie, że ta procedura będzie tak długo trwała. Nawet w ten poniedziałek, w który rano zebraliśmy się do tego wylotu, zastanawiałam się, czy jest celowy wylot, ale w momencie, kiedy większość rodzin zdecydowała się na to, że poleci, to ja sobie myślę tak, że jak ja dziś nie polecę, to być może już kolejnej szansy nie będę miała, więc dlatego poleciałam i uważam, że dobrze zrobiłam, bo zobaczyłam to wszystko na żywo. (…) Dlaczego takie fakty dochodzą do nas dopiero teraz? Np. w Brukseli w trakcie swojej wypowiedzi, co było też opisane w mediach (…) pani Kurtykowa powiedziała, że ona jako lekarz zaświadcza tam przed parlamentem, przed komisją w Brukseli (…) że ona jako lekarz stwierdza, że na ciele jej męża nie przeprowadzono sekcji zwłok. Czyli mamy kolejną nieprawdę (…)
(wypowiedź od 1h10′ materiału zamieszczonego na stronie sejmowego zespołu badającego tragedię smoleńską).
Teraz ubiegłoroczna wypowiedź min. Andrzeja Dudy z prezydenckiej kancelarii (1h04′ jego przesłuchania sejmowego), który osobiście nadzorował procedurę złożenia zwłok śp. p. Prezydentowej M. Kaczyńskiej:
Przyjechaliśmy do tej kostnicy, która była gigantyczna. To była specjalna… Jak mnie tam wytłumaczono, to jest specjalna kostnica do katastrof. Jeżeli dzieje się katastrofa, to właśnie całe przygotowanie zwłok odbywa się tam. Ogromny budynek. Dwa połączone budynki, nawet tak, ogromne, po prostu. I tam rzeczywiście przyjechaliśmy, no i czekaliśmy. Czekaliśmy tam do rana (Ruscy w ogóle nie chcieli się zgodzić na złożenie ciała Prezydentowej do polskiej trumny, chcieli to załatwić „po swojemu” – Duda się nie zgodził i nie ustąpił, więc Ruscy brali Dudę i brata Prezydentowej na przeczekanie; Rusków oczywiście wspierali rozmaici życzliwi ze strony polskiej – przyp. F.Y.M. – po szczegóły odsyłam do zeznań Dudy, bo to osobna, bulwersująca sprawa), bo mówiono nam, że przygotowanie zwłok jest w trakcie – do tego, żeby złożyć je w trumnie. (…)
Ja po prostu siedziałem w budynku, wychodziłem sobie na zewnątrz… I w pewnym momencie wyszedłem na zewnątrz tego… to był budynek, o ile pamiętam, chyba w kształcie takiej litery L, a obok był taki mniejszy budyneczek, jakby tak troszkę wewnątrz podwórza. Przez bramę, przez taką przewiązkę trzeba było przejechać, żeby przed ten budynek zajechać. I kiedy stałem tam na zewnątrz (…) to była noc z 12-go na 13-go (kwietnia 2010 – przyp. F.Y.M.) to przyjechało auto ciężarowe, z którego na takie wózki wyładowano takie, no, zapakowane w czarne worki, części ludzkie. Nogi, ręce. Generalnie to były nogi i ręce, no, większe worki, więc można się było domyślić, że to są być może korpusy i mniejsze worki – nie wiem, co w nich było (nie wiadomo też, czy to były szczątki polskich ofiar – przyp. F.Y.M.). W każdym razie nogi, ręce rozpoznać można było wyraźnie, bo nogę się rozpoznaje po kształcie, prawda, a rękę też widać, bo się ten worek zginał po prostu (…) Załadowano to na takie 2 wózki. No, było tego dużo. Ja byłem tam obok tego i to widziałem. (…) I wwieziono to tam do wewnątrz do tego prosektorium, gdzie, jak się później okazało (…) były przetrzymywane zwłoki i tam je przygotowywano. Jak ja zrozumiałem, tam prowadzono takie wstępne przygotowania zwłok (…) .
I później była kwestia decyzji, bo ja zostałem tam poproszony w sprawie trumny. Trzeba było przekazać trumnę i ta trumna przyjechała, więc oni mnie zawołali, ja wyszedłem znów na to podwórze, tą trumnę wyładowano z takiej ciężarówki i wniesiono ją do tego właśnie budynku, gdzie wniesiono wcześniej te fragmenty ciał. Był taki wielki hol, olbrzymi, z marmurową posadzką, marmurem były wyłożone ściany, a po bokach znajdowały się takie sale z takimi katafalkami. Po dwa, o ile pamiętam, katafalki w każdej sali. (…)
I tam okazało się, że z trumną jest problem, dlatego że oni, strona rosyjska, znaczy, ci Rosjanie, którzy tam byli, mówili mi twardo, że dlaczego ta trumna, że przecież oni tutaj mają trumnę, że bardzo ładne i żebym do takiej trumny się zgodził, żeby złożyć ciało Pani Prezydentowej do takiej ich trumny, bo to będzie łatwiejsze, a poza tym będzie taka sama, jak ta trumna, w której znajdują się zwłoki Pana Prezydenta. Ja się stanowczo na to nie chciałem zgodzić. Nawet wykonywałem telefony do, pamiętam, p. min. Łopińskiego, w tej sprawie i w pewnym momencie jeden z tych Rosjan, którzy tam byli, powiedział do mnie, żetutaj jest polecenie p. min. Arabskiego, żeby złożyć do takiej samej trumny, do jakiej złożono zwłoki Pana Prezydenta. Na co ja odpowiedziałem, że polecenia p. min. Arabskiego mnie nie wiążą i że nie interesuje mnie to, co p. min. Arabski sądzi, decyzja została podjęta i zwłoki Pani Prezydentowej mają być złożone w tej trumnie. I pamiętam też wtedy, że czekaliśmy bardzo długo, właściwie czekaliśmy do samego rana, to się wszystko strasznie tam przedłużało, na to, żeby te zwłoki Pani Prezydentowej były przygotowane.
I rzeczywiście, były one przygotowane (…) gdzieś mniej więcej około, niecałą godzinę przed tym, jak (…) już był ten termin, kiedy musieliśmy jechać, żeby zdążyć na samolot, żeby z kolei zdążyć na zapowiedziany termin przylotu do Warszawy. I faktycznie tutaj dopełniono tego, o co ja prosiłem, to znaczy rzeczywiście trumna ze zwłokami Pani Prezydentowej została przywieziona. Była otwarta. Pan płk Konrad Mackiewicz wszedł do tej sali, gdzie trumna stała na katafalku. Już były wtedy media, więc z p. min. Bożeną Borys-Szopą absolutnie zabroniliśmy mediom jakiegokolwiek dostępu i powiedzieliśmy rosyjskim urzędnikom, którzy tam już wtedy byli w znaczącej liczbie, że absolutnie nie ma takiej możliwości, żeby media mogły wejść w czasie, kiedy trumna ze zwłokami Pani Prezydentowej jest otwarta. Zresztą p. płk Konrad Mackiewicz sobie tego nie życzył.
I on został sam w sali. Po czym poprosił, żebyśmy weszli z p. min. Bożeną Borys-Szopą, pożegnaliśmy się z Panią Prezydentową i wtedy ja poprosiłem tych polskich żołnierzy.Oni weszli tam do sali i w obecności p. płk Konrada Mackiewicza zaspawali trumnę. I następnie zabraliśmy trumnę ze zwłokami Pani Prezydentowej; została przeniesiona do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko.”
Nie wiem, czy znana jest Państwu ta poruszająca relacja jednego z byłych pracowników kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego. Przywołałem ją nie tylko przez wzgląd na jej dokumentalną wartość, lecz także w kontekście tych dość powszechnie znanych relacji, jakoby ciało Pani Prezydentowej zostało zidentyfikowane na podstawie… koloru lakieru do paznokci i napisu na obrączce. Tak przecież głosiła Kopacz.
Jeszcze raz Duda (1h12′):
Żadnej (…) wiedzy, co do sekcji zwłok Pani Prezydentowej nie mieliśmy. Mogę powiedzieć tylko tyle, że identyfikacja zwłok Pani Prezydentowej została dokonana przez p. płk Konrada Mackiewicza, jej brata, i powiedział nam tylko tyle, że jest pewien, że Marylka nie cierpiała. (…) Natomiast żadnych dalszych szczegółów nie znam.
A. Macierewicz: (…) Media sugerowały, że ta identyfikacja fizycznie, naocznie nie była możliwa, jak pan pamięta. Taka była sugestia.
AD: Mogę powiedzieć stuprocentowo, że brat Pani Prezydentowej mówił do nas, do mnie i do p. min. Bożeny Borys-Szopy, że dokonał tej identyfikacji osobiście – ciała.
(…)
Z relacji przyjaciela Pawła Wypycha, lekarza, który był w Moskwie, razem z jego małżonką, Małgosią, wiem on mi to powiedział, kiedy spotkaliśmy się (…), że problem poważny z identyfikacją zwłok polegał na tym, że kiedy on identyfikował zwłoki Pawła, to one były nieumyte. Po prostu były nieprzygotowane do identyfikacji w sposób, w jaki się to fachowo robi. Były całe z błota. I on mówi, że żeby zidentyfikować ciało, to po prostu wziął, mówi, szmatę, wodę w butelce plastikowej, polewał ciało i szmatą obmywał po prostu, żeby ustalić znaki szczególne, by mieć stuprocentową pewność, co do tożsamości (…). I mówi, że zwrócił wtedy uwagę p. min. Kopacz, że po prostu to jest niepoważne i że ta identyfikacja zwłok dlatego tak powoli idzie, że ludzie po prostu nie są w stanie rozpoznać przy tym uszkodzeniu ciał, nie są w stanie rozpoznać ciał swoich bliskich w sytuacji, w której one są do tej identyfikacji tak naprawdę nieprzygotowane (…) Potem te zwłoki zostały umyte i to identyfikowanie poszło znacznie szybciej.”
I jeszcze na koniec (na pytanie o rozpoznawalność ciała Prezydentowej, gdyż Duda też je widział): „Tak. Nie można było wyrazić żadnych wątpliwości, że były to zwłoki Pani Prezydentowej Marii Kaczyńskiej, w sensie wizualnym. (…) Tak, rozpoznaliśmy na pierwszy rzut oka, od razu – ja i p. min. Bożena Borys-Szopa, że są to zwłoki Pani Prezydentowej Marii Kaczyńskiej. Tak, patrząc na nie. Tak. Nie mieliśmy, co do tego żadnych wątpliwości i chcę zaznaczyć jeszcze, że zwłoki były przygotowane bardzo godnie. Bardzo godnie. Między innymi cała trumna była wyłożona pięknymi różami.”
Duda wspomina jeszcze o jednym fakcie – widział on też, że attache wojskowy ambasady, więc zapewne G. Wiśniewski, brał udział w… identyfikacjach ciał generałów. Z tego zaś, co przekazywano w mediach, ciała generałów miały być identyfikowane genetycznie z powodu skali zniszczeń ciał.
Jak wiemy, „raport komisji Burdenki 2” nie podaje ŻADNYCH istotnych szczegółów ani jeśli chodzi o przeprowadzaną „akcję służb medycznych” (http://freeyourmind.salon24.pl/284690,red-moon, http://freeyourmind.salon24.pl/287193,red-moon-2, http://freeyourmind.salon24.pl/285796,oko-zaby-4), ani co do procesu wynoszenia z pobojowiska i wstępnej identyfikacji na Siewiernym, zwłok ofiar. Nie jest podane, co do wszystkich zabitych, czyje ciała były umiejscowione w jakim „sektorze”. Nie jest nawet powiedziane, kiedy i w którym miejscu znaleziono ciało Prezydenta Polski. Wszyscy niemalże (poza członkami załogi i śp. gen. A. Błasikiem) potraktowani są przez załgany ruski raport, jako „anonimowe ofiary lotniczego wypadku” – nie ma więc nawet należnego respektu dla wysokich stanowisk państwowych, na jakich byli członkowie prezydenckiej delegacji i najwyższych honorów, jakimi byli darzeni.
Ruscy w swym dokumencie, który będzie kiedyś stanowił podstawę procesu przeciwko neosowieckiej instytucji „MAK”, skrywającej morderców polskiej delegacji, podają w tej najważniejszej i najbardziej drażliwej materii (losu ofiar i ich ciał), wyjątkowe skąpe dane (s. 103-104):
11:40 – ustalenie faktu braku żywych poszkodowanych na miejscu zdarzenia lotniczego, odjazd 7 brygad medycznego pogotowia ratunkowego;
(…)
13:00 – przybycie na lotnisko Smoleńsk „Północny” naczelnika ekspertyz medycynysądowej, z nim 7 ludzi, 16 patologów, starszy – kierownik okręgowego instytutu anatomi
patologicznej (pisownia oryginalna świadcząca o poziomie tłumaczy i korektorów tekstu, o ile tacy byli; zresztą i tak nie wiadomo, kto ten dokument przekładał na polski i kiedy – przyp. F.Y.M.)
(…)
14:58 – przygotowane miejsca do rozmieszczenia ciał ofiar: miejska kostnica 100 miejsc,1 -szy szpital kliniczny m. Smoleńsk – 5 miejsc; (jest to sprzeczne z tym, co wiemy o zabieraniu ciał ofiar prosto do Moskwy – jak pamiętamy – nawet ciało Prezydenta Ruscy tam chcieli zabrać – przyp. F.Y.M.)
15:12 – przystąpiono do ewakuacji ciał ofiar, miejsce zdarzenia lotniczego podzielono na 14sektorów;
(…)
16:20 – na miejscu AP odnaleziono 25 ciał ofiar; (nie jest podane, ani w jakim stanie były te ciała, ani do kogo należały; nie jest podane, czy były identyfikowane i ewentualnie przez kogo – przyp. F.Y.M.)
(…)
19:00 – początek załadunku ciał ofiar dośmigłowca Mi-26; (nie jest podane, o jaką ilość ciał chodzi – czy w/w 25, czy więcej?; jest to kwestia kluczowa, ponieważ należy ustalić, czy wszystkie ciała transportowane były do Moskwy Z SIEWIERNEGO, czy też z… innego jeszcze lotniska, np. z Briańska; jeśliby więc udało się ustalić tę właśnie kwestię, mielibyśmy dowód, że NIE wszystkie ciała zabitych leżały na pobojowisku na Siewiernym, co byłoby kolejnym, niezwykle ważnym dowodem na makabryczną inscenizację – przyp. F.Y.M.)
20:54 – wylot śmigłowca Mi–26 na lotnisko Domodiedowo m. Moskwa z ciałami ofiar na
pokładzie; (znowu nie jest podana ilość, choć przecież wydaje się wykluczone, by przy tego rodzaju załadunku nie dokonano dokładnego ustalenia tejże ilości; czy tylko ten jeden śmigłowiec transportował ciała 10 Kwietnia? Czy był tylko ten jeden transport? – przyp. F.Y.M.)”
W „raporcie” wspomina się więc wyłącznie o godzinie bardzo enigmatycznie pojętej „ewakuacji ciał” (czyli, jak się domyślamy, przywiezienia „czerwonych trumien”), o znalezieniu 25 ciał oraz o jednym transporcie ciał do Moskwy. Jest to wszystko o tyle zastanawiające, że – co wielokrotnie było przywoływane na blogach po 10 Kwietnia – w „dniu katastrofy” oficjalnie ruskie władze ogłosiły, że ciała wszystkich 96/97 (różnie podawano) ofiar zostały wydobyte i przewiezione do Moskwy. Oczywiście potem się to miało okazać… nieprawdą i przez następne dni będą trwały ponoć prace zmierzające do wydobycia przygniecionych fragmentami samolotu pozostałych ciał (jeśli ktoś widział słynne migawki z wrześniowej „Misji specjalnej” z czasu sprzątania Siewiernego niedługo „po wypadku”, to nie ma na nich żadnego śladu pod podnoszonymi/usuwanymi częściami wraku po jakichkolwiek ciałach!). Gdyby z kolei pierwszego dnia wydobyto zaledwie 25 ciał, jak głosi załgany „raport”, to przecież nie byłoby najmniejszego sensu ogłaszać od razu, że wszystkie rodziny ofiar mają się udawać na identyfikacje do Rosji. Wystarczyłoby bowiem poinformować rodziny tychże 25 ofiar.
Tymczasem w parę godzin „po katastrofie” zaczęto mówić, że bliscy będą mogli przybyć do Moskwy w celu rozpoznania zabitych. Dlaczego akurat do Moskwy do „specjalnej kostnicy do katastrof”, a nie akurat do Smoleńska, gdzie byłoby i bliżej, i łatwiej, także pod względem logistycznym, jeśli chodzi o transportowanie ciał (nie tylko o dojazd rodzin)? Bo w Moskwie większy profesjonalizm? Wyższe standardy? O tych standardach mówił, przywoływany wyżej, jeden z lekarzy, kiedy, przybywszy na rozpoznanie ciała jednej z ofiar, musiał osobiście zająć się obmywaniem tego ciała, gdyż było ono zabłocone. Czy można sobie wyobrazić większy horror w odniesieniu do skali, do rangi wydarzenia? Ginie blisko sto osób z najwyższej państwowej delegacji, a ciała ofiar okazywane są zszokowanym rodzinom lub przyjaciołom w takim stanie, jakby w ogóle nie zostały wyczyszczone?
Ten brud na zwłokach nie był rezultatem ani przypadku, ani ruskiego bałaganu, ani dziadostwa. To było postępowanie celowe. Tak samo, jak niedopuszczenie polskich patomorfologów do badań zwłok. Tak samo, jak skandaliczne wprost sytuacje ze „stuprocentowym rozpoznaniem” i za chwilę „stuprocentowym nierozpoznaniem” zwłok (o czym kiedyś już pisałem (http://freeyourmind.salon24.pl/272972,identyfikacja)). Tak samo jak „zamknięcie trumien” i niezezwolenie na ich otwarcie w Polsce (co ciemniacy skwapliwie przyjęli, jakby do Polski wrócili ruscy obywatele, do których Rosja ma tylko prawo). Dlaczego bowiem polscy patolodzy nie mogli uczestniczyć w Rosji w sekcjach zwłok (których zresztą najprawdopodobniej w ogóle nie było)? Z podstawowego i bardzo prostego powodu: mogliby nie tylko odkryć prawdziwe przyczyny śmierci osób lecących w delegacji prezydenckiej (nie będące żadną politraumą), ale też prawdziwe powody (śmiertelnych i pośmiertnych) uszkodzeń ciał ofiar.
Można wiele złego powiedzieć o działalności „komisji Millera”, ale jest jeden niezwykle pożyteczny rezultat jej pracy. Napisała ona czarno na białym (mamy więc bumagę tym razem polską (http://freeyourmind.salon24.pl/271974,bumaga)), że „strona polska” NIE otrzymała żadnej dokumentacji fotograficznej i filmowej dotyczącej miejsca „po wypadku”. Trudno to naturalnie uznać za sukces tej komisji (czy ta komisja w ogóle jakiś sukces odniosła?), ale mamy przynajmniej wyraźnie zakomunikowane, że po śmierci członków delegacji prezydenckiej wraz z polskim Prezydentem, wraz z członkami sztabu generalnego – Polska nie dysponuje dokumentacją zdarzenia obejmującą ciała poległych. Ta dokumentacja zapewne celowo nie została przez Rusków dokonana i z tego powodu może być NIE do zdobycia.
I teraz najważniejsze, jak sądzę. Dokładna medyczno-sądowa dokumentacja tego, jak wyglądało ułożenie ciał, gdzie one się znajdowały i jakim uległy obrażeniom, mogłaby zarazem dowieść tego, że ciała zostały tam zrzucone i/lub w inny sposób dostarczone – nie zaś pochodzić z oficjalnie ogłoszonego „wypadku” (jest tu zresztą wybitna destrukcyjna rola gabinetu ciemniaków, który powinien był natychmiast po „ogłoszeniu wypadku” wysłać na Siewiernyj naszych patologów właśnie do drobiazgowych kryminalistycznych badań, ale ciemniacy mieli ważniejsze sprawy na głowie związane z zamachem stanu i zbliżeniem z Moskwą). Przy tej skali zniszczeń kadłuba i gdyby faktycznie (tak jak chcą załgani czekiści i ich polscy wasale) samolot „lądował na plecach”, to wszystkie ciała ofiar zostałyby zmiażdzone i całkowicie zmasakrowane. Przy takim scenariuszu wydarzeń jednak nie tylko niemożliwa byłaby szybka trumienna „ewakuacja” i tym bardziej szybka identyfikacja ciał (ani błyskawiczne pogrzeby), ale też prace nad wydobyciem ciał prowadzone byłyby zupełnie inaczej (i dużo, dużo dłużej, staranniej) niż to widzieliśmy, włączone byłyby w te prace polskie służby. Przede wszystkim zaś na pobojowisku leżałby wrak samolotu odwróconego grzbietem do ziemi, zaś pod podwoziem byłoby wielkie kłębowisko foteli, bagaży, no i właśnie ciał ofiar. Tego też na Siewiernym nie widzieliśmy.
W tej sytuacji rodziny ofiar powinny stanowczo ponowić swoje apele o ekshumacje, a jeśli prokuratura będzie nadal zwlekać z ich przeprowadzeniem, wystąpić na drogę sądową przeciwko prokuraturze.
* *
http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100412/KRAJ/659913150 kilka ciał pod wrakiem samolotu; wydobyto 87 ciał (12 kwietnia)
http://tvn24.lajt.pl/1651904,1,1,wiadomosc.html inf o 98 trumnach, a nawet 101 trumnach
http://www.tvp.info/informacje/polska/szczatki-12-ofiar-spoczely-na-powazkach/1776783 12 pogrzebów po pogrzebach wszystkich ofiar oraz pochówek szczątków NN
http://www.rp.pl/artykul/2,511174.html Ruscy nie życzyli sobie otwierania trumien; nie było sekcji zwłok; polscy patolodzy nie badali ciał ofiar

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Pytania do p. S. Wiśniewskiego


25.03.2011 08:50

Pytania do p. S. Wiśniewskiego, pierwszego Polaka na ruskim Księżycu, który za pośrednictwem jednego z komentatorów, zaczął udzielać odpowiedzi pod moim postem „Komórki milczą” (http://freeyourmind.salon24.pl/288146,komorki-milcza). Niniejszy zestaw może oczywiście być uzupełniany:
  1. W jaki sposób ustawił Pan czas w swojej kamerze? Czy zmieniał Pan go przed przyjazdem do Smoleńska z zimowego na letni? Czy wiedział Pan o zmianach dotyczących czasu, dokonywanych pod koniec marca przez Kreml?
  2. Skąd Pan wiedział, że 7 kwietnia lądowanie Tuska i Putina będzie od wschodniej strony? Czy to było (tak jak w przypadku 10 Kwietnia) „założenie teoretyczne”?
  3. Czy widział Pan jakiekolwiek działania na lotnisku Siewiernyj przez dni swojego pobytu w okolicy? Czy słyszał Pan jakieś nocne transporty zmierzające na lotnisko? Czy widział Pan tam jakieś helikoptery krążące o dziwnych, np. późnowieczornych porach?
  4. W jednej z pierwszych „po 10 Kwietnia” „Misji specjalnych” dziennikarze TVP przyznają, że nie wiedzieli, że tam w ogóle jest lotnisko wojskowe. Jak to możliwe, skoro 7 kwietnia lądował tam Tusk i Putin? Czy ich podczas tego lądowania nie było? Czy znowu, tak jak 10 Kwietnia był w hotelu tylko Pan (z polskiej obsługi medialnej oczywiście)?
  5. Czy może Pan jak najszybciej zamieścić online pełny (bez jakichkolwiek ingerencji montażowych, aczkolwiek może być z podaniem czasu ruskiego) film z zapisem mgły?
  6. Kiedy dokładnie Pan włączył kamerę z zapisem mgły (bo kiedy pan wyłączył, to wiemy)?
  7. Czy „blacharze” pojawiali się wcześniej podczas pańskiego filmowania? Jeśli tak, to czemu Pan wcześniej nie wyłączył kamery?
  8. Czy są zarejestrowane oba podejścia iła-76, czy tylko jedno? (W sejmie prezentował Pan jedno; komisja Millera też prezentowała tylko jedno).
  9. Jak zareagowali „blacharze” na widok „katastrofy”, którą pan obserwował z okna hotelu? Czy rozmawiali z Panem lub między sobą na ten temat? Czy telefonowali po pomoc lub po straż? Czy przerwali pracę? Czy też udawali, że nic się nie stało i kontynuowali zajęcia?
  10. Czy widział Pan jakiekolwiek znaki rozpoznawcze na części kadłuba i na skrzydle „skierowanym pionowo w dół”? Czy np. widział Pan kolor krawędzi skrzydła?
  11. Czy może Pan opisać drogę, jaką Pan przebył ze swego pokoju do miejsca zdarzenia (z uwzględnieniem charakterystycznych punktów typu „parking hotelowy”, „ulica Kutuzowa” itd.)?
  12. Dlaczego nie wziął Pan dokumentów, wiedząc, że udaje się Pan na ruskie wojskowe lotnisko, przecież tego typu zabieg natychmiast stawiał Pana w kręgu osób podejrzanych z punktu widzenia ruskich służb?
  13. Co Pan widział po drodze do miejsca zdarzenia, czyli ZANIM Pan włączył kamerę?
  14. Czy udał się Pan tam sam, czy jeszcze z kimś z telewizji, tylko się Panowie rozdzieliliście?
  15. Dlaczego włączył Pan kamerę dopiero w okolicy usterzenia i czarnej skrzynki? Czy wcześniej nie widział Pan części lotniczych ani innych ważnych szczegółów dla zdarzenia?
  16. Wspomniał Pan w sejmie, że kaseta się Panu zacięła, czy to znaczy, że filmował Pan coś wcześniej?
  17. (Proszę wybaczyć, ale to może być istotne w kwestii rozpoznawania szczegółów z dużej odległości) Jaką ma Pan wadę wzroku?
  18. Wspomina Pan, że w momencie przybycia na pobojowisko, jest raptem dwóch strażaków, ale przecież po lewej stronie w głębi pola (za silnikiem) widać przynajmniej trzy dodatkowe osoby – nie zauważył Pan ich?
  19. Czy nie słyszał Pan ptaków w trakcie filmowania? Czy nie słyszy Pan ich podczas odtwarzania swojego materiału?
  20. Dlaczego nie ma ujęcia, w którym Pan się schyla i podnosi część wraku, skoro tyle czasu i miejsca poświęca Pan w swym filmie temu, co ma Pan pod nogami?
  21. Czy w momencie, kiedy jest Pan po rozmowie ze „strażakiem”, doszedł do Pana ktoś znienacka i zagroził bronią? Dlaczego Pan milczy, gdy ktoś ciągnie pana w stronę wozów strażackich?
  22. Kiedy Pan przekazał zatrzymującym Pana czekistom tę „kasetę na wabia”? Czy to było jeszcze w momencie kręcenia, czy już po wyłączeniu kamery?
  23. Kiedy odbyła się rozmowa z Cyganowskim, gdzie Cyganowski stał i jak długo trwało to zajście? Czy Cyganowski był jedynym przedstawicielem polskiej strony?
  24. W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że widział innych przedstawicieli dyplomatycznych z Polski – czy chodziło o Cyganowskiego, czy też były gdzieś w okolicy inne jeszcze osoby z grupy oczekującej na przylot delegacji prezydenckiej?
  25. Czy widział Pan M. Wierzchowskiego na pobojowisku?
  26. Na Pańskim filmie nie ma „UAZ”-a, który miał Pana wywieźć na lotnisko – gdzie on był ustawiony?
  27. Jaką trasą wywiózł Pana ten UAZ na lotnisko?
  28. Gdzie dokładnie był Pan przetrzymywany i jak długo? Czy grożono Panu w jakikolwiek sposób?
  29. Co znaczyło sformułowanie użyte przez Pana 10 Kwietnia o „przystawieniu makarowa do łba”?
  30. Czy, gdy dowieziono Pana w tamto miejsce (na lotnisku) widział już Pan dziennikarzy (typu Bater), czy pojawili się dopiero potem?
  31. Czy widział Pan P. Kraśkę i R. Sępa? Jeśli tak to kiedy i czy Pan z nimi rozmawiał?
  32. Wspominał Pan, że pilnujący Pana omonowiec (gdy już Panowie stali za autem) nie zezwalał na rozmowy z mediami – jak to pogodzić z rozmową, którą pan odbywa z Baterem i dziennikarzem TVN?
  33. Jakie były treści tych rozmów?
  34. Czy dowiedział się Pan z tych rozmów, że doszło do katastrofy „prezydenckiego tupolewa”? Czy dopiero z treści „sms-a z Polski”? Czy może Pan ujawnić personalia osoby, która Pana o katastrofie poinformowała?
  35. Czy jest Pan pewien, że ta osoba interweniowała w Pańskiej sprawie (kwestia przetrzymywania przez ruskie służby) w telewizji lub jakichś instytucjach państwowych?
  36. Kiedy Pan skorzystał z telefonu komórkowego, który miał Pan przy sobie? Czy dopiero siedząc w drugim aucie czekistów?
  37. Czy dzwonił Pan do kogoś podczas zatrzymania? Jeśli tak to, kiedy i do kogo?
  38. O której godzinie otrzymał Pan sms-a z Polski? Czy może Pan podać jego treść?
  39. Kiedy dokładnie Ruscy Pana wypuścili?
  40. Czy torba z Pańskim sprzętem cały czas (gdy był Pan zatrzymany) była w zasięgu Pańskiego wzroku, czy też np. zabierała ją grupa czekistów ze sobą w jakieś miejsce (czy widział Pan, gdzie?)?
  41. Dlaczego nie przekazał Pan natychmiast (po wypuszczeniu) przez bramę dziennikarzom swojego materiału do publikacji w mediach, tylko dopiero po przejeździe do hotelu i doprowadzeniu się do porządku? Czy w hotelu dokonywał Pan jakiejś obróbki sfilmowanego materiału? Czy Ruscy nakazali Panu dokonanie jakichś poprawek?
  42. Dlaczego nie przekazał Pan swego materiału wideo (do wozu transmisyjnego) z parametrami czasowymi, skoro dokładna, oficjalna godzina katastrofy kłóciła się z czasem Pańskiego pobytu na pobojowisku? (Czy może przekazał Pan z parametrami tylko ktoś w wozie je usunął?)
  43. Czy widział i wiedział Pan, że w ruskich mediach jest Pan przedstawiany jako naoczny świadek katastrofy „prezydenckiego tupolewa” – pod zmienionymi personaliami: Sławomir Śliwiński?
  44. W jakim celu rejestrował Pan widok z okiennej kamery następnego dnia (11 kwietnia; pokazywał Pan to w sejmie)? Czy może Pan ten film zrzucić na YT?
  45. Którego dnia wrócił Pan do Polski?
  46. Dlaczego nie zrzucił Pan od razu po powrocie swoich materiałów na YT? Czy zakazała Panu tego jakaś instytucja (ruska lub polska)?
  47. Czy ma Pan jakiekolwiek swoje zdjęcia ze Smoleńska i czy może je Pan udostępnić online?
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi 🙂

freeyourmind.salon24.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Bagno


24.03.2011 07:02

Pod koniec przesłuchania moonwalkera rozgrywa się między min. A. Macierewiczem a S. Wiśniewskim dialog dotyczący słynnej, pokazanej na całym globie, „akcji przeciwpożarowej” na Siewiernym, który warty jest przytoczenia:
„AM: – Nie wiem, czy pan sobie zdaje sprawę z tego, że oficjalna komisja stwierdza, najpierw pani Anodina, następnie przede wszystkim uwagi polskie do komisji pani Anodiny, że pierwsze służby rosyjskie przybywają na miejsce katastrofy o godz. 10.55. Czyli (…) 6 minut po panu. Takie jest dokładne ustalenie z raportu polskiego ze strony 58, dokładnie, co oznacza, że… powstaje pytanie: KIM BYLI LUDZIE, KTÓRYCH PAN TAM WIDZIAŁ, KTÓRZY BYLI STRAŻAKAMI, JAKIMIŚ OFICERAMI ITD. (podkr. F.Y.M.). Z jakiej jednostki, z jakiego zespołu, skąd oni pochodzili, skoro mamy stwierdzenie, że faktycznie jako pierwsza na miejsce wypadku przybyła jednostka PCz3 o godz. 10.55. To jest dopiero 14 minut po wypadku.
(SW unosi brwi zdziwiony)
AM: – Więc skąd pochodziły służby, które pan widział – to jest pytanie.
(SW się uśmiecha w odpowiedzi)
AM: – I to nie jest pytanie do pana, tak naprawdę, bo ja rozumiem, że pan po prostu rejestrował to, co pan widział.
SW (śmiejąc się): – Po prostu, najzwyczajniej. A tym bardziej, że na moim skromnym… W moim skromnym, krótkim materiale widać, że o tej, powiedzmy, 8.52 czy 8.53 już są jacyś ludzie, strażacy… Czy to faktycznie byli strażacy, czy mówiąc nieładnie z piosenki, że to byli przebierańcy, bo tego, trudno mi powiedzieć. Ale na przykład ten z FSO raczej był prawdziwy, bo się wylegitymował. Czy to było, była oryginalna
AM: – Czyli strażacy, nie strażacy, ale służby były, bo to
SW: – Służby były.
AM: -…pana zdanie o służbach rosyjskich znamy i… Tak.
SW: – No zresztą widać, tam napisane, ten skrót: „Pożarnyj…”, po rosyjsku, służba…, „straż pożarna”, po naszemu. Czy faktycznie to były te właściwe służby, czy może Rosjanie na przykład inaczej rozumieją pojęcie służb (he he – przyp. F.Y.M.). Może
AM: – Ja rozumiem. I jeszcze
SW: – To niestety trzeba zapytać Rosjan.”
Co mogli robić „strażacy” biorący udział w maskirowce? Po pierwsze – podpalać przygotowane ogniska. Niektóre gasły stosunkowo szybko, bo zapewne byle jak rozlane były łatwopalne płyny, stąd pozostały na liściach takie czarne plamy (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/moonwalker-w-zonie-koli.html)
u
– i w rezultacie największe ognie są widziane podczas próby maskirowki, kiedy po scenerii pałęta się Kola z leśnym dziadkiem.
Po drugie, „strażacy” lejąc wodę po całym pobojowisku (potem, gdy już przybyli urzędnicy, to lano pianę, bo paliwa lotniczego przecież wodą się nie gasi), prawdopodobnie przez kilkadziesiąt minut przed „sygnałem o wypadku” (na płycie lotniska), czyli, nawiązując do relacji Bahra, „ugięciem się kolan Rosjan” (dosłownie „przysiedli z wrażenia”), a następnie „poderwaniem się Rosjan do biegu”, by w te pędy ruszyć przez płytę lotniska samochodami (http://wyborcza.pl/1,75480,8941828,Startujemy.html?as=3&startsz=x) – mieli za zadanie tworzyć „bagno” („błoto po kolana”, jak będzie opowiadał 10 Kwietnia pod bramą lotniska moonwalker; „tam się nie dało normalnie iść”, jak będzie dodawał w sejmie).
A skoro już o strażakach i grząskim terenie mowa:
Przez mgłę widziałem przed sobą tył samochodu strażackiego, a po bokach pobojowisko w typowo sowieckim stylu – ruiny garaży, rozwalające się magazyny i wraki zardzewiałych samolotów.
Samochód strażaków zatrzymał się, wycofał i zawrócił w prawo. Widocznie dostali od kogoś sygnał, że źle jadą. Po kilkuset metrach znowu stanęli. Wysiedliśmy. Znajdowaliśmy się poza lotniskiem. Obok był rów, przed nami łąka. Zobaczyłem wicegubernatora, stał za rowem. Krzyczał do nas, że to tutaj i że jest grząsko.
Ale człowiek – jak pani wie – w takich momentach nie myśli o ostrożności. Naturalnym odruchem jest biec dalej, żeby komuś pomóc, kogoś ratować. Bo samolot przecież jak w filmach akcji wrył się prawdopodobnie w ziemię albo wbił w jakąś ścianę. I my uwięzionym w nim ludziom jesteśmy potrzebni.
Zaczęliśmy biec. Pod butami czuło się miękki grunt, ale można się było po nim poruszać.
Po 100, może 150 metrach zobaczyliśmy cztery sterty złomu. Parowały dymem. Dym unosił się nad polami i szedł w górę. Jak podczas zbierania ziemniaków. Na polu, jesienią.”
Wykopki niemalże. Scena jak z „Chłopów” Reymonta. Dym nad polami, zimioki, pole jesienią – ot takie skojarzenia na gorąco ambasadora, co pobojowisko po katastrofie zobaczył.
Wróćmy jednak z tych odmętów świadomości Bahra na bagnisty grunt na Siewiernym. Po co to całe bagno? Z prostego powodu, żeby właśnie przedstawicielom polskiej delegacji na sam widok „błota po kolana” odechciało się wchodzić na pobojowisko,
t
żeby więc nie przyglądali się niczemu z bliska, żeby nie chodzili wśród szczątków, nigdzie nie zaglądali, a najlepiej, by się stamtąd wycofali, ponieważ, jak choćby wynika z zeznań Sasina (cytat poniżej), nie było widać wielu ciał ofiar.
Wierzchowski, który (wbrew temu, co mówił Wiśniewski o swojej księżycowej wędrówce) czuje zapach paliwa lotniczego na pobojowisku, w swych sejmowych zeznaniach powie a propos biegu za trzema gośćmi w kitlach przez błotnisty teren: „Ciężko to nazwać biegiemKażdy gdzieś tam mimo wszystko ma odruch tego, żeby… będąc w garniturze i tak dalej, to tam tego… I widziałem, że oni tam pobiegli, ja poszedłem za nimi…” (1h40/41′).
Sasin („Mgła”): „Biegliśmy (…) przez taki lasek, zagajnik. Było bardzo mokro, pamiętam, że było bardzo morko. Ja zapadałem się po kostki w jakby czymś takim błocie czy wodzie…”
Kwiatkowski („Mgła”): „Zdałem sobie sprawę, że to jest teren taki, jaki jest i że mogę chodzić po tych… mogę chodzić tak naprawdę po moich koleżankach i kolegach – to się wycofałem.”
Sasin („Mgła”): „Stwierdziłem, że to po prostu nie przystoi w ten sposób się zachowywać, że należy to miejsce potraktować jako grób. (…) Ja widziałem mniej więcej te ciała, które leżały, które jakby można było zobaczyć. Natomiast pozostałe ciała były gdzieś wśród tych szczątków, gdzieś wymieszane z tymi fragmentami czy gdzieś wręcz pod tymi fragmentami samolotu, więc po prostu stwierdziłem, że jest to niemożliwe, żeby dotrzeć do tych innych ciał.
Dlaczego Ruscy urządzili „bagno”, a nie zrobili porządnego pożaru, by zjechało się pół Smoleńska na gaszenie i by cały świat miał co oglądać? Może zwyczajnie nie dali rady albo nie mieli czasu na taki spektakl z prawdziwego zdarzenia. (Albo machnęli ręką, że jakoś to będzie, bo Polacy i tak będą w straszliwym szoku). Co innego bowiem urządzenie z pirotechnikami paru odgłosów we mgle, a co innego podpalenie łąki i „samosiejek”, no i części samolotu. Jeszcze po pijanemu paru „strażaków” by się zapaliło i wtedy dopiero byłby cyrk, gdyby się ludzie zlecieli. Poprzestano więc na paru ogniskach, albo, jak to określał Wierzchowski – na paru „ogniskach zapalnych – tu się trochę pali, tam się trochę pali, tu się dymi…”.
Coś musiało się palić, no bo co to za katastrofa lotnicza, nawet jak na ruskie, specyficzne (nie „spartańskie” – Rosja ze Spartą nic nie ma wspólnego), warunki, nawet w „bagnistym lesie” czy „na mokradłach” wojskowego lotniska – bez ognia i dymu? Wprawdzie zapobiegliwa ruska straż jest w stanie ugasić pożar, zanim do niego dojdzie, ale przecież w tym wypadku akurat należało pożar ugasić jednak dopiero „po katastrofie”, tak by przynajmniej parę osób widziało na własne oczy, że coś się do cholery paliło, a nie, że kilkudziesięciotonowa (z zapasem 10 t paliwa lotniczego) maszyna spadła, rozpadła się, 70% kadłuba diabli wzięli, foteli nie ma, bagaży nie ma, pasażerów też za bardzo nie ma, a w międzyczasie jeszcze żadnego ognia ani dymu nie było. Takiego zjawiska fizycznego nawet największe mózgi elektronowe Moskwy i bratniej Warszawy, z najlepszego marksistowsko-leninowskiego chowu mogłyby nie umieć wyjaśnić ludowi za pomocą prostych słów, typu „brzoza”, „beczka”, „plecy”, „miazga”, „przeciążenie 100 g”.
Gdy po paru godzinach „po wypadku na Siewiernym” bagno znikło i ukazała się twarda ziemia,a nawet wiele „samosiejek” zaczęło wstawać z niedawnych błot i trzeba było uruchomić pilarki, by „przerzedzić widok” i zrobić miejsce dla odpowiedzialnej pracy ruskich służb, to już nikt sobie bagnem głowy nie zawracał – wystarczyło bowiem, że telewizje całego świata pokazywały nakręcone przez moonwalkera Wiśniewskiego bagno przez cały dzień. Reszty zaś dopełniły migawki z czerwonymi trumnami ładowanymi na ciężarówki.

http://freeyourmind.salon24.pl/289672,fotosynteza#comment_4151695
p
r
k
e

PS. Czy widzieliście Państwo kiedykolwiek, by na miejscu akcji strażackiej ktoś stał i palił papierosy, tak jak goście na filmie Wiśniewskiego?A czy ci goście poniżej nie mogli sensowniej pociągnąć tego węża do gaszenia?lEdytuj

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized