Daily Archives: 12 Maj, 2010

Krakowscy radni chcą przejęcia śledztwa od Rosji


eł 12-05-2010, ostatnia aktualizacja 12-05-2010 20:48

Rada Miasta Krakowa wezwała dziś późnym popołudniem szefa rządu do wystąpienia do Rosji o przekazanie Polsce śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego Tupolewa.

Chodzi o wątpliwości dotyczące sposobu prowadzenia postępowania, które powinno wyjaśnić przyczyny tej tragedii – napisali radni. „W jej obliczu każde państwo winno dążyć do jak najszybszego rzetelnego wyjaśnienia przyczyn przez własne organy śledcze i inne właściwe instytucje”.

Rezolucja przeszła głosami radnych PiS oraz niezależnych (łącznie 23 głosy). Platforma głosowała przeciwko niej (17 osób). „Trudno zrozumieć motywy, dla których Polska miałaby dobrowolnie rezygnować z tego uprawnienia” – napisali krakowscy radni, wskazując też w tekście, iż nadal istnieje ryzyko utraty istotnych dla wyjaśnienia przyczyn tragedii dowodów, skoro tak długo teren katastrofy nie został należycie zabezpieczony.

Przedstawiciele krakowskiej PO uważają jednak, że taka rezolucja jest sprzeczna z niedawnym apelem części rodzin ofiar katastrofy, by zaprzestać działań politycznych, wykorzystujących śmierć ich bliskich.

Rzeczpospolita

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Do kogo dzwonili pasażerowie Tu-154


eż , Grażyna Zawadka 12-05-2010, ostatnia aktualizacja 12-05-2010 17:32

Eksperci wątpią, by telefony zakłóciły pracę urządzeń samolotu. Ale śledczy badają ten trop

Prokurator generalny Andrzej Seremet w wywiadzie opublikowanym w „Rz” ujawnił, że większość telefonów komórkowych na pokładzie Tu -154 w końcowej fazie lotu była aktywna. Pasażerowie rozmawiali i wysyłali esemesy.

Wojskowa prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem, zamierza sprawdzić, czy miało to wpływ na pracę urządzeń Tu -154. – Na ekranach aparatów wyświetliły się informacje o nieodebranych połączeniach. Te telefony zostały zabezpieczone i przekazane do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która wykona stosowną ekspertyzę – dodawał Seremet na konferencji prasowej.

ABW, która zabezpieczyła 122 aparaty, najpierw ustali, z kim kontaktowali się pasażerowie, i odtworzy treść esemesów. Potem ci rozmówcy zostaną przesłuchani. Jednym z pierwszych ma być Jarosław Kaczyński. Śledczy chcą go spytać o ostatnią telefoniczną rozmowę z bratem. Odbył ją krótko przed uderzeniem samolotu w ziemię.

Jednak specjaliści, z którymi rozmawiała „Rz”, wątpią, by włączone komórki mogły się przyczynić do katastrofy.

– Fale emitowane przez telefony nie mogły zakłócić wysokościomierzy barometrycznych, bo te działają na podstawie poboru ciśnienia z powietrza. A właśnie te urządzenia są najważniejsze, gdy samolot podchodzi do lądowania – tłumaczy kapitan Robert Zawada, były pilot wojskowy.

Tomasz Hypki, ekspert lotniczy, ocenia: – To kolejny mało istotny trop podsuwany przez tych, którzy czują się winni tej tragedii, bo odpowiadają za nieprzestrzeganie procedur i za złe szkolenie pilotów.

Tłumaczy, że urządzenia pokładowe są „ekranowane”, czyli izolowane od wpływu np. telefonów komórkowych.

Z kolei ppłk Bartosz Stroiński, pilot latający m.in. Tu-154 w 36. specpułku, podkreśla, że używanie komórek w samolocie jest wbrew procedurom i zaleceniom, które odczytuje stewardesa. Ale zaznacza, że w swojej karierze nie spotkał się z sytuacją, by komórki zakłóciły pracę urządzeń. Inni rozmówcy „Rz” nieoficjalnie twierdzą, że w tego typu lotach, gdy na pokładzie są osobistości, nie zawsze przestrzega się procedury wyłączania komórek.

Czym jeszcze zajmą się śledczy? Seremet zapowiedział, że w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie powstanie analiza psychologiczna pilotów Tu -154, w której znajdą się informacje, m.in. o odporności na stres. W tym celu zostaną przesłuchani ich najbliżsi.

– Jest to konieczne, by poznać cechy psychofizyczne załogi w chwili prowadzenia lotu, co może mieć znaczenie dla wyjaśnienia skutków katastrofy – powiedział „Rz” Seremet.

Rzeczpospolita

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Tragedia smoleńska to nie przypadek


Środa, 12 maja 2010

Z ks. prof. dr. hab. Tadeuszem Guzem, kierownikiem Katedry Filozofii Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Adam Kruczek

Po okresie żałoby narodowej po katastrofie pod Smoleńskiem, w wyniku której utraciliśmy znaczącą część elity, głównie polskiej prawicy, najwyższych dowódców sił zbrojnych, duchownych i działaczy społecznych nurtu niepodległościowego, nadszedł czas na próbę racjonalizacji tego bezprecedensowego w naszych dziejach wydarzenia. W ramach tej niejako narodowej refleksji Ksiądz Profesor sformułował tezę, że do tragedii smoleńskiej by nie doszło, gdyby nie bardzo silne w Polsce wpływy ideologiczne liberalizmu i neosocjalizmu.

– Tak, uważam, że fakty historyczne mają swoje uwarunkowania ideowe i tak samo jest w tym przypadku. Jeśli chodzi o usytuowanie ideowe Polski dzisiaj, to z jednej strony jako Naród katolicki od ponad 1000 lat znajdujemy się pod bardzo silnym wpływem nauki katolickiej i chrześcijańskiego myślenia, ale z drugiej strony Kościół i katolicyzm polski nie są jakąś samotną wyspą, lecz poprzez człowieka i w człowieku ścierają się tu różne prądy ideowe.

A więc prądy myślenia katolickiego, przeżywania swojej katolickości, myślenia chrześcijańskiego, tworzenia kultury polskiej w oparciu o ideały Ewangelii Jezusa z Nazaretu konfrontowane są z tymi wymiarami kultury, które nie są inspirowane przez chrześcijaństwo, lecz pozostają pod silnym wpływem różnych innych nurtów ideologicznych.

Za najważniejsze z nich uważam prądy liberalistyczne, względnie neoliberalistyczne oraz marksistowskie, ale nie w sensie pierwotnej ideologii Karola Marksa i Fryderyka Engelsa czy też komunizmu Lenina i Stalina, lecz w wersji rozwiniętej w kierunku nurtu neomarksistowskiego nowej lewicy czy Szkoły Frankfurckiej.

Uważam, że jeśli chodzi o geografię ideową Polski, to stoimy na rozdrożu pomiędzy chrześcijaństwem a liberalizmem i neosocjalizmem. To jest kontekst ideowy, w jakim należy odczytać tragedię pod Smoleńskiem oraz to, co po niej nastąpiło.

Jak w tę mapę i w ten kontekst ideowy można wpisać katastrofę pod Smoleńskiem?
– Myślę, że dokonanie podziału uroczystości rocznicowych w Katyniu na celebrację z udziałem premierów rządów polskiego i rosyjskiego i na późniejszą uroczystość z głową polskiego państwa, panem prezydentem prof. Lechem Kaczyńskim, który nie został zaproszony na główne obchody, wynikało stąd, że po prostu mieliśmy do czynienia już w samym przygotowaniu koncepcyjnym ze starciem ideowym postawy narodowej, propolskiej i prokatolickiej z tendencją zdominowaną – nazwijmy to ostrożnie – wpływem myślenia neoliberalistyczno-neosocjalistycznego.

A więc gdyby nie było tego rozbicia uroczystości i prezydent Lech Kaczyński wraz z Rodzinami Katyńskimi przybył na główne uroczystości 7 kwietnia, które, jak wiadomo, przebiegły bez zakłóceń, nie doszłoby do tej tragedii?
– Właśnie, mamy tu poniekąd dowód na to, co powiedziałem. Pozytywny przebieg pierwszej uroczystości potwierdza słuszność mojej tezy, że nie doszłoby do tragedii pod Smoleńskiem, gdyby nie ten spór ideowy, który kazał prezydentowi RP wraz ze znamienitymi przedstawicielami głównie prawej strony politycznej naszego parlamentu, kultury, życia publicznego oraz takich pronarodowych instytucji jak choćby Kościół i wojsko, przybyć do Katynia trzy dni po głównych uroczystościach i lądować w innych już warunkach na znacznie gorzej przygotowanym lotnisku, na którym już zdemontowano – jak podaje prasa – urządzenia naprowadzające samoloty w trudnych warunkach pogodowych. Wśród hipotez dotyczących przyczyn katastrofy pojawia się nawet koncepcja zamachu, chociaż w tej kwestii należy jeszcze poczekać na fachowe ekspertyzy.

Czy oznacza to, że tragiczne, jednostkowe wydarzenie, jakim była katastrofa lotnicza, w kontekście starcia ideowego, o którym mówił Ksiądz Profesor, przestaje być li tylko dziełem przypadku i wpisuje się również w cały kontekst prób rozrachunku ze zbrodniczymi ideologiami, co niejako symbolizuje nierozliczona dotąd zbrodnia katyńska?
– Tak uważam. Tragedia smoleńska wyrasta z klimatu z jednej strony radykalnego liberalizmu, a z drugiej strony nie mniej radykalnego socjalistyczno-komunistycznego kolektywizmu. Tragedia w takim wymiarze bez istnienia tych ideologii byłaby nie do pomyślenia, po prostu by się nie wydarzyła. Para prezydencka i wszyscy w tym samolocie lecieli przecież, by powiedzieć światu o nieosądzonej dotychczas zbrodni komunistycznej w Katyniu jako na wskroś ludobójczej.

Do dziś osądzono zbrodnie zaledwie niewielkiej części ruchów socjalistycznych w postaci nazizmu hitlerowskiego, czyli niemieckiego narodowego socjalizmu. Prawodawstwo Polski, Europy i świata nie jest zdolne do rozliczenia liberalizmu z jego wielowiekowych antyludzkich nadużyć, podobnie zresztą jak pozostałych nurtów socjalistyczno-komunistycznych i neokomunistycznych. I dlatego żyjemy w takiej zasadniczo rozchwianej ideowo epoce.

Jeżeli nie dokonamy rozumowego, sprawiedliwego rozrachunku z liberalizmem i jego wszystkimi pochodnymi oraz z socjalizmem w jego wszystkich postaciach, to nie poradzimy sobie ani z przezwyciężeniem skutków tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, ani z właściwym ukształtowaniem rzeczywistości polskiej czy to w wymiarze wewnętrznym, czy w kontekście relacji z Unią Europejską, która pozostaje pod bardzo silnymi wpływami neoliberalnymi i nowej lewicy.

Zwłaszcza ten drugi nurt ideowy jest obecnie dominujący w myśleniu i sposobie działania instytucji europejskich. Stąd takie uderzanie w dziecko poczęte, w rodzinę, w małżeństwo, w naród z neolewackich pozycji ideologicznych.

W potocznej świadomości politycznej Polaków utarło się – głównie pod wpływem mediów – przekonanie, że po 1989 r. „skończył się w Polsce komunizm” i przynajmniej ta ideologia już nam nie zagraża. To było złudzenie?
– Tak, jedną z największych iluzji, jakiej uległa większość Polaków po roku 1989, było przekonanie, że po usunięciu zewnętrznych struktur realnego socjalizmu PRL i po rozpadzie Związku Sowieckiego można ogłosić również rozpad ideowy marksizmu-leninizmu. A to niestety wymaga dopiero poważnych analiz, przepracowania i ideowego przezwyciężenia, które do chwili obecnej w dziejach myśli ludzkiej nie nastąpiło.

Z filozoficznego punktu widzenia zewnętrzne struktury państwa czy innych instytucji są zawsze efektem wewnętrznych przekonań. I jakkolwiek te pierwsze można stosunkowo szybko zmienić, to bardzo żmudnym procesem jest twórcza praca nad przemianą niekiedy istotnie zdeformowanych struktur myślenia.

Ideowe przemiany, czyli przemiany myślenia, chcenia, przeżywania i rozumienia świata, są procesem rozłożonym na dziesiątki lat, a pewne przemiany w zakresie np. świadomości narodowej można nawet mierzyć w wiekach. Przemiany ludzkie w sensie istotowym, a więc przemiany duchowe, osobowe, kulturowe, trwają bardzo długo. Już szybciej dokonują się pewne zmiany natury politycznej, ekonomicznej czy technicznej.

Tymczasem do walki o „polską duszę” przystąpiły mniej dotąd znane nurty ideologiczne…
– Tu pojawia się dzisiaj zasadniczy problem. Nasz Naród przez poprzednie pół wieku był konfrontowany głównie z realnym socjalizmem, względnie komunizmem sowieckim, i przez lata wypracował wobec tego zagrożenia właściwą pozycję. Nawet gdy uwzględnimy wszystkie działania agresywnej agentury, wciągania różnych środowisk do współpracy, to był to jednak problem drugorzędny wobec zasadniczej struktury myśli narodowej, która dzięki imponującej działalności ewangelizacyjnej Kościoła katolickiego pozostała dalece chrześcijańską.

Naród zdał zasadniczo pozytywnie egzamin z konfrontacji z marksizmem-leninizmem, choć wyszedł z tej walki – straciliśmy przecież w latach 40. ubiegłego wieku znaczną część naszej elity umysłowej – mocno poraniony. Natomiast to, co było zaskoczeniem po 1989 r., z czym Polska nie daje sobie rady przez całe ostatnie dwudziestolecie, to jest sprawa konfrontacji katolickiego chrześcijaństwa w Polsce z różnymi nurtami neoliberalistyczno-neolewackimi, pochodnymi liberalizmu i socjalizmu.

Te nurty były dla Polaków dotąd w zasadzie nieznane. Nawet polscy uczeni, poza nielicznymi, nie podejmowali badań nad nimi. Gdy w latach 90. wyznałem jednemu ze znanych polskich filozofów, że zajmuję się nową lewicą, odpowiedział mi: „Po co? Przecież to lata 60. Szkoda tracić czas”. A dziś, proszę zobaczyć, jak wiele rządów państw Unii Europejskiej jest neomarksistowskiej proweniencji.

Ksiądz Profesor poświęcił problematyce filozoficznych podstaw nowej lewicy wiele lat studiów i pracy naukowej, głównie w Niemczech. Czy zachodzą jakieś znaczące różnice między przejawami tej ideologii na Zachodzie i w Polsce?
– Nie ma istotnej różnicy między nową lewicą w Polsce, w byłych krajach satelickich imperium sowieckiego, a nową lewicą na Zachodzie. To jest cały czas ta sama formacja umysłowa. Dla niej zarówno „Manifest komunistyczny” Marksa i Engelsa, jak i np. komunizm w wersji Lenina to za mało. Jeszcze w latach 30. Max Horkheimer i Theodor Adorno, prekursorzy tego nurtu, stwierdzili wyraźnie, że trzeba napisać jeszcze bardziej radykalny manifest neomarksistowski.

Ta radykalizacja polega na tym, że o ile dla liberalizmu istnieje absolutna jednostka ludzka jako punkt odniesienia, a dla marksizmu – absolutny kolektyw, to nowa lewica zrywa ze wszystkim, co jest absolutne. Nie istnieje więc żaden punkt odniesienia absolutnego. Nowa lewica zrywa wszelki związek z czymś, co by było światem transcendentnym wobec widzialnej rzeczywistości. I to jest wspólne dla nowej lewicy na Zachodzie – w Ameryce i Europie, a także i u nas.

Kto w Polsce reprezentuje ten nurt?
– Powiem krótko, każde środowisko, które godzi w wartości absolutne, czyli przede wszystkim w objawionego Boga Osobowego i Jego Słowo, a tym samym w wartość Kościoła świętego jako rzeczywistości Bosko-ludzkiej i jego nauki. Nowa lewica w jednym z głównych punktów swojego programu podkreśla, że trzeba skasować definitywnie Kościół. Nie jest w tym zresztą odosobniona. Również dla neoliberalizmu związek liberałów jest jakby nowym kościołem. Dla socjalistów takim kościołem jest partia komunistyczna.

W nowej lewicy nie może być już mowy o żadnej instytucji zastępczej dla Kościoła, ponieważ byłby to przejaw religijnej wizji rzeczywistości, a nowa lewica zrywa ze wszystkimi elementami religijnymi. Wszystko, co ma związek z religią, musi zostać wyeliminowane. W ten kontekst wpisana jest trwająca od dłuższego czasu, ale obecnie znacznie nasilona, walka z krzyżem, Urzędem Piotrowym, osobą Ojca Świętego Benedykta XVI. Wyznawców nowej lewicy można zidentyfikować jako tych, którzy starają się zrelatywizować w Polsce wartość Kościoła, którzy uderzają w biskupów, kapłanów, naród chrześcijański, a nierzadko ośmieszają i poniżają godność katolików.

Charakterystyczną cechą tej formacji umysłowej jest również relatywizacja bytowości człowieka. Co prawda w marksizmie również dochodziło do tego, ale tylko wobec człowieka jako jednostki, w liberalizmie relatywizowano człowieka jako istotę społeczną, w nazizmie mamy do czynienia z relatywizacją człowieka nienależącego do rasy nordyckiej, tymczasem w ideologii nowej lewicy mamy do czynienia z relatywizacją człowieka zarówno wymiarze jednostkowym, jak i wspólnotowym, a więc w wymiarze narodowym, państwowym i każdym innym. Mamy tu do czynienia z totalną relatywizacją człowieka jako człowieka.

I dlatego też nowa lewica angażuje się w takie destrukcyjne inicjatywy, jak kwestia dopuszczalności zabijania dzieci poczętych, eutanazji, modyfikacji genetycznej człowieka, zapłodnienia in vitro, a więc kampanie promujące antyludzkie praktyki, które albo unicestwiają człowieka, albo godzą w pierwotną, wrodzoną godność osoby ludzkiej. Sądzę, że każde środowisko akceptujące te zbrodnicze akty opowiada się także za takimi destrukcyjnymi ideologiami jak nurt liberalistyczny, neosocjalistyczny albo też za mieszaniną tych obydwu nurtów.

Jednak w Polsce niewiele jest dziś środowisk manifestujących otwarcie radykalnie wrogi stosunek do instytucji Kościoła i jego nauczania.
– Dzieje się tak tylko ze względu na jeszcze silny polski katolicyzm, z którym środowiska te boją się stanąć do otwartej walki. Ale nie łudźmy się, tak będzie tylko do czasu. Mamy już takie akty, na razie mało spektakularne, jak zdejmowanie krzyży czy stałe zwalczanie środowiska skupionego wokół Radia Maryja. Można powiedzieć, że „duch czasu” bada Polskę katolicką, na ile można nią manipulować. I stara się jej dozować tę truciznę ideologiczną stosownie do aktualnego stanu świadomości polskich katolików. Ale jeśli któryś z tych nurtów ideologicznych rozwinąłby się politycznie, naukowo, medialnie i zadomowił w różnych instytucjach polskiego państwa czy w Kościele, to wtedy proces spustoszenia polskiej, chrześcijańskiej kultury będzie postępował bardzo szybko.

Jak to wygląda na Zachodzie?
– Już w latach 60. ubiegłego wieku zaobserwowano marsz neomarksizmu poprzez wszystkie instytucje Republiki Federalnej Niemiec. Dzisiaj ten marsz przebiega w zasadzie przez największe instytucje organizacji międzynarodowych i rządów w wymiarze nieomal globalnym.

Co prawda w myśli niektórych reprezentantów Szkoły Frankfurckiej, a więc przedstawicieli neomarksizmu liberalistycznej nieco proweniencji, jak Juergen Habermas, nastąpiło pewne złagodzenie, np. w kwestii religii, i przyznanie, że na razie, ponieważ ludzie nie są na odpowiednim poziomie intelektualnym i jeszcze potrzebują religii, to można ją przez jakiś czas tolerować.

Jaka perspektywa rysuje się przed cywilizacją zachodnią, jeśli nowa lewica przejęłaby kontrolę nad jej rozwojem?
– Uważam, że jest to kierunek bardzo destrukcyjny, znacznie bardziej niebezpieczny niż inne ideologie, prowadzący aż do samego nihilizmu. O ile w pierwotnym liberalizmie usiłowano, choć nieudolnie, jakoś ocalić jednostkę ludzką pojętą w sposób absolutystyczny, w systemach socjalistyczno-komunistycznych próbowano dowartościować społeczność, niestety kosztem jednostki, to zawsze był tam jakiś w pewnym sensie „pozytywny” cel, do którego dążono często po trupach.

Natomiast w systemie neomarksistowskim pod szyldem nowej lewicy nie ma żadnego pozytywnego celu. Zakłada ona, że wszystko wychodzi z nicości, która właściwie jest istotą rzeczywistości. A więc światem rządzi bezsens, bezwartościowość i w związku z tym celem wszelkiego działania, tej tzw. globalnej rewolucji kulturowej, która ma być prowadzona permanentnie, jest całkowite unicestwienie wszelkich wartości, co prowadzi do totalnej autodestrukcji naszej cywilizacji.

Nie jest to porywająca wizja społeczna. Jak znajduje ona zwolenników?
– Metodą tworzenia iluzji i za pomocą precyzyjnie przemyślanych manipulacji. Już w latach 30. zastosowano przewrotną argumentację, że skoro ludzkości nie wyzwoliły z biedy ani liberalizm rewolucji francuskiej, ani rewolucja bolszewicka, to trzeba postawić na światową rewolucję kulturową. To ona wyzwoli ludzi z ich trosk. Niestety, wielu ludzi uwierzyło w tę iluzję.

Każda ideologia w odróżnieniu od prawdziwej nauki, religii i sztuki bazuje właśnie na iluzjach. Ale te iluzje mają określoną celowość. Mogą wprowadzić człowieka w błąd, ale mogą go także uśmiercić. W świetle moich badań źródłowych dzieł filozoficzno-socjologicznych nowej lewicy ośmielam się stawiać tezę, że radykalizacja socjalizmu i komunizmu w Szkole Frankfurckiej ma za zadanie pozbawienie ludzkości jakiegokolwiek pozytywnego celu i sensu jej istnienia oraz twórczego działania.

Jak w kontekście tych tarć ideologicznych w Polsce widzi Ksiądz Profesor spontaniczną ludzką reakcję po katastrofie smoleńskiej? Ogromna część Polaków zademonstrowała przywiązanie do wartości narodowych i religijnych, które były dotąd spychane gdzieś na margines naszego publicznego życia.
– Odczuwam najwyższy szacunek wobec tej części mojego Narodu, która wykazała się wspaniałym poziomem chrześcijańskiej postawy wobec tragedii w Katyniu i pod Smoleńskiem. Chciałbym oddać hołd tym ludziom, którzy w tak wielkiej liczbie oparli się potężnej, zmasowanej, zaprogramowanej w szczegółach manipulacji medialnej, intelektualnej, politycznej i potrafili poprzez tę podwójną tragedię Katynia i Smoleńska zdobyć się na wręcz heroiczną postawę godną pamięci polskich oficerów zamordowanych przez komunistów 70 lat temu i ofiar niewyjaśnionej jeszcze tragedii pod Smoleńskiem.

W tym kontekście ideologicznym, jaki mamy dziś w Polsce, gdy przez nową lewicę programowo kasowany jest każdy prawdziwy autorytet, bardzo trudno jest być Polakiem manifestującym swą wiarę katolicką, patriotyzm, przywiązanie do wartości rodzinnych i narodowych. Najważniejszym bowiem narzędziem metodologicznym neomarksizmu jest krytyka, która ma za zadanie unicestwienie człowieka nie tylko w sensie moralnym, politycznym, kulturowym czy religijnym, ale w konsekwencji – wręcz bytowym.

Tragedia w Smoleńsku jest taką wypadkową ścierania się tych przeciwstawnych nurtów ideologicznych w Polsce, tak zresztą jak tragedia katyńska też była wypadkową ścierania się ideologicznego ówczesnego świata. Żyję nadzieją, że Naród Polski, który zdobył się w dniach żałoby na taki heroizm ducha, wiary, szacunku i prawdziwej miłości chrześcijańskiej, nie podda się także w przyszłości żadnej manipulacji ideologicznej w różnych swoich decyzjach osobistych oraz mających wpływ na dobro wspólne Rzeczypospolitej.

Daj Boże, by nasz Naród postawił świadomie na opcję wyrastającą z naszej ponadtysiącletniej wielkiej kultury polskiej, tzn. z naszego ducha polskiego i katolickiego, bo tylko ta jedyna „Droga”, której na imię Jezus Chrystus, była, jest i z całą pewnością będzie zarówno dla Polski i Polaków, jak i dla całej rodziny ludzkiej zwycięska.

Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Powielanie starych błędów


Środa, 12 maja 2010

Ani po katastrofie śmigłowca z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie, ani po rozbiciu samolotu transportowego CASA C295M w wojsku nie wprowadzono zmian, które podniosłyby bezpieczeństwo lotów. Postulowali to eksperci zgłaszający zdania odrębne do oficjalnych protokołów opisujących przyczyny wypadków. W obydwu przypadkach popełniono podobne błędy, które mogły mieć wpływ na bezpieczeństwo lotów. Niewykluczone, że popełniono też błędy przy organizacji i zabezpieczeniu lotu Tu-154M do Smoleńska 10 kwietnia br.

Śmigłowiec z premierem Millerem awaryjnie lądował w lesie 4 grudnia 2003 roku. Nikt nie zginął, ale kilka osób odniosło obrażenia. Premier uznał wówczas, że pilot uratował mu życie, i taka wersja została oficjalnie przyjęta przez wojskową Komisję Badania Wypadków Lotniczych. Czy jednak usłyszeliśmy całą prawdę? Komisja nie była w tej sprawie jednomyślna, a zgłoszone do protokołu zdania odrębne nie zostały upublicznione.

„Nasz Dziennik” dotarł do tych informacji. Z ustaleń komisji wynikało m.in., że już warunki pogodowe we Wrocławiu (skąd startował śmigłowiec) były gorsze niż minimalne (start przy podstawie chmur równej 30 m wobec wymaganych 100 m). Wskazano również na złą organizację pracy w jednostce lotniczej oraz na złą współpracę załogi śmigłowca – to spowodowało nadmierne obciążenie dowódcy, co skutkowało m.in. nieprecyzyjnym sterowaniem maszyną.

Za przyczynę wypadku uznano zgaśnięcie silników na skutek oblodzenia. Po wypadku zwrócono też uwagę na nieodpowiedni system szkoleń pilotażu personelu latającego w zakresie lotów IFR (Instrumental Flight Rules) w trudnych warunkach atmosferycznych, jak również w sytuacjach awaryjnych. Wszystkie uwagi zawarte w zdaniach odrębnych znalazły się w zaleceniach komisji.

Ile z nich zrealizowano?
Odpowiedź na to pytanie przyniosła kolejna katastrofa z udziałem wojskowej maszyny – tym razem tragiczna w skutkach. 23 stycznia 2008 r. pod Mirosławcem rozbił się CASA-295M z dowódcami wojskowymi na pokładzie. Wszyscy zginęli. Okazało się, że nie tylko załoga statku powietrznego i kontrola lotów popełniała błędy, ale niedociągnięcia widoczne były już na etapie planowania lotu.

I tak m.in. dowódca 13. eskadry lotnictwa transportowego zaakceptował złożone zbyt późno zapotrzebowanie na wykonanie lotu (mogło to utrudnić skompletowanie odpowiednio wyszkolonej załogi). Błędnie zaplanowano czas pracy załogi, a na dowódcę wskazano pilota mającego doświadczenie z samolotami CASA C-295M, ale nie na egzemplarzu serii 2. Jako drugiego pilota zaakceptowano osobę nieposiadającą uprawnień do wykonywania lotów na samolocie C-295M w trudnych warunkach.

Jak zauważyli eksperci, taki system doboru spowodował, że w czasie lotu w warunkach pogodowych bliskich minimum dowódca załogi został pozbawiony wsparcia drugiego (mniej doświadczonego) członka załogi i tym samym był nadmiernie obciążony pracą w kabinie. Warto zaznaczyć, że w lotnictwie cywilnym najsłabszym ogniwem jest gorzej wyszkolony pilot, i to jego umiejętności są wyznacznikiem granicy dopuszczalności lotu…

Wśród elementów mogących mieć wpływ na wypadek CASY odnotowano m.in. brak szkoleń pozwalających na pełne wykorzystanie potencjału załogi, anachroniczne zapisy regulaminowe czy niedociągnięcia szkoleniowe skutkujące pomijaniem przez załogę niektórych zapisów list kontrolnych (zablokowanie komunikatów głosowych systemu EGPWS), niewłaściwe nastawy wysokościomierzy, niestosowanie wzajemnych sprawdzeń m.in. nastaw wysokościomierzy na panelu dowódcy i drugiego pilota. Odnotowano też złą komunikację z kontrolerem lotu.

Miało nie być powtórki
Po tym wypadku Bogdan Klich, minister obrony narodowej, zapewniał, że taka katastrofa nigdy się nie powtórzy, a wojsko wyciągnęło właściwe wnioski. Kolejny wypadek wojskowej maszyny stał się jednak faktem już 10 kwietnia br.

Ostatnie doniesienia na temat kastrofy Tu-154M mogą wskazywać na to, że prezydencki lot mógł nie być właściwie przygotowany i zabezpieczony. Umiejętności pilotów raczej nie budzą wątpliwości, ale pojawiają się niejasne i niepokojące informacje na temat komunikacji z samolotem – zarówno służb polskich, jak i rosyjskich. Wiemy, że dowódca statku właściwie przygotowywał się do lotu i zapoznawał się z prognozami. Nie wiemy jednak, czy docierały do niego kolejne komunikaty o zmieniającej się aurze.

Jak zapewnił w rozmowie z IAR ppłk Robert Kupracz, rzecznik Sił Powietrznych, 10 kwietnia o godzinie 8.25 strona polska dostała depeszę synoptyczną ze stacji meteorologicznej znajdującej się nieopodal lotniska w Smoleńsku. Depesza miała wskazywać, że warunki pogodowe się zmieniły i niebo jest zamglone, a widoczność spadła do 500 metrów. Tu-154M był w drodze i nie wiemy, czy ta informacja dotarła do pilotów.

Wiemy też, że przed opuszczeniem strefy białoruskiej piloci mieli być przestrzegani przed złymi warunkami pogodowymi. Doświadczeni lotnicy wskazują, iż żaden pilot nie zdecydowałby się na lądowanie poniżej warunków minimalnych – w przypadku lotniska w Smoleńsku samolot nie powinien więc zejść poniżej 100 metrów. – Nasi lotnicy byli przygotowani, by polecieć praktycznie wszędzie.

Nigdy też nie było żadnej tolerancji na naruszanie przepisów w lotnictwie. One są pisane krwią, to są zdarzenia lotnicze, które nawet nie pozwalają myśleć o naruszaniu tych przepisów – mówił w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” gen. dyw. pil. dr Anatol Czaban, szef szkolenia Sił Powietrznych.

Z jakich więc powodów maszyna jeszcze przed pasem startowym znalazła się tuż nad ziemią? Czy pilot dysponował właściwymi danymi na temat położenia samolotu? Czy miał kontrolę nad samolotem, czy też już niesterowalna maszyna runęła na ziemię?

Pytań jest więcej. Nie wiemy, dlaczego lotnisko w Smoleńsku nie było właściwe przygotowane na przyjęcie samolotu (także w najtrudniejszych warunkach), dlaczego nikt nie zadbał o to, by lot kontrolowali oddelegowani do Smoleńska polscy kontrolerzy oraz specjaliści ruchu lotniczego. Dlaczego nie przewidziano innego wariantu lądowania i przewiezienia członków delegacji na uroczystości?

Marcin Austyn
Nasz Dziennik

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized

Znaleziona w Smoleńsku część samolotu ważna, ale nie kluczowa dla śledztwa


Środa, 12 maja (17:08)

Urządzenie nawigacyjne znalezione w ostatnich dniach na miejscu katastrofy w Smoleńsku zostanie przebadane, ale nie jest kluczowe dla śledztwa – powiedział reporterowi RMF FM prokurator generalny Andrzej Seremet. To dziennikarze znaleźli część żyrokompasu.

Seremet nie bagatelizuje znaleziska, ale parametry lotu i wszystkie odczyty z urządzeń niezbędne dla śledztwa są zapisane na czarnych skrzynkach. Mimo to żyrokompas zostanie zbadany i wszystko wskazuje, że zrobią to polscy eksperci. O ile wiem, chyba przewieziono go do Polski i trafił w takim razie w ręce polskie – stwierdził prokurator generalny w rozmowie z reporterem RMF FM Mariuszem Piekarskim.

Seremet dodał, że każda część samolotu może mieć znaczenie dla śledztwa, ale przestrzegł, że nie wszystkie elementy zebrane w miejscu katastrofy muszą pochodzić z roztrzaskanego tupolewa. Trzeba mieć świadomość, że miejsce, w którym doszło do katastrofy, było swego rodzaju śmietniskiem, obok starej jednostki wojskowej, w której przesadnie o czystość nie dbano. I tam zapewne będą znajdowały się rozmaite przedmioty, które niekoniecznie muszą należeć do ofiar katastrofy – tłumaczył prokurator generalny.

Jak dodał, sami Rosjanie wiele rzeczy znalezionych na miejscu katastrofy od razu wykluczyli z listy dowodów rzeczowych jako nieprzydatne dla śledztwa.

Mariusz Piekarski
RMF FM

Dodaj komentarz

Filed under Uncategorized