Daily Archives: 11 Maj, 2010

Nauczyciele żałoby


Włodek Kuliński, Wirtualna Polonia, 2010-05-11

  1. Odezwał się dawno niesłyszany Autorytet Profesorsko-Moralny. Władysław Bartoszewski powiedziała tak:  (cyt. Za Gazetą Wyborczą) – Jeśli Jarosław Kaczyński – a w ostatnich dniach już się to rozpoczęło – będzie wykorzystywał wielką stratę, jakiej doznał, jako argumentu wyborczego, wówczas będę musiał powiedzieć: jestem zarówno przeciwko pedofilii jak i nekrofilii każdego rodzaju.
  2. Ja myślę, panie Bartoszewski, że Pan nie powinien tego powiedzieć. Pedofilia, nekrofilia – to są słowa określające zachowania szczególnie odrażające. Te słowa nie powinny paść, zwłaszcza w odniesieniu do Jarosława Kaczyńskiego, który w ciężkich dla siebie przeżyciach zachowuje się z godnością i w niczym sobie nie zasłużył, aby poniewierać nim i jego cierpieniem. W niczym sobie nie zasłużył…
  3. Co to znaczy – wykorzystywać stratę jako argument wyborczy? Ta strata jest faktem, który się stał i który ciąży nad całym życiem publicznym Polski. Czy mamy dostać amnezji i zapomnieć, że był w Polsce prezydent Lech Kaczyński, który zginął? Czy w kampanii nie wolno będzie go wspominać, odwoływać się do jego tragicznie przerwanych dzieł, mówić o potrzebie ich kontynuacji? Jarosław Kaczyński ma udawać, że od urodzenia był jedynakiem i nigdy nie miał brata?
  4. To jest bezczelna gra – przypisać Kaczyńskiemu nekrofilię polityczną, zrobić z niego cynika, który żeruje na śmierci brata. Jest pewien problem, że Kaczyński milczy i trudno wyciągnąć z niego słowo, które można by potem rozwlekać, pozostaje więc metoda ataku pośredniego. Proszę zwrócić uwagę, że pan Bartoszewski mówi hipotetycznie –jeśliby Kaczyński wykorzystywał stratę… po czym bez skrępowania zgrabnie wprowadza wątek pedofilii i nekrofilii. Potem powtórzy się sto razy – pedofilia, nekrofilia, nekrofilia, pedofilia – i ludzie uwierzą, że Kaczyński to obrzydliwy typ, który politycznie wykorzystuje śmierć brata.
  5. Jarosław Kaczyński ma pełne prawo, moralne, ale także polityczne, żeby się odwoływać do dorobku Lecha Kaczyńskiego. To on jest dziś najbardziej uprawnionym depozytariuszem czci i pamięci brata. On, no i oczywiście córka Marta, którą niektórzy już gotowi by w łyżce wody topić za samą myśl, że mogłaby uczestniczyć w kampanii wyborczej stryja.- A dlaczego miałaby nie uczestniczyć, jeśli by zechciała? Co, niemoralne by to było? Nieetyczne? A dlaczego? Co złego, co niegodziwego byłoby w takim zachowaniu? Czy ludzie opłakujący bliskich mają być wykluczeni z życia publicznego?
  6. Pożałowania godni są ci nauczyciele cudzej żałoby, którzy najlepiej wiedzą, co przystoi, a co nie żałobnikowi.

Nauczyciele – uczcie się sami! I nie życzę wam, żeby na własnym doświadczeniu.

Janusz Wojciechowski
Wirtualna Polonia

1 komentarz

Filed under Uncategorized

Rosjanie mają analizy z USA


pmaj 11-05-2010, ostatnia aktualizacja 11-05-2010 19:05

Do komisji badającej w Moskwie przyczyny katastrofy prezydenckiego TU-154 pod Smoleńskiem wpłynęła przygotowana w USA wstępna analiza od producenta urządzeń nawigacyjnych z samolotu – poinformował polski obserwator w komisji Edmund Klich

Klich dodał, że otrzymał analizę w poniedziałek, odmówił jednak podania szczegółów na jej temat. – Trudno na razie powiedzieć, kiedy wpłynie pełne opracowanie – dodał.

Na początku maja Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) informował, że jego przedstawiciel i polski ekspert udali się do Stanów Zjednoczonych, by wspólnie ze specjalistami amerykańskimi zbadać system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS i system nawigacji satelitarnej GNSS z samolotu Tu-154M w (amerykańskich) zakładach, które je wyprodukowały.

Polskiemu ekspertowi i przedstawicielowi MAK towarzyszył w USA specjalista z amerykańskiego Krajowego Zarządu Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), agencji federalnej badającej m.in. przyczyny katastrof lotniczych. Jak informował rzecznik NTSB Ted Lopatkiewicz, celem wizyty u producenta urządzeń jest odzyskanie z nich wszelkich danych, które mogły przetrwać katastrofę i ewentualnie mogą rzucić światło na jej przyczyny.

PAP, Rzeczpospolita

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Wiemy, że (prawie) nic nie wiemy


Wtorek, 11 maja 2010

Choć minął już miesiąc od katastrofy lotniczej, w której zginął Lech Kaczyński wraz z całą delegacją udającą się na obchody rocznicowe do Katynia, to wciąż w sprawie przyczyn tragedii jest więcej pytań niż odpowiedzi. Niestety, dochodzące przez miesiąc z Rosji wiadomości nie uspokajały opinii publicznej, jedynie budziły obawy, że śledczym nie zależy na wyjaśnieniu przyczyn tragedii, a przynajmniej nie prowadzą postępowania zgodnie ze światowymi standardami. Zdecydowania brakowało też przedstawicielom polskich władz, którzy pozostawili śledztwo w rękach Rosjan, a strona polska w dochodzeniu właściwie została sprowadzona do roli petenta. Dziś – wciąż nieoficjalnie – znamy jedynie godzinę tragedii oraz wiemy, że polscy prokuratorzy mają 23 kopie dokumentów z rosyjskiego śledztwa.

Od pierwszych chwil od katastrofy najbardziej brakowało rzetelnej informacji. Kiedy jeszcze na miejscu upadku samolotu Tu-154M pracowały ekipy ratownicze, a zapisy czarnych skrzynek nie zostały odszyfrowane, pojawiły się fałszywe oskarżenia rzucone na polskich pilotów, sugerujące, że ci nie radzili sobie z językiem rosyjskim. Rosyjscy śledczy z dużą pewnością wykluczali też awarię samolotu (niedawno naprawianego w fabryce w Samarze) – miał działać jak należy do czasu zderzenia z ziemią. Pod naciskiem opinii publicznej doniesienia te zmieniono, a rosyjska prokuratura poinformowała, że śledztwo nie wykluczyło żadnej z przyczyn wypadku. Po ponad dwóch tygodniach śledztwa oficjalnie poinformowano, iż brane są pod uwagę: usterki techniczne samolotu, błędne zachowanie załogi, zła organizacja i złe zabezpieczenie lotu oraz zachowania osób trzecich.

W tym czasie przewiezione do Moskwy ciała ofiar katastrofy były identyfikowane, a następnie transportowane do Polski, gdzie odbywały się pogrzeby. Tu jednak powstały kolejne wątpliwości co do rzetelności podejmowanych w Rosji działań. Dokumentacja medyczna była sporządzana dość lakonicznie, brakowało informacji o mechanizmach obrażeń czy bezpośredniej przyczynie zgonu, brakowało też podpisów polskich śledczych, którzy mieli brać udział w sekcjach zwłok. Ponadto przekazane trumny zostały zamknięte na trwałe – oficjalnie z powodu stanu ciał…

Śledztwo trwało, miejsce katastrofy było przeszukiwane, a elementy samolotu gromadzone w jednym miejscu. Po tygodniu ogłoszono, że prace na miejscu tragedii zostały zakończone. Teren został opuszczony przez ekipy, a po nich pojawiły się pielgrzymki osób pragnących pożegnać zmarłych w miejscu ich śmierci, nie brakowało też lokalnych „poszukiwaczy”. Przeżyliśmy kolejny wstrząs.

„Dokładnie” przeszukany teren krył jeszcze wiele elementów samolotu i rzeczy osobistych ofiar katastrofy, które można było bez trudu wynosić. Zaalarmowane przez polską dyplomację władze rosyjskie postawiły na lotnisku prowizoryczny posterunek milicyjny. Sprawa wróciła podczas wizyty w Moskwie marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, któremu Rosjanie obiecali, że będą dobrze pilnowali terenu katastrofy. Ale wczoraj, tak jak wcześniej, można było bez przeszkód tam chodzić i milicja nikomu tego nie zabraniała.

Co więcej, na tak „dokładnie” przeszukany przez Rosjan teren dopiero w tym tygodniu zostanie wpuszczona grupa polskich archeologów, którzy będą poszukiwać pozostałości po katastrofie. Tymczasem w ocenie doświadczonych śledczych, wszystkie najdrobniejsze elementy samolotu, wszelkie ślady powinny być zabezpieczone już w pierwszych dwóch dobach po zdarzeniu, bo te czynności często decydują o dalszym losie postępowania i przekładają się na możliwość ustalenia faktycznych przyczyn i przebiegu wypadku.

Ubiegły tydzień przyniósł też pierwsze wiadomości odczytane z czarnych skrzynek. Nagrane w kabinie pilotów głosy miały wskazywać na obecność w niej osoby niebędącej członkiem załogi. Nie ujawniono jednak żadnych szczegółów. Pojawiły się sugestie, że głos mógł należeć do stewardesy lub Mariusza Kazany, szefa protokołu dyplomatycznego MSZ. W sobotę do Moskwy udała się osoba mająca zidentyfikować głos, ale nie mamy informacji o przebiegu tych czynności.

Wcześniej usłyszeliśmy niepokojący sygnał – podana godzina katastrofy samolotu (8.56) nie była tą właściwą, a maszyna rozbiła się kilkanaście minut wcześniej. Dopiero w miniony piątek Edmund Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, akredytowany ze strony polskiej przy rosyjskiej komisji badającej okoliczności wypadku, ogłosił, że tragedia nastąpiła sześć sekund po 8.41. Informacji tej jednak oficjalnie nie potwierdziła Prokuratura Generalna, która w tej kwestii chce oprzeć się na zapisach z czarnych skrzynek.

Potwierdzono jedynie doniesienia o panującej nad lotniskiem gęstej mgle i widoczności rzędu 300-400 m i że w takich warunkach pilot Tu-154 nie powinien lądować. Dlaczego zdecydował się na taki manewr? Czy pilot panował nad maszyną? Wciąż „na pewno” tego nie wiemy – choć ponownie śledczy mówią o tym, że parametry samolotu oraz rozmowy załogi zarejestrowane przez czarne skrzynki mają wskazywać, iż technika nie zawiodła. Wykluczono także wersję zamachu terrorystycznego – choć nie wiemy, na podstawie jakich badań i czy takie stanowisko prokuratury możemy uznać za końcowe.

Co przekażą Rosjanie?
Po miesiącu od katastrofy mamy tylko szczątkowe informacje na jej temat. Nie wiemy, czy i kiedy do Polski trafią zapisy czarnych skrzynek, a jeśli się to stanie, to czy opinia publiczna zostanie z nimi zapoznana. Termin przekazania ma być uzależniony od działań rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, który jeszcze analizuje rejestratory. Co ciekawe, skrzynki zachowały się w dobrym stanie, a zapisane na nich dane miały być łatwo dostępne.

Jednak obecnie prokurator generalny Andrzej Seremet twierdzi, że materiał ze skrzynek jest na tyle złej jakości, iż badania trzeba przedłużyć. To oznacza, że na rosyjską analizę skrzynek musimy poczekać. Ponadto strona polska ma otrzymać ok. 500 kart dokumentów ze śledztwa – protokołów oględzin, dokumentów sekcyjnych, relacji świadków (polska prokuratura uzyskała dotąd 23 uwierzytelnione kopie rosyjskich akt).

Wczoraj płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, jedynie potwierdził, że wciąż czekamy na dokumenty od Rosjan, także na stenogramy z czarnych skrzynek, a prokuratura „zastanawia się” nad dalszymi czynnościami związanymi z analizą amatorskiego filmu z miejsca tragedii, na którym zarejestrowano m.in. odgłosy przypominający wystrzały oraz polskie i rosyjskie rozmowy. Nie wiemy też, na jakim etapie jest badanie poziomu wyszkolenia załogi – na komentowanie tego wątku jest bowiem „za wcześnie”.

Obecnie tragedia w Smoleńsku nadal rodzi wiele pytań – nie tylko tych dotyczących przyczyn katastrofy, ale i sposobu jej wyjaśniania. Dziwią bowiem fakty, że rząd polski tak łatwo się zgodził, by gospodarzem śledztwa była strona rosyjska; że polscy śledczy mogą jedynie „spoglądać przez ramię” naszym wschodnim sąsiadom i czekać na dokumenty, jakie Rosjanie zechcą nam przekazać; że nie zwrócono się do NATO z wnioskiem o wsparcie; że czarne skrzynki – będące własnością Polski – nie trafiły bezpośrednio do rąk lub choćby pod nadzór polskich ekspertów.

Nikt nie chce w tak tragicznych okolicznościach posądzać kogokolwiek o złą wolę, ale fakt, iż zniecierpliwione rodziny ofiar katastrofy chcą na własną rękę próbować wyjaśniać przyczyny tragedii i na prywatne zlecenia wykonywane są ekspertyzy przez zagranicznych ekspertów, jest znamienny.

MSWiA uspokaja
Tymczasem wczoraj Jerzy Miller, szef MSWiA i przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, zapewnił, że polscy eksperci są partnerami dla Rosjan i „ręka w rękę siedzą przy tym samym dowodzie”. Jak dodał, nie jest tak, iż Rosjanie coś rozpracowują, a z efektem zapoznają Polaków. – To nie jest tak, że ktoś jest petentem, ale są dwie równouprawnione strony – dodał.

Odnosząc się do procedury badań urządzeń z pokładu samolotu, Miller zaznaczył, że obowiązuje tu zasada, iż analiza urządzeń odbywa się u producenta, ale przy badaniach obecni są przedstawiciele wszystkich zainteresowanych stron. Tak więc np. czarne skrzynki wyprodukowane przez Rosjan były badane w Rosji, czarna skrzynka dodana do Tu-154M przez Polaków przechodziła analizy w Polsce, a amerykański system TAWS przechodzi badania w Stanach Zjednoczonych – wszędzie są obecni zarówno eksperci z Polski, jak i Rosji.

Jerzy Miller pytany o informacje na temat przebiegu śledztwa przyznał, że etap dowodowy jest bliski zakończenia. Jak dodał, będąc w Moskwie, nie zapoznawał się z wynikami śledztwa, gdyż jako laik nie chciał stwarzać pozorów, a jego rola ograniczyła się do ustalenia zasad współpracy oraz wymiany informacji i korzystania z dorobku komisji rosyjskiej dla potrzeb komisji polskiej. Miller zastrzegł, że prace komisji będą „wielomiesięczne”, i poprosił o cierpliwość. – Komisja będzie rozpatrywała wszystkie elementy istotne z punktu widzenia nie samego zdarzenia, ale przyczyn, które do niego prowadziły – mówił.

Marcin Austyn
Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Znaleźliśmy część tupolewa. Czy będzie przełom w śledztwie?


11.05.2010, 15:59

W smoleńskim błocie, dokładnie w miejscu, gdzie miesiąc temu rozbił się prezydencki samolot, nasi reporterzy odnaleźli ważną część tupolewa – wskaźnik podstawowego urządzenia nawigacyjnego, zwanego radiokompasem.

– To może pomóc w ustaleniu przebiegu katastrofy – tłumaczy lotniczy ekspert Grzegorz Sobczak, redaktor naczelny „Skrzydlatej Polski”. – Serdecznie dziękuję za to dziennikarzom Faktu – mówi wyraźnie poruszony minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski (39 l.). – To skandal, że rosyjscy śledczy tego wcześniej nie znaleźli – nie kryje oburzenia jeden z polskich prokuratorów.

Jest 8 maja, wczesne popołudnie, miesiąc po katastrofie. Jesteśmy w Smoleńsku już drugi raz, sprawdzamy, czy Rosjanie rzeczywiście pilnują miejsca katastrofy. Milicjanci są, ale nie reagują. Idziemy po zaoranym polu, wszędzie walają się szczątki wyposażenia samolotu, fragmenty odzieży. Nagle w krzakach znajdujemy jakiś przełącznik. Widać rosyjskie litery, kable.

Czujemy, że to nie zwykły kawałek blachy… Podchodzimy do grupy rosyjskich prokuratorów. Przyjechali zaalarmowani przez dziennikarzy telewizji TVN, którzy znaleźli w błocie polskie płyty CD i oficjalnie to zgłosili śledczym. Jeden z prokuratorów ogląda naszą część. Nieruchomieje i z papierosem w ustach woła kolegę. Obaj są podekscytowani. – Niczego nie ruszaliście, nie przekręcaliście przełączników? – dopytuje nas. – Nie – zapewniamy. – To może być ważna część dla śledztwa. Zbadamy to – mówią nam śledczy i zabierają znalezisko.

Przesyłamy zdjęcia do redakcji w Warszawie. Te trafiają od razu na biurka specjalistów, wśród których jest pilot latający tupolewami. Na razie nieoficjalnie, by sprawdzili, co to za część. Nagle rozdzwaniają się telefony. – Skąd to macie? Gdzie to było? – pyta nas gorączkowo pilot. – Na miejscu katastrofy? Teraz? Niemożliwe! – mówi zaskoczony.

Zna tupolewy jak własną kieszeń, ale rozesłał zdjęcia do kolegów, nawigatorów, by się upewnić. Naradzają się i po kilku godzinach wszystko wiedzą. – To nieprawdopodobne, ale znaleźliście panel ze wskaźnikami samolotowego urządzenia nawigacyjnego SPU–7. To samolotnoje pieregawornoje ustrojstwo, po prostu radiokompas – tłumaczy nam pilot. Wyjaśnia, że dzięki radiokompasowi nawigator określa położenie samolotu względem radiolatarni umieszczonych przy lotniskach. Na jego podstawie ustala i przekazuje pilotom parametry prawidłowego lotu – wysokości i kierunku. To niezbędne urządzenie, zwłaszcza przy kiepskiej widoczności.

– Nawigator wybiera i przełącza właśnie na takim wskaźniku komunikaty radiowe. Musi na bieżąco wiedzieć, jak maszyna leci względem radiolatarni. Komunikaty są mu wysyłane alfabetem Morse’a. To są dwie litery, np. Okęcie ma AD – tłumaczy nam pilot.

Już wiemy, że to ważne urządzenie, ale czy może mieć znaczenie dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy? – Na pewno na wyjaśnienie jej przebiegu – nie ma wątpliwości Grzegorz Sobczak ze „Skrzydlatej Polski”.
Pilot, który widział nasze zdjęcia ze Smoleńska precyzuje: – Po przełącznikach widać będzie, z kim nawigator usiłował się łączyć przed samą katastrofą i jakie komunikaty odbierał. Zawiadamiamy o znalezisku polskich śledczych. Niedowierzają. Ale gdy widzą zdjęcia, nie kryją zaskoczenia.

– To tabliczka abonencka z kompletu SPU–7, które było dość powszechnie montowane na samolotach produkcji rosyjskiej, także TU–154. Na podstawie miejsca odnalezienia można wnioskować, że jest wysoce prawdopodobne, że znajdowało się na pokładzie, lecz potwierdzić to można tylko na podstawie numeru urządzenia – mówi Faktowi pułkownik pilot Mirosław Grochowski, zastępca szefa polskiej rządowej komisji ds. badania wypadku w Smoleńsku. – W pobliżu lotniska znajdują się zakłady remontowe, które kiedyś dość prężnie działały. Ale nie sądzę, aby urządzenie ktoś sobie po prostu wyrzucił – dodaje.

– To skandal, że znaleźli to dziennikarze, a nie prokuratura i milicja rosyjska – nie kryje wzburzenia jeden z polskich prokuratorów. Przypomina, że po katastrofie pasażerskiego IŁA–62M w podwarszawskim Lesie Kabackim w 1987 roku fragmenty samolotu zbierali zomowcy, którzy często przez głupotę lub dla zabawy przestawiali znalezione przełączniki – to utrudniło potem śledczym wyjaśnienie przyczyn wypadku.

Na wieść o znalezisku minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski podziękował dziennikarzom Faktu. – Za to, że odnaleźli tę część i oddali ją rosyjskiej prokuraturze w takim stanie, w jakim ją znaleźli. To bardzo ważne dla śledztwa.

Fakt.pl

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Rodziny ofiar: Uszanujcie żałobę


pmaj 11-05-2010, ostatnia aktualizacja 11-05-2010 15:48

List otwarty do polityków i dziennikarzy wystosowała część rodzin ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku

„W imię naszej wspólnej, lepszej przyszłości – nie ulegajcie pokusie prowadzenia politycznej gry naszą żałobą” – czytamy w liście.

„Zwracamy się z prośbą do polityków i dziennikarzy: nie wykorzystujcie smoleńskiej tragedii do realizacji politycznych celów. Nie zawłaszczajcie wciąż świeżego bólu po śmierci naszych najbliższych. Teraz najważniejsza jest dobra pamięć o nich. Wszystkie sensacyjne i przedwczesne spekulacje na temat katastrofy uderzają w nasze uczucia i odbierają równowagę psychiczną, którą z wielkim trudem staramy się odzyskać” – apelują.

„Jesteśmy głęboko zasmuceni nieustającymi próbami wykorzystywania tragedii naszych rodzin do celów politycznych i medialnych. Nie oczekujemy wiele. Prosimy o uszanowanie naszej żałoby”.

Pod apelem podpisało się 19 rodzin. Wśród nich wdowy po najwyższych dowódcach wojska wraz z rodzinami: Lucyna Gągor, Krystyna Kwiatkowska, Ewa Błasik, Maria Gilarska, Mariola Karweta, Marta Ptasińska; wdowy po parlamentarzystach wraz z rodzinami: Małgorzata Rybicka, Barbara Dolniak, a także rodziny członków załogi samolotu: Magdalena Protasiuk, Agnieszka Grzywna i rodziny stewardes, które zginęły: Natalii Januszko, Justyny Moniuszko, Barbary Maciejczyk.

Sygnatariuszami listu są również: Ewa Komorowska, wdowa po Stanisławie Komorowskim, wiceministrze obrony narodowej z rodziną, Tomasz Komornicki, syn gen. Stanisława Komornickiego,˙Kanclerza Orderu Wojennego Virtuti Militari z rodziną, Janina Sariusz-Skąpska, wdowa po prezesie Zarządu Federacji Rodzin Katyńskich Andrzeju Sariusz-Skąpskim z rodziną, Joanna Krupska, wdowa po kierowniku Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych Januszu Krupskim z rodziną, Jolanta Przewoźnik, wdowa po sekretarzu generalnym Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzeju Przewoźniku, z rodziną, Bożena Mikke, wdowa po wiceprzewodniczącym ROPWiM, Stanisławie Mikke, z rodziną.

10 kwietnia pod Smoleńskiem zginęło 96 osób – wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią, parlamentarzyści, dowódcy wojskowi, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.

PAP, Rzeczpospolita

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized