Środa, 12 maja 2010
Z ks. prof. dr. hab. Tadeuszem Guzem, kierownikiem Katedry Filozofii Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Adam Kruczek
Po okresie żałoby narodowej po katastrofie pod Smoleńskiem, w wyniku której utraciliśmy znaczącą część elity, głównie polskiej prawicy, najwyższych dowódców sił zbrojnych, duchownych i działaczy społecznych nurtu niepodległościowego, nadszedł czas na próbę racjonalizacji tego bezprecedensowego w naszych dziejach wydarzenia. W ramach tej niejako narodowej refleksji Ksiądz Profesor sformułował tezę, że do tragedii smoleńskiej by nie doszło, gdyby nie bardzo silne w Polsce wpływy ideologiczne liberalizmu i neosocjalizmu.
– Tak, uważam, że fakty historyczne mają swoje uwarunkowania ideowe i tak samo jest w tym przypadku. Jeśli chodzi o usytuowanie ideowe Polski dzisiaj, to z jednej strony jako Naród katolicki od ponad 1000 lat znajdujemy się pod bardzo silnym wpływem nauki katolickiej i chrześcijańskiego myślenia, ale z drugiej strony Kościół i katolicyzm polski nie są jakąś samotną wyspą, lecz poprzez człowieka i w człowieku ścierają się tu różne prądy ideowe.
A więc prądy myślenia katolickiego, przeżywania swojej katolickości, myślenia chrześcijańskiego, tworzenia kultury polskiej w oparciu o ideały Ewangelii Jezusa z Nazaretu konfrontowane są z tymi wymiarami kultury, które nie są inspirowane przez chrześcijaństwo, lecz pozostają pod silnym wpływem różnych innych nurtów ideologicznych.
Za najważniejsze z nich uważam prądy liberalistyczne, względnie neoliberalistyczne oraz marksistowskie, ale nie w sensie pierwotnej ideologii Karola Marksa i Fryderyka Engelsa czy też komunizmu Lenina i Stalina, lecz w wersji rozwiniętej w kierunku nurtu neomarksistowskiego nowej lewicy czy Szkoły Frankfurckiej.
Uważam, że jeśli chodzi o geografię ideową Polski, to stoimy na rozdrożu pomiędzy chrześcijaństwem a liberalizmem i neosocjalizmem. To jest kontekst ideowy, w jakim należy odczytać tragedię pod Smoleńskiem oraz to, co po niej nastąpiło.
Jak w tę mapę i w ten kontekst ideowy można wpisać katastrofę pod Smoleńskiem?
– Myślę, że dokonanie podziału uroczystości rocznicowych w Katyniu na celebrację z udziałem premierów rządów polskiego i rosyjskiego i na późniejszą uroczystość z głową polskiego państwa, panem prezydentem prof. Lechem Kaczyńskim, który nie został zaproszony na główne obchody, wynikało stąd, że po prostu mieliśmy do czynienia już w samym przygotowaniu koncepcyjnym ze starciem ideowym postawy narodowej, propolskiej i prokatolickiej z tendencją zdominowaną – nazwijmy to ostrożnie – wpływem myślenia neoliberalistyczno-neosocjalistycznego.
A więc gdyby nie było tego rozbicia uroczystości i prezydent Lech Kaczyński wraz z Rodzinami Katyńskimi przybył na główne uroczystości 7 kwietnia, które, jak wiadomo, przebiegły bez zakłóceń, nie doszłoby do tej tragedii?
– Właśnie, mamy tu poniekąd dowód na to, co powiedziałem. Pozytywny przebieg pierwszej uroczystości potwierdza słuszność mojej tezy, że nie doszłoby do tragedii pod Smoleńskiem, gdyby nie ten spór ideowy, który kazał prezydentowi RP wraz ze znamienitymi przedstawicielami głównie prawej strony politycznej naszego parlamentu, kultury, życia publicznego oraz takich pronarodowych instytucji jak choćby Kościół i wojsko, przybyć do Katynia trzy dni po głównych uroczystościach i lądować w innych już warunkach na znacznie gorzej przygotowanym lotnisku, na którym już zdemontowano – jak podaje prasa – urządzenia naprowadzające samoloty w trudnych warunkach pogodowych. Wśród hipotez dotyczących przyczyn katastrofy pojawia się nawet koncepcja zamachu, chociaż w tej kwestii należy jeszcze poczekać na fachowe ekspertyzy.
Czy oznacza to, że tragiczne, jednostkowe wydarzenie, jakim była katastrofa lotnicza, w kontekście starcia ideowego, o którym mówił Ksiądz Profesor, przestaje być li tylko dziełem przypadku i wpisuje się również w cały kontekst prób rozrachunku ze zbrodniczymi ideologiami, co niejako symbolizuje nierozliczona dotąd zbrodnia katyńska?
– Tak uważam. Tragedia smoleńska wyrasta z klimatu z jednej strony radykalnego liberalizmu, a z drugiej strony nie mniej radykalnego socjalistyczno-komunistycznego kolektywizmu. Tragedia w takim wymiarze bez istnienia tych ideologii byłaby nie do pomyślenia, po prostu by się nie wydarzyła. Para prezydencka i wszyscy w tym samolocie lecieli przecież, by powiedzieć światu o nieosądzonej dotychczas zbrodni komunistycznej w Katyniu jako na wskroś ludobójczej.
Do dziś osądzono zbrodnie zaledwie niewielkiej części ruchów socjalistycznych w postaci nazizmu hitlerowskiego, czyli niemieckiego narodowego socjalizmu. Prawodawstwo Polski, Europy i świata nie jest zdolne do rozliczenia liberalizmu z jego wielowiekowych antyludzkich nadużyć, podobnie zresztą jak pozostałych nurtów socjalistyczno-komunistycznych i neokomunistycznych. I dlatego żyjemy w takiej zasadniczo rozchwianej ideowo epoce.
Jeżeli nie dokonamy rozumowego, sprawiedliwego rozrachunku z liberalizmem i jego wszystkimi pochodnymi oraz z socjalizmem w jego wszystkich postaciach, to nie poradzimy sobie ani z przezwyciężeniem skutków tragedii z 10 kwietnia 2010 roku, ani z właściwym ukształtowaniem rzeczywistości polskiej czy to w wymiarze wewnętrznym, czy w kontekście relacji z Unią Europejską, która pozostaje pod bardzo silnymi wpływami neoliberalnymi i nowej lewicy.
Zwłaszcza ten drugi nurt ideowy jest obecnie dominujący w myśleniu i sposobie działania instytucji europejskich. Stąd takie uderzanie w dziecko poczęte, w rodzinę, w małżeństwo, w naród z neolewackich pozycji ideologicznych.
W potocznej świadomości politycznej Polaków utarło się – głównie pod wpływem mediów – przekonanie, że po 1989 r. „skończył się w Polsce komunizm” i przynajmniej ta ideologia już nam nie zagraża. To było złudzenie?
– Tak, jedną z największych iluzji, jakiej uległa większość Polaków po roku 1989, było przekonanie, że po usunięciu zewnętrznych struktur realnego socjalizmu PRL i po rozpadzie Związku Sowieckiego można ogłosić również rozpad ideowy marksizmu-leninizmu. A to niestety wymaga dopiero poważnych analiz, przepracowania i ideowego przezwyciężenia, które do chwili obecnej w dziejach myśli ludzkiej nie nastąpiło.
Z filozoficznego punktu widzenia zewnętrzne struktury państwa czy innych instytucji są zawsze efektem wewnętrznych przekonań. I jakkolwiek te pierwsze można stosunkowo szybko zmienić, to bardzo żmudnym procesem jest twórcza praca nad przemianą niekiedy istotnie zdeformowanych struktur myślenia.
Ideowe przemiany, czyli przemiany myślenia, chcenia, przeżywania i rozumienia świata, są procesem rozłożonym na dziesiątki lat, a pewne przemiany w zakresie np. świadomości narodowej można nawet mierzyć w wiekach. Przemiany ludzkie w sensie istotowym, a więc przemiany duchowe, osobowe, kulturowe, trwają bardzo długo. Już szybciej dokonują się pewne zmiany natury politycznej, ekonomicznej czy technicznej.
Tymczasem do walki o „polską duszę” przystąpiły mniej dotąd znane nurty ideologiczne…
– Tu pojawia się dzisiaj zasadniczy problem. Nasz Naród przez poprzednie pół wieku był konfrontowany głównie z realnym socjalizmem, względnie komunizmem sowieckim, i przez lata wypracował wobec tego zagrożenia właściwą pozycję. Nawet gdy uwzględnimy wszystkie działania agresywnej agentury, wciągania różnych środowisk do współpracy, to był to jednak problem drugorzędny wobec zasadniczej struktury myśli narodowej, która dzięki imponującej działalności ewangelizacyjnej Kościoła katolickiego pozostała dalece chrześcijańską.
Naród zdał zasadniczo pozytywnie egzamin z konfrontacji z marksizmem-leninizmem, choć wyszedł z tej walki – straciliśmy przecież w latach 40. ubiegłego wieku znaczną część naszej elity umysłowej – mocno poraniony. Natomiast to, co było zaskoczeniem po 1989 r., z czym Polska nie daje sobie rady przez całe ostatnie dwudziestolecie, to jest sprawa konfrontacji katolickiego chrześcijaństwa w Polsce z różnymi nurtami neoliberalistyczno-neolewackimi, pochodnymi liberalizmu i socjalizmu.
Te nurty były dla Polaków dotąd w zasadzie nieznane. Nawet polscy uczeni, poza nielicznymi, nie podejmowali badań nad nimi. Gdy w latach 90. wyznałem jednemu ze znanych polskich filozofów, że zajmuję się nową lewicą, odpowiedział mi: „Po co? Przecież to lata 60. Szkoda tracić czas”. A dziś, proszę zobaczyć, jak wiele rządów państw Unii Europejskiej jest neomarksistowskiej proweniencji.
Ksiądz Profesor poświęcił problematyce filozoficznych podstaw nowej lewicy wiele lat studiów i pracy naukowej, głównie w Niemczech. Czy zachodzą jakieś znaczące różnice między przejawami tej ideologii na Zachodzie i w Polsce?
– Nie ma istotnej różnicy między nową lewicą w Polsce, w byłych krajach satelickich imperium sowieckiego, a nową lewicą na Zachodzie. To jest cały czas ta sama formacja umysłowa. Dla niej zarówno „Manifest komunistyczny” Marksa i Engelsa, jak i np. komunizm w wersji Lenina to za mało. Jeszcze w latach 30. Max Horkheimer i Theodor Adorno, prekursorzy tego nurtu, stwierdzili wyraźnie, że trzeba napisać jeszcze bardziej radykalny manifest neomarksistowski.
Ta radykalizacja polega na tym, że o ile dla liberalizmu istnieje absolutna jednostka ludzka jako punkt odniesienia, a dla marksizmu – absolutny kolektyw, to nowa lewica zrywa ze wszystkim, co jest absolutne. Nie istnieje więc żaden punkt odniesienia absolutnego. Nowa lewica zrywa wszelki związek z czymś, co by było światem transcendentnym wobec widzialnej rzeczywistości. I to jest wspólne dla nowej lewicy na Zachodzie – w Ameryce i Europie, a także i u nas.
Kto w Polsce reprezentuje ten nurt?
– Powiem krótko, każde środowisko, które godzi w wartości absolutne, czyli przede wszystkim w objawionego Boga Osobowego i Jego Słowo, a tym samym w wartość Kościoła świętego jako rzeczywistości Bosko-ludzkiej i jego nauki. Nowa lewica w jednym z głównych punktów swojego programu podkreśla, że trzeba skasować definitywnie Kościół. Nie jest w tym zresztą odosobniona. Również dla neoliberalizmu związek liberałów jest jakby nowym kościołem. Dla socjalistów takim kościołem jest partia komunistyczna.
W nowej lewicy nie może być już mowy o żadnej instytucji zastępczej dla Kościoła, ponieważ byłby to przejaw religijnej wizji rzeczywistości, a nowa lewica zrywa ze wszystkimi elementami religijnymi. Wszystko, co ma związek z religią, musi zostać wyeliminowane. W ten kontekst wpisana jest trwająca od dłuższego czasu, ale obecnie znacznie nasilona, walka z krzyżem, Urzędem Piotrowym, osobą Ojca Świętego Benedykta XVI. Wyznawców nowej lewicy można zidentyfikować jako tych, którzy starają się zrelatywizować w Polsce wartość Kościoła, którzy uderzają w biskupów, kapłanów, naród chrześcijański, a nierzadko ośmieszają i poniżają godność katolików.
Charakterystyczną cechą tej formacji umysłowej jest również relatywizacja bytowości człowieka. Co prawda w marksizmie również dochodziło do tego, ale tylko wobec człowieka jako jednostki, w liberalizmie relatywizowano człowieka jako istotę społeczną, w nazizmie mamy do czynienia z relatywizacją człowieka nienależącego do rasy nordyckiej, tymczasem w ideologii nowej lewicy mamy do czynienia z relatywizacją człowieka zarówno wymiarze jednostkowym, jak i wspólnotowym, a więc w wymiarze narodowym, państwowym i każdym innym. Mamy tu do czynienia z totalną relatywizacją człowieka jako człowieka.
I dlatego też nowa lewica angażuje się w takie destrukcyjne inicjatywy, jak kwestia dopuszczalności zabijania dzieci poczętych, eutanazji, modyfikacji genetycznej człowieka, zapłodnienia in vitro, a więc kampanie promujące antyludzkie praktyki, które albo unicestwiają człowieka, albo godzą w pierwotną, wrodzoną godność osoby ludzkiej. Sądzę, że każde środowisko akceptujące te zbrodnicze akty opowiada się także za takimi destrukcyjnymi ideologiami jak nurt liberalistyczny, neosocjalistyczny albo też za mieszaniną tych obydwu nurtów.
Jednak w Polsce niewiele jest dziś środowisk manifestujących otwarcie radykalnie wrogi stosunek do instytucji Kościoła i jego nauczania.
– Dzieje się tak tylko ze względu na jeszcze silny polski katolicyzm, z którym środowiska te boją się stanąć do otwartej walki. Ale nie łudźmy się, tak będzie tylko do czasu. Mamy już takie akty, na razie mało spektakularne, jak zdejmowanie krzyży czy stałe zwalczanie środowiska skupionego wokół Radia Maryja. Można powiedzieć, że „duch czasu” bada Polskę katolicką, na ile można nią manipulować. I stara się jej dozować tę truciznę ideologiczną stosownie do aktualnego stanu świadomości polskich katolików. Ale jeśli któryś z tych nurtów ideologicznych rozwinąłby się politycznie, naukowo, medialnie i zadomowił w różnych instytucjach polskiego państwa czy w Kościele, to wtedy proces spustoszenia polskiej, chrześcijańskiej kultury będzie postępował bardzo szybko.
Jak to wygląda na Zachodzie?
– Już w latach 60. ubiegłego wieku zaobserwowano marsz neomarksizmu poprzez wszystkie instytucje Republiki Federalnej Niemiec. Dzisiaj ten marsz przebiega w zasadzie przez największe instytucje organizacji międzynarodowych i rządów w wymiarze nieomal globalnym.
Co prawda w myśli niektórych reprezentantów Szkoły Frankfurckiej, a więc przedstawicieli neomarksizmu liberalistycznej nieco proweniencji, jak Juergen Habermas, nastąpiło pewne złagodzenie, np. w kwestii religii, i przyznanie, że na razie, ponieważ ludzie nie są na odpowiednim poziomie intelektualnym i jeszcze potrzebują religii, to można ją przez jakiś czas tolerować.
Jaka perspektywa rysuje się przed cywilizacją zachodnią, jeśli nowa lewica przejęłaby kontrolę nad jej rozwojem?
– Uważam, że jest to kierunek bardzo destrukcyjny, znacznie bardziej niebezpieczny niż inne ideologie, prowadzący aż do samego nihilizmu. O ile w pierwotnym liberalizmie usiłowano, choć nieudolnie, jakoś ocalić jednostkę ludzką pojętą w sposób absolutystyczny, w systemach socjalistyczno-komunistycznych próbowano dowartościować społeczność, niestety kosztem jednostki, to zawsze był tam jakiś w pewnym sensie „pozytywny” cel, do którego dążono często po trupach.
Natomiast w systemie neomarksistowskim pod szyldem nowej lewicy nie ma żadnego pozytywnego celu. Zakłada ona, że wszystko wychodzi z nicości, która właściwie jest istotą rzeczywistości. A więc światem rządzi bezsens, bezwartościowość i w związku z tym celem wszelkiego działania, tej tzw. globalnej rewolucji kulturowej, która ma być prowadzona permanentnie, jest całkowite unicestwienie wszelkich wartości, co prowadzi do totalnej autodestrukcji naszej cywilizacji.
Nie jest to porywająca wizja społeczna. Jak znajduje ona zwolenników?
– Metodą tworzenia iluzji i za pomocą precyzyjnie przemyślanych manipulacji. Już w latach 30. zastosowano przewrotną argumentację, że skoro ludzkości nie wyzwoliły z biedy ani liberalizm rewolucji francuskiej, ani rewolucja bolszewicka, to trzeba postawić na światową rewolucję kulturową. To ona wyzwoli ludzi z ich trosk. Niestety, wielu ludzi uwierzyło w tę iluzję.
Każda ideologia w odróżnieniu od prawdziwej nauki, religii i sztuki bazuje właśnie na iluzjach. Ale te iluzje mają określoną celowość. Mogą wprowadzić człowieka w błąd, ale mogą go także uśmiercić. W świetle moich badań źródłowych dzieł filozoficzno-socjologicznych nowej lewicy ośmielam się stawiać tezę, że radykalizacja socjalizmu i komunizmu w Szkole Frankfurckiej ma za zadanie pozbawienie ludzkości jakiegokolwiek pozytywnego celu i sensu jej istnienia oraz twórczego działania.
Jak w kontekście tych tarć ideologicznych w Polsce widzi Ksiądz Profesor spontaniczną ludzką reakcję po katastrofie smoleńskiej? Ogromna część Polaków zademonstrowała przywiązanie do wartości narodowych i religijnych, które były dotąd spychane gdzieś na margines naszego publicznego życia.
– Odczuwam najwyższy szacunek wobec tej części mojego Narodu, która wykazała się wspaniałym poziomem chrześcijańskiej postawy wobec tragedii w Katyniu i pod Smoleńskiem. Chciałbym oddać hołd tym ludziom, którzy w tak wielkiej liczbie oparli się potężnej, zmasowanej, zaprogramowanej w szczegółach manipulacji medialnej, intelektualnej, politycznej i potrafili poprzez tę podwójną tragedię Katynia i Smoleńska zdobyć się na wręcz heroiczną postawę godną pamięci polskich oficerów zamordowanych przez komunistów 70 lat temu i ofiar niewyjaśnionej jeszcze tragedii pod Smoleńskiem.
W tym kontekście ideologicznym, jaki mamy dziś w Polsce, gdy przez nową lewicę programowo kasowany jest każdy prawdziwy autorytet, bardzo trudno jest być Polakiem manifestującym swą wiarę katolicką, patriotyzm, przywiązanie do wartości rodzinnych i narodowych. Najważniejszym bowiem narzędziem metodologicznym neomarksizmu jest krytyka, która ma za zadanie unicestwienie człowieka nie tylko w sensie moralnym, politycznym, kulturowym czy religijnym, ale w konsekwencji – wręcz bytowym.
Tragedia w Smoleńsku jest taką wypadkową ścierania się tych przeciwstawnych nurtów ideologicznych w Polsce, tak zresztą jak tragedia katyńska też była wypadkową ścierania się ideologicznego ówczesnego świata. Żyję nadzieją, że Naród Polski, który zdobył się w dniach żałoby na taki heroizm ducha, wiary, szacunku i prawdziwej miłości chrześcijańskiej, nie podda się także w przyszłości żadnej manipulacji ideologicznej w różnych swoich decyzjach osobistych oraz mających wpływ na dobro wspólne Rzeczypospolitej.
Daj Boże, by nasz Naród postawił świadomie na opcję wyrastającą z naszej ponadtysiącletniej wielkiej kultury polskiej, tzn. z naszego ducha polskiego i katolickiego, bo tylko ta jedyna „Droga”, której na imię Jezus Chrystus, była, jest i z całą pewnością będzie zarówno dla Polski i Polaków, jak i dla całej rodziny ludzkiej zwycięska.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik