Daily Archives: 13 kwietnia, 2010

Miliony Rosjan ogarnęła mania spiskowa. Władze są tym przerażone


wtorek, 13 kwietnia 2010 23:15

– Władze rosyjskie dramatycznie w ostatnich dniach walczą, chcąc uratować swoją opinię w kraju i za granicą – powiedział PAP prof. Włodzimierz Marciniak, jeden z najwybitniejszych polskich znawców b. ZSRS. – Mają nóż na gardle.

– Jeśli władze rosyjskie zdecydowały się na tak desperacki krok, że pozwoliły na projekcję w ogólnodostępnej telewizji filmu „Katyń”, który wcześniej był faktycznie filmem zakazanym, to pokazuje, przed jakimi wyzwaniami stanęli – mówi prof. Marciniak z PAN – Nie miejmy złudzeń. Nie zrobili tego z miłości do Polski, lecz z zimnego wyrachowania. Musieli to zrobić, bo mają nóż na gardle. – podkreśla autor książki o rozpadzie ZSRS „Rozgrabione imperium” i członek Polsko-Rosyjskiej Komisji ds Trudnych.

Dlaczego „nóż na gardle”? Jak mówi Marciniak, rządzący Rosją panicznie się boją, że na świecie ukształtuje się obraz Rosji jako kraju, w którym „można kupować gaz i ropę naftową, ale lepiej tam nie jeździć i nie mieć z nim nic do czynienia”. Wskazuje, że takie sygnały już są: za granicą wycofywane są z ruchu samoloty TU-154. – Rosjanie staną na głowie, żeby temu zapobiec – zapewnia politolog i dyplomata. I stąd właśnie liczne oficjalne gesty wobec Polski, do których należy właśnie emisja „Katynia”.

Ale nie to jest dla rosyjskich władz najgorsze. Marciniak mówi, że już w kilka godzin po katastrofie samolotu, rosyjskie strony internetowe zapełniły się spekulacjami: czy to była katastrofa, czy to był zamach? – Pierwsze komentarze na stronach młodzieżówek kremlowskich, czyli przybudówek młodzieżowych przy administracji prezydenta były takie, że „rzeczą podłą jest oskarżanie FSB”. Oni natychmiast przystąpili do obrony. Wiedzieli, co w tym momencie jest najważniejszym dla nich problemem, i tak trzeba rozumieć działania władz rosyjskich – opowiada.

Według Marciniaka, Rosjaninowi, który zna system od podszewki, intuicyjnie się nasuwa skojarzenie: jeśli w centrum wydarzeń jest Władimir Putin, to służby mają coś z tym wspólnego. Dlatego – jak mówił – władze muszą teraz zrobić wszystko, by odsunąć od siebie podejrzenie. – Nikt na świecie poza Rosjanami nie snuje takich podejrzeń. Działania władz rosyjskich skierowane są przed wszystkim do rosyjskiej opinii publicznej – ocenił.

Marciniak nawołuje też polskie władze do wykorzystania tej sytuacji. – W tym momencie można dużo osiągnąć, gdy się tego zażąda. Oni muszą teraz pójść na ustępstwa – powiedział. Jego zdaniem, strona polska może w tej chwili zażądać prawdy o Katyniu. – To znaczy: uruchomienia procesu sądowego, anulowania decyzji z 2004 r. o umorzeniu śledztwa i objęciu śledztwa tajemnicą państwową, zmiany przez Rosję stanowiska w Europejskim Trybunale Praw Człowieka – wylicza Marciniak. – To są postulaty, z którymi prezydent Lech Kaczyński jechał to Katynia. Trzeba je powtórzyć – podkreślił.

Pytany przez PAP, Pytany, kto obecnie mógłby w Polsce to zrobić odpowiedział: „To jest właśnie ten dramatyczny moment, chyba nikt”.

Marciniak powiedział też, że nie dziwią go gesty sympatii wobec Polski ze strony zwykłych Rosjan. Według niego, w przeciwnieństwie do gestów władz, są spontaniczne, a poza tym ujawniają, że tak naprawdę większość Rosjan w głębi duszy darzy Polskę sympatią, tylko dawno nie mieli okazji, by to zademonstrować.

MaH, onet.pl/Fronda.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Piloci nie zawiedli


Z dr. inż. Ryszardem Drozdowiczem z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej rozmawia Marcin Austyn

Pana zdaniem, czynnik ludzki miał najmniejsze znaczenie w katastrofie, sugeruje Pan awarię lub sabotaż. Z relacji dziennikarzy lądujących nieco wcześniej na lotnisku wynika, że pułap chmur był bardzo niski i byli zdziwieni, kiedy nagle zobaczyli pas startowy. Czy możliwe jest, by pilot podjął decyzję o lądowaniu, nie mając pewności, gdzie znajduje się pas startowy?
– Taką możliwość zupełnie błędnej lokalizacji pasa startowego przez dwóch doświadczonych pilotów, którzy wykonali dodatkowe kręgi nadlotniskowe, należy całkowicie wykluczyć. Już po jednym kręgu piloci dokładnie wiedzieli, nie tylko gdzie jest pas, ale jaką ma długość, jak daleko zaczyna się on od przeszkód typu drzewa, jaki jest kierunek i prędkość wiatru. A więc wiedzieli, z której strony pasa należy podejść pod wiatr oraz jaka jest widoczność i zaleganie mgły. Wszystkie dane otrzymuje się w obowiązkowej procedurze korespondencji radiowej z wieżą kontrolną lotniska. Dla pasażerów mogło być zaskoczeniem nagłe pojawienie się pasa, ale w żadnym razie nie dla pilotów, którzy dokładnie wiedzieli, jakie muszą mieć parametry na podejściu, a nawet znali z bardzo małym błędem punkt przyziemienia w osi pasa.

W jaki sposób w trudnych warunkach naprowadzane są samoloty na lotniskach takich jak w Smoleńsku, gdzie nie ma zaawansowanych systemów?
– Przy świetle dziennym każdy pilot bez problemu znajdzie docelowe lotnisko na podstawie mapy i własnych przyrządów pokładowych. W tym przypadku naprowadzanie systemem radarowym nie było niezbędne, mogło być tylko pomocnicze. TU-154M miał własny system klasy II, dla pułapu chmur powyżej 30 m i widoczności poziomej minimum 350 m, który prawdopodobnie i tak nie był wykorzystany ze względu na istniejący na lotnisku w Smoleńsku system o klasę niższy. A więc piloci wiedząc o tym, musieli się upewnić co do warunków lądowania na podstawie oceny wzrokowej oraz własnych przyrządów i doświadczenia.

Możliwe jest, że obsługa lotniska mogła wprowadzić w błąd pilotów podczas lądowania, czy też piloci mogą bezpiecznie lądować, bazując na odczytach urządzeń w samolocie?
– Piloci podjęli decyzję o lądowaniu na podstawie własnej oceny warunków, bez względu na informacje z kontroli lotów.

Pojawiają się informacje, że pilot otrzymał z wieży złe parametry lotu – był niżej, niż mu się wydawało, i schodził zbyt ostro, i nie zdołał wyciągnąć maszyny…
– Pilot takiej maszyny ma duże możliwości natychmiastowej weryfikacji parametrów podawanych z wieży kontrolnej i w razie potrzeby natychmiast zgłasza ewentualne rozbieżności lub podejmuje decyzję o przejściu na drugi krąg.

Kontrolerzy lotu twierdzą, że odradzali lądowanie – jak w takich przypadkach zachowuje się pilot?
– Jeżeli pilot podał swoją decyzję o lądowaniu w formie: „proszę o zgodę na lądowanie”, to kontroler ma tylko dwie możliwości, albo ją wyrazić w formie: „ląduj, pas wolny”, albo nie wyrazić zgody, nakazując oczekiwanie na zwolnienie pasa. Natomiast odradzanie lądowania nie ma charakteru procedury i jest tylko niewiążącą informacją dla pilota.

Czy w przypadku, gdy warunki pogodowe są bardzo złe, lotnisko może przyjmować samoloty, czy też jest ono bezwzględnie zamykane dla ruchu lotniczego?
– Przy bardzo złych warunkach dokładnie określonych w przepisach lotniska na całym świecie są czasowo wyłączane z ruchu lotniczego, z wyjątkiem sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zgłaszanych przez pilota w formie „mayday mayday mayday” lub awaryjnych w formie „pan-pan”.

Można opisać trajektorię lotu prezydenckiego samolotu na podstawie dotychczasowych doniesień?
– Przygotowanie takiej prawdopodobnej trajektorii lotu na podejściu z uwzględnieniem awaryjnego przechylenia samolotu o mniej więcej 450 stopni jest możliwe. Jednak odczyty z czarnych skrzynek będą precyzyjne i powinny być wkrótce opublikowane.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Lista rozbieżności w ocenie możliwych przyczyn katastrofy


1. Była słaba widoczność, mgła, i samolot nie powinien lądować.

Widoczność była ograniczona, ale pozwalała na lądowanie, skoro lotnisko nie zostało zamknięte.

2. Samolot kilka razy krążył i podchodził cztery razy do lądowania.

Pilot latał nad lotniskiem, aby ocenić warunki do lądowania, i podjął jedną (najwyżej dwie, bo na tyle pozwalają mu procedury) próbę posadzenia maszyny na ziemi.

3. Pilotom zalecano lot na zapasowe lotnisko, ale ci nie posłuchali.

Wieża albo zezwala na lądowanie, albo zakazuje – nie ma miejsca na negocjacje.

4. Piloci nie znali języka rosyjskiego.

Załoga dobrze znała rosyjski, jej członkowie byli też wcześniej w Smoleńsku na rekonesansie.

5. Przyczyną wypadku na pewno nie była awaria maszyny.

Za wcześnie na takie wnioski, bo nie przeprowadzono jeszcze niezbędnych badań wraku, ponadto miejsce katastrofy zostało dopiero wczoraj odpowiednio zabezpieczone i nie wiadomo, czy część śladów nie została przez to zatarta.

6. Samolot zahaczył o drzewa statecznikiem, bo był za bardzo przechylony.

Tu-154 zaczepił o drzewa skrzydłami, zawadzenie statecznikiem było niemożliwe, bo tupolew nie jest w stanie wykonać tak gwałtownego skrętu.

oprac. KL

Źródło: Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Rosjanie z góry wykluczyli błąd wieży


Od katastrofy prezydenckiego TU-154 minęło ledwie kilka dni, śledztwo w tej sprawie potrwa na pewno jeszcze wiele tygodni, może nawet miesięcy, a strona rosyjska już wykluczyła awarię maszyny. I twierdzi, że do katastrofy miała rzekomo przyczynić się lekkomyślność polskich pilotów i brak znajomości języka rosyjskiego, co utrudniało kontakty z wieżą kontroli lotów. Takie przesądzanie sprawy dziwi ekspertów.

Dużym zaskoczeniem jest już to, że rosyjska prokuratura wykluczyła, aby katastrofa prezydenckiego samolotu, w której w sobotę zginął Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby, mogła zostać spowodowana względami technicznymi. – Tupolew był w doskonałym stanie – oświadczył krótko prokurator Aleksandr Bastrykin, szef grupy śledczej, która prowadzi postępowanie w sprawie katastrofy ze strony Prokuratury Generalnej Rosji. Bastrykin opiera się na tym, że podobno z nagrań rozmów wieży kontrolnej z pilotami wynika, iż załoga Tu-154 nie zgłaszała jakichkolwiek problemów technicznych z samolotem. Ekspertów od wypadków lotniczych takie stanowisko zaskakuje, bo przecież aby wykluczyć awarię samolotu, trzeba najpierw przeprowadzić skrupulatne badania wraku. W przypadku katastrofy trzeba zebrać wszystkie kawałki samolotu i złożyć je w hangarze. Wtedy inżynierowie, technicy, specjaliści od budowy silników, aerodynamiki, konstrukcji samolotów, wytrzymałości materiałów muszą obejrzeć dokładnie wszystkie szczątki i wydać opinię na temat ewentualnych przyczyn katastrofy. Przecież piloci mogli nawet nie zdążyć poinformować wieży o kłopotach z samolotem, bo wszystko mogło wydarzyć się dosłownie w ciągu sekundy. Zresztą nie trzeba być ekspertem od lotnictwa, aby zauważyć, iż autorytatywne rozstrzyganie sprawy dotyczącej stanu technicznego tupolewa jest teraz zbyt wczesne.

– Skoro my na polecenie prokuratury badaliśmy często przez wiele dni różne elementy silnika, zawieszenia, hamulce, instalacje elektryczne, aby poznać stan techniczny samochodu i czy nie to było przyczyną wypadku, to jak bez ekspertyzy można wydawać jednoznaczną opinię o stanie technicznym samolotu? – zastanawia się inżynier Stanisław Krupski, który był przez kilkadziesiąt lat rzeczoznawcą samochodowym i uczestniczył w badaniu wielu rozbitych aut, biorących udział w śmiertelnych wypadkach drogowych. – Przecież duży samolot pasażerski to o wiele bardziej skomplikowana maszyna niż nawet najnowocześniejszy samochód – dodaje.

Rosjanie już wiedzą

Rosjanie cały czas jednak utrzymują, że pilot zignorował rady kontrolerów lotu, którzy informowali go o złej pogodzie i mgle, bo podejmował próbę lądowania na smoleńskim lotnisku. Jak już pisaliśmy, kontrolerzy mieli mu podobno radzić, aby poleciał do Mińska lub Moskwy, gdzie można bezpiecznie lądować. Tymczasem jak podkreśla wielu pilotów, ich koledzy nie byli samobójcami i skoro decydowali się na lądowanie, to musieli stwierdzić, iż można lądować. Po pierwsze, mgła (o ile była) nie musiała być dużą przeszkodą, bo zawiera ona wiele prześwitów, przez które dobrze widać lotnisko. To prawda, że przy widoczności 500 metrów, jaka wtedy miała panować, trudno byłoby wylądować bezpiecznie, ale to jest na razie wersja Rosjan. Jak było naprawdę, nie wiemy. O tym, że warunki jednak pozwalały na posadzenie maszyny, świadczy przede wszystkim to, iż lotnisko nie zostało zamknięte. Gdyby podjęto decyzję o zamknięciu portu, żadna maszyna nie mogłaby tam lądować – także Tu-154 z prezydentem Kaczyńskim na pokładzie. Skoro – jak twierdzą Rosjanie – tuż przed przylotem polskiego samolotu nie zezwolono na lądowanie rosyjskiemu wojskowemu samolotowi transportowemu, to dlaczego nie zamknięto portu? Jednak jeden z kontrolerów lotu – Paweł Plusnin zapewnia, że radził załodze lot do innego miasta. Na pytanie, dlaczego pilot go nie posłuchał, odpowiedział: „To jego trzeba by zapytać”. Trudno o przykład większej arogancji i braku taktu, w sytuacji gdy powszechnie wiadomo, iż wszyscy, także piloci, zginęli w katastrofie.

Kuriozalne jest także twierdzenie, że polscy piloci nie znali rosyjskiego i dlatego mieli problemy z porozumieniem się z wieżą. Bo piloci rosyjski znali bardzo dobrze. Żaden z nich nie zostałby wysłany na lot do Smoleńska, gdyby nie posługiwał się biegle językiem rosyjskim. To nie jest zwykłe lotnisko cywilne, ale dawne wojskowe. Nie ma tu regularnych lotów i obsługa jest rosyjskojęzyczna. I za każdym razem, gdy jakiś polski samolot tam lądował, musiał nim kierować pilot znający język rosyjski. W dodatku 36. specjalny pułk lotniczy, który zawiaduje prezydencką flotą powietrzną, nie raz organizował loty do krajów za naszą wschodnią granicą, również do Smoleńska, i dla nikogo nie było zaskoczeniem, że z tamtejszą wieżą trzeba się porozumiewać po rosyjsku. Tym bardziej że ci piloci przylecieli kilka dni wcześniej Tu-154 do Smoleńska, gdy przywieźli delegację na czele z premierem Donaldem Tuskiem na uroczystości z udziałem premiera Rosji Władimira Putina.
Ale rosyjska wersja katastrofy już przedostała się do zachodnich mediów. I być może o to Rosjanom chodziło, aby przekaz był taki, jak we włoskiej lewicowej gazecie „La Repubblica”, który napisał, iż należy wyjaśnić, dlaczego „dwóch doświadczonych pilotów wykazało się tak małym profesjonalizmem, że chcieli wylądować w Smoleńsku za wszelką cenę”. Gazeta powołuje się na pierwsze wyniki rosyjskiego dochodzenia, z których wynika, iż przyczyną katastrofy był „ludzki błąd”.

Problemem mogło być jednak kiepskie wyposażenie lotniska w Smoleńsku, które nie ma choćby systemu ILS (to radiowy system nawigacyjny wspomagający lądowanie samolotu w warunkach ograniczonej widoczności i niskiej podstawy chmur). Samolot był w niego wyposażony, ale piloci nie mogli zrobić z ILS żadnego użytku. Zastanawiające jest także to, że w chwili katastrofy Tu-154 nie tylko był zbyt nisko nad ziemią i zahaczył o drzewa, ale także znajdował się na linii 150 metrów obok pasa startowego. Czy to nie jest poszlaka wskazująca na złe naprowadzenie samolotu przez wieżę? Czy ten wariant rosyjscy śledczy choćby rozważali, czy brali go pod uwagę? Polscy prokuratorzy mają wątpliwości, bo jak poinformował wczoraj Andrzej Seremet, prokurator generalny, nasi śledczy, którzy już są w Rosji, przeprowadzą powtórne, ale już własne przesłuchania kontrolerów lotu. Ponadto stan innych urządzeń na lotnisku pozostawiał wiele do życzenia. Lampy sygnalizacyjne, które mają ułatwić podejście do pasa, były zawieszone na… okorowanych drzewach. Czy to nie zmyliło załogi?

Tymczasem na miejscu katastrofy odnaleziono już trzy czarne skrzynki prezydenckiego tupolewa, na których są zapisane nie tylko parametry lotu, ale i rozmowy w kabinie i z wieżą. – Rozpoczęły się już ich badania, które rzucą światło na przyczyny katastrofy – poskreśla Siergiej Szojgu, rosyjski minister ds. nadzwyczajnych.

Krzysztof Losz

Źródło: Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

„Ta lista pasażerów krążyła po prostu ot tak, już od kilku dni, z maili na maile”


O tym, że lista pasażerów była znana wszystkim od dawna; że polskie służby miały obowiązek nie dopuścić do lotu prezydenta, polityków i generałów jednym samolotem; o tym, że prezydent miał kilka dni temu postanowienie wyjazdu do Katynia pociągiem z wdowami i sierotami katyńskimi… – o tym wszystkim w rozmowie z Robertem Witem Wyrostkiewiczem mówi red. Anna Pietraszek, doradca zarządu Telewizji Polskiej w wywiadzie dla Portalu NaszaPolska.PL.

***

Jak to możliwie, że miała Pani listę pasażerów kilka dni przed tragicznym odlotem prezydenckiego Tupolewa?

Dostałam tę listę od młodych dziennikarzy, którzy prosili mnie o radę z kim przeprowadzić ewentualnie wywiady. Ta lista pasażerów krążyła po prostu ot tak, już od kilku dni, z maili na maile. Potem siedziałam w domu, to było w poniedziałek, i zastanawiałam się jak to możliwe, że ja mam pełną listę generałów, kapelanów, polityków, którzy lecą z prezydentem i że ta lista jest w obiegu. Wierzyć mi się nie chciało, że oni wszyscy są na tej jednej liście. Pomyślałam, że może będą rozdzieleni, że może to tylko lista obecności w Katyniu. Nie mogłam tego pojąć i niestety wziąć na serio. Generał Skrzypczak mówił niedawno w telewizji, że po wypadku Casy podkreślano wymóg bezpieczeństwa, że kiedy leci kilku dowódców to trzeba ich rozdzielać, a przecież z polskimi generałami leciał prezydent, nie tylko głowa państwa, ale zwierzchnik sił zbrojnych, osoba odpowiedzialna za całe bezpieczeństwo kraju! Trzeba teraz zwrócić uwagę na to jakim cudem znaleźli się w jednym samolocie generałowie, politycy i sam prezydent? Jakim cudem ta lista krążyła od tak po Internecie? Jakim cudem!? Czy nasz prezydent był tak kompletnie pozbawiony ochrony? Kto pracował nad tym, żeby on był tak nagi? Czy nikt nie myślał o ich ochronie?… Niemożliwe. To się samo nie stało.

Mówiła Pani niedawno o podróży prezydenta Kaczyńskiego do Katynia pociągiem. Razem z rodzinami katyńskimi. Taki wariant podróży potwierdził Pani również tragicznie zmarły w tej katastrofie minister Stasiak. Niestety w ostatniej chwili prezydent podjął decyzję lub ktoś go przekonał do lotu drogą powietrzną. Co Pani o tym sądzi?

Rozmawiałam niedawno z ministrem Stasiakiem. Rozmowa dotyczyła kwestii transmisji, które były planowane od dawna w Telewizji Polskiej. I to co powiem za chwilę mówię z pełną odpowiedzialnością jako doradca zarządu Telewizji Polskiej. Przez godzinę rozmawiałam z ministrem Stasiakiem. Przekazałam nie tylko swoje rady medialne, ale przede wszystkim doświadczenie. Robiłam bowiem pierwszą transmisję satelitarną z Katynia. Wymyśliłam ją i doprowadziłam do realizacji jako świeżo upieczona absolwentka Akademii Obrony Narodowej. Zresztą, gdybym nie skończyła akademii nigdy nie zrobiłabym tej transmisji i naraziła telewizję na wielkie niebezpieczeństwo. Teraz właśnie minister Stasiak pytał mnie o sprawy chronienia przekazu medialnego tam w Katyniu. Powiedziałam mu wszystko co mówiło mi moje doświadczenie; na co należy zwracać uwagę. Czego się strzec. I wtedy też odważnie zasugerowałam, żeby prezydent polejechał z wdowami katyńskimi pociągiem. Byłby to najbezpieczniejszy środek transportu. Po drugie, media mogłyby zobaczyć prezydenta, najważniejszego człowieka w państwie, który zauważył wdowy, sieroty katyńskie. Prezydenta, który byłby z nimi. Do tego pani Maria Kaczyńska, cudowny człowiek, który miał wspaniały kontakt z ludźmi starymi… Prezydent się zgodził. Dostałam informację, że prezydent podchwycił ten pomysł, że pojedzie z wdowami i sierotami katyńskimi pociągiem. Zaczęliśmy myśleć, żeby wysłać na bieżąco informacje z satelity z tej podróży prezydenta pociągiem do Katynia. Potem przyszła wiadomość, że tak go obsiedli, że jest decyzja, że poleci, a te wdowy pojadą same. Pomyślałam sobie, kolejny prezydent, który nie docenił wdów i dzieci katyńskich. Ktoś mu to odradził. Ktoś mu to odebrał… Ciekawe dlaczego?…

Jest Pani doktorantką Akademii Obrony Narodowej – Podyplomowego Studium Operacyjno-Strategicznego. Ukończyła Pani elitarne szkolenia NATO. Jak Pani ocenia fakt, że służby specjalne dopuściły do lotu jednym samolotem prezydenta, polityków, generalicji Wojska Polskiego i wielu najważniejszych osób w państwie?

Odpowiadam: to niemożliwe, żeby do takiej sytuacji dopuścić. Na rozum zwykłej absolwentki Akademii Obrony Narodowej, wiem, że to na logikę nie jest możliwe. Jeśli ktoś myślał nad przygotowaniem tego lotu, a zapewne myśleli różni ludzie, to ktoś myślał, żeby stało się tak jak się stało. Nie widzę innego wyjaśnienia. Komuś zależało, żeby tak się stało. Szef sztabu… dowódcy… niemożliwe. Ktoś nad tym myślał. Nie jesteśmy państwem głupków. Nie jesteśmy też wojskiem ciemniaków. Mamy służby specjalne i mamy Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Mamy generałów z prawdziwego zdarzenia z nominacji natowskich. Nie jest możliwe, żeby taka głupota zawładnęła wszystkimi i żeby doszło do wysłania najważniejszych w państwie osób jednym samolotem.

Znała Pani wiele osób z listy pasażerów tragicznie zmarłych w wypadku samolotu Tupolew. Czy serce pomieścić może tyle strat na raz, w jednym momencie?

W sercu wszystko się może zmieścić. Tam jest cała miłość do Polski. Ale w głowie to mi się wszystko nie mieści (płacz). Żeby mieć takich wspaniałych ludzi i ich nie chronić… to kim my jesteśmy? To jaką my mamy policje, BOR, służby?

W chwili napływania informacji o tragedii była Pani w studio telewizyjnym, aby komentować zaplanowane wcześniej uroczystości w Katyniu. To było chyba najtrudniejsze studio telewizyjne w Pani życiu…

To była najprawdopodobniej moja najcięższa próba dziennikarska, żeby się opanować; żeby sprostać. Kiedy wchodziłam do studia układałam sobie w głowie ile trzeba mówić o księdzu Peszkowskim, kapelanie Rodzin Katyńskich. Chciałam, żeby o nim usłyszeli Polacy. Chciałam, żeby dotarło do ludzi, że apel pojednania i przebaczenia miał miejsce 15 lat temu, a nie podczas środowego spotkania Tuska i Putina. A o tej środzie premiera Tuska mogę powiedzieć, że to była czarna środa. Nie było ani jednego świadka Katynia. Nie wspomniano o księdzu Peszkowskim nawet słowem. A kiedy w czasie antenowym były wolne chwile i moje ekipy dobijały się, aby puścić materiał przygotowany o orędziu księdza Peszkowskiego do narodu polskiego wygłoszonym w kwietniu 1995 roku, do wszystkich polityków, do wszystkich dowódców, do całego narodu, to z telewizji przychodziła odpowiedź, że nie. A ciekawe dlaczego? Czyżby ksiądz Peszkowski miał odebrać splendory środowego wydarzenia? Dzisiaj chciałam o tym mówić w studio telewizyjnym.

Politycy, zwłaszcza Prawa i Sprawiedliwosci, generalicja WP, duchowni, prezes IPN, prezes PKO, naukowcy, dyplomaci… kwiat polskiego Narodu zginął w Katyniu – można powiedzieć – po raz drugi. Co dalej z Polską?

Popatrzmy chociaż tylko na Janusza Kurtykę, na pana prezesa IPN. Przecież to był młody człowiek, który połowę swojego życia dorastał do swej roli politycznej, wybitnej, wyjątkowej, trudnej. Te 20 lat młodości, to połowa jego życia. Odtworzyć takiego drugiego człowieka tego formatu, to kolejne 40 lat. I może znowu o to chodziło… Przecież teraz finalizują się śledztwa IPN. Finalizuje się sprawa zachowania istoty IPN, czy w ogóle istnienia Instytutu. Największe śledztwo IPN to śledztwo dotyczące zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki i zabójstw dziesiątek innych księży. Było przecież komando, które mordowało księży. Mieliśmy nadzieję, że to śledztwo zostanie skończone przed beatyfikacja księdza Jerzego. Ale nie ma prezesa Kurtyki… Czy to przypadek? 2 września 1999 roku wyszłam ze szpitala w Aninie, gdzie leżał ciężko chory ksiądz Peszkowski. Nie wiadomo było czy przeżyje. Znalazłam się w takim miejscu, gdzie fetowano sukcesy pana Komorowskiego. Miał swoje święto. I tam spotkałam oficera Urzędu Ochrony Państwa. Nie powiem czy mężczyznę czy kobietę. Ten oficer UOP wziął mnie na słowo i zapytał: „To jak ten Twój ksiądz? Żyje jeszcze?” Powiedziałam mu, że martwimy się bardzo czy przeżyje do rana. Usłyszałam wtedy coś strasznego. Oficer UOP powiedział: „Niech zdycha. Niech zdycha ten czarny, co nam tylko przeszkadza”. Nigdy tych słów nie zapomnę. Oficer UOP… 99 rok… Więc jaką my mamy wolną Polskę? Jaką my mamy wolną Polskę, kiedy teraz ich wszystkich już nie ma?

Dziękuję Pani za rozmowę
Rozmawiał Robert Wit Wyrostkiewicz

Źródło: Nasza Polska, KonserVat

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized